Zimna wiosna i opady deszczu nawet nie pozwoliły rozwinąć się pąkom jabłoni, wiśni, czereśni, porzeczki czy malin. Po pierwszej fali chłodu, która wymroziła część zbóż i pąków kwiatowych na drzewach oraz krzewach owocowych, plantatorzy w ostatnich dniach ponownie z obawą spoglądają na prognozy, i próbują zabezpieczyć na swoich polach i w sadach, to co jeszcze ocalało. – W przypadku jabłoni to wiele zależy jeszcze od ukształtowania terenu, w którym znajduje się sad. Jeśli znajduje się w jakiejś otulinie czy usytuowany jest na przykład od strony łąk, być może przymrozek nie zniszczy całej plantacji. Najgorzej jest w przypadku porzeczki. Na 18 ha mojej plantacji, mogę powiedzieć, że jest 7 ha drzewek, na których pąki zmarzły całkowicie. Myślę, że to, co się uratuje i urośnie będzie się nadawało raczej do własnego użytku, na kompot, a nie na handel – mówi pan Jacek, właściciel gospodarstwa sadowniczego z Horodyszcza w gminie Wisznice.
- Takiej niesprzyjającej pogody nie mieliśmy już dawno, a od wielu lat zajmuję się uprawą owoców. Zbiory będą na pewno niższe niż rok temu - dodaje sadownik.
Wczorajszej nocy (10 maja) temperatura na południowym Podlasiu spadła do minus 5-7 stopni. To już kolejna tak zimna noc w ostatnich tygodniach. Ostrzeżenie przed niskimi temperaturami zagrażającymi uprawom wydał nawet Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej.
W związku z przymrozkami wojewoda lubelski uruchomił pomoc dla gospodarstw rolnych. Poszkodowani w wyniku niesprzyjającej pogody rolnicy i producenci owoców i warzyw mogą złożyć oświadczenia o stratach w uprawach w urzędach gmin.
Więcej na ten temat w papierowym lub elektronicznym wydaniu "Słowa" nr 20.
Monika Pawluk
Napisz komentarz
Komentarze