1 maja tuż przed godz. 20 dyżurujący w radzyńskiej komendzie asp. Izdebski odebrał telefon. Po drugiej stronie słuchawki usłyszał zdenerwowany głos mężczyzny. Okazało się, że dzwoni po pomoc. Jego trzyletni wnuk stracił przytomność i nie oddychał.
– Mężczyzna był bardzo zdenerwowany, numer policji wybrał przez pomyłkę, próbując dodzwonić się na pogotowie – opowiada Piotr Mucha, rzecznik KPP w Radzyniu Podlaskim. – Kolega musiał zachować zimną krew i uspokoić rozmówcę, tak by dokładnie dowiedzieć się, z jaką sytuacją ma do czynienia po drugiej stronie słuchawki. Przez telefon wydawał mężczyźnie precyzyjne polecenia, które ten wykonywał. Policjantowi udało się w ten sposób poprowadzić resuscytację i przywrócić dziecku oddech.
W międzyczasie policjanci poinformowali o zdarzeniu dyżurnego pogotowia. Chłopiec trafił do szpitala w stanie niezagrażającym jego życiu.
Stanowisko dowodzenia to specyficzne miejsce. Jak mówi rzecznik radzyńskiej policji, ludzie dzwonią z różnymi sprawami. Dyżurny musi być przygotowany na ekstremalne sytuacje. – Gdy w słuchawce słychać roztrzęsiony głos zdenerwowanej osoby i okazuje się, że dzwoni w momencie zagrożenia czyjegoś życia, od dyżurnego zależy wiele - mówi rzecznik KPP.
Więcej w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa nr 19.
Joanna Danielewicz
Napisz komentarz
Komentarze