Podlasie Jazz Festival to od 20 lat prawdziwa wizytówka Białej Podlaskiej. Dzięki imprezie, o mieście usłyszały media nie tylko w całej Polsce, ale i na świecie. A to za sprawą wspaniałych muzycznych doznań i koncertów największych gwiazd polskiego i światowego jazzu, które zagościły na scenie. Kto by pomyślał, że w niewielkim mieście nad Krzną zagrają tacy artyści jak Jan Ptaszyn Wróblewski, Kevin Mahogany, Hiram Bullock, Steve Logan, Zbigniew Namysłowski, Krzesimir Dębski, Włodek Pawlik czy Leszek Możdżer?
Pierwsza edycja z przygodami
Na to pytanie odpowiedź jest prosta. Takie marzenie miał ponad 20 lat Jarosław Michaluk, który za cel postawił sobie zorganizowanie festiwalu, który szerokim echem odbije się w środowisku muzycznym. Tak też się stało, bo już o pierwszej edycji Podlasie Jazz Festival w 2002 roku rozpisywały się media w całej Polsce, również Polska Agencja Prasowa. – Na pewno w pamięci zapadła mi pierwsza edycja, którą organizowałem najdłużej, bo trzeba było przekonać i sponsorów i lokalne środowisko do muzyki jazzowej. Wtedy królował u nas zupełnie inny gatunek muzyczny, więc łatwo nie było. Poszliśmy jednak na całość, bo już na pierwszą edycję zaprosiłem wspaniałych muzyków ze Stanów Zjednoczonych – Chicago, z Kalifornii oraz z Paryża, Madrytu czy Lubeki. Była również polska czołówka jazzu m.in. Jan Ptaszyn Wróblewski – opowiada Jarosław Michaluk.
Pierwsza edycja odbyła się w klubie Jedynka przy placu Wolności 11, który maksymalnie mógł pomieścić 100 osób. Klub wówczas zaczynał swoją działalność, było więc sporo spraw do dopracowania.
– Pierwszego dnia mieliśmy awarię rury, a woda zalała instrumenty. Drugiego dnia dowiedziałem się, że akustyk nie przyjedzie i musiałem w ciągu godziny załatwić sprzęt nagłośnieniowy. Jakby tego było mało, dostałem telefon od ekipy międzynarodowej, że są na Okęciu, ale nie mają czym przyjechać do Białej Podlaskiej. Wsiadłem więc do swojego samochodu i po nich pojechałem. Kiedy jechałem już z muzykami, na wysokości Siedlec wybiła godzina, kiedy na scenę powinien wyjść Jan Ptaszyn Wróblewski. Zadzwoniłem do niego, przedstawiłem sytuację, a Jan ze swoim stoickim spokojem stwierdził „Jarku, ty się nic nie przejmuj. Najważniejsze, żebyście przyjechali cali i zdrowi”. Kiedy dotarłem w końcu do Białej, teraz już mogę to powiedzieć, zaparkowałem na zakazie, niemal pod samymi drzwiami klubu, wskoczyłem do środka, kierując się w stronę sceny. W międzyczasie Jan Ptaszyn Wróblewski huknął mnie po przyjacielsku w plecy, co postawiło mnie na nogi i tak to się właśnie zaczęła pierwsza edycja – wspomina z uśmiechem Michaluk. Przyznaje, że stresu przeżył więcej, niż podczas obrony dyplomów w filharmonii czy na Akademii Muzycznej w Katowicach.
(...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia z 14 września
Napisz komentarz
Komentarze