Piotr Kulicki na co dzień pracuje w Gminnym Ośrodku Kultury w Janowie Podlaskim. Odpowiada tutaj za edukację muzyczną starszych i młodszych podopiecznych, uczy solistów, prowadzi kilka zespołów, z którymi jeździ na festiwale po całej Polsce i wraca z ogromnymi sukcesami. Do tego po godzinach grywa w dwóch kapelach rockowych.
Jego brat bliźniak to Grzegorz Kulicki, który również jest muzykiem, instruktorem zespołów oraz też odnosi na tym polu sukcesy. Muzyka i sztuka w domu rodziny Kulickich jest zresztą obecna cały czas, śpiewa żona Piotra Marzena, jego szwagierka Barbara Kiryluk, teść gra na akordeonie, malarką jest z kolei żona Grzegorza, Dorota. Dodatkowo dziadek oraz wujek Piotra i Grzegorza grali niegdyś w orkiestrach na instrumentach dętych, a ich mama jest malarką.
Złapał muzycznego bakcyla
Jak przyznaje Piotr Kulicki, jego życie od dzieciństwa jest więc związane z muzyką.
– Zawsze lubiłem śpiewać i po prostu to robiłem przy każdej możliwej okazji. Jednak z czasem chciałem nauczyć się grać na instrumentach. Były to jeszcze zupełnie inne czasy niż teraz, a dostęp do instrumentów nie był tak powszechny. Dlatego z bratem bardzo się ucieszyliśmy, kiedy rodzice kupili nam pierwszą gitarę, rosyjską z żelaznymi strunami, którą później przerobiłem na klasyczną. Przyznam szczerze, że trudno było na niej grać, bo nawet rozstawienie strun było nie takie, jak powinno być i bardzo utrudniało granie – wspomina.
W końcu bracia trafili na lekcje gry na gitarze klasycznej do Ryszarda Bieleckiego, obecnego dyrektora łomaskiego ośrodka kultury.
Piotr przyznaje, że to właśnie pierwszy nauczyciel zaszczepił w nim pasję do muzyki.
– Gdyby nie Rysio, nie wiem, czy byśmy z bratem związali swoje życie na stałe z muzyką. To fantastyczny nauczyciel i wiele mu zawdzięczam – dodaje. Początki śpiewu Piotra, to również harcerski zespół pod kierownictwem Ryszarda Bieleckiego, z którym osiągał sukcesy na festiwalach i konkursach.
Później artysta uczęszczał do IV Liceum Ogólnokształcącego im. Stanisława Staszica w Białej Podlaskiej, oczywiście do klasy o profilu muzycznym.
– Bardzo sobie chwalę ten okres. Był niezwykle efektywny, bo zajęć muzycznych było naprawdę dużo i dały dobre podstawy do późniejszych studiów na kierunku wychowanie muzyczne na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie – podkreśla Piotr.
Tam uczył się grać na pianinie, dalej na gitarze klasycznej, poznawał tajniki dyrygentury, co w przyszłości bardzo ułatwiło mu prowadzenie zespołów.
Rock’n’roll i… organy
W okresie studiów kupił swoją pierwszą elektryczną gitarę, by również samodzielnie szlifować swój talent. Jak mówi „kombinował” na strunach i z czasem coraz lepiej mu to wychodziło. Jego wielkimi idolami wtedy byli, a zresztą do dziś są, Joe Satriani i Steve Vai. –
Te dwa nazwiska wywarły na mnie ogromny wpływ. Kupiłem kilka ich kaset, wyciągałem magnetofon Kasprzak i katowałem utwory, próbując odtwarzać je na gitarze ze słuchu, z powodzeniem – wspomina.
Jednak prócz rockowych dźwięków zawsze bardzo go fascynowało brzmienie… kościelnych organów.
– W pewnym momencie mojego życia pojawiła się propozycja, bym został organistą. Pomyślałem „dlaczego nie?”. Na klawiszach grać już umiałem, ale że jak już coś robię, chcę robić to jak najlepiej, więc zapisałem się do pięcioletniego studium organistowskiego w Siedlcach, które udało mi się ostatecznie skończyć trochę wcześniej. I tak przez pewien okres byłem kościelnym organistą – opowiada.
Przyznaje, że organy to dla niego niesamowicie fascynujący instrument, dający wiele możliwości i również jeden z najbardziej skomplikowanych.
(...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia z 18 stycznia
Napisz komentarz
Komentarze