- Przede wszystkim wynika to z naszego nastawienia do innych. To relacje, które funkcjonują od dawna, historyczne relacje z innymi. Polacy nie są tolerancyjni, pokazują to badania. Polacy mówią, że są tolerancyjni, chwalą się tym, ale w rzeczywistości tak nie jest. Jest duża różnica między deklarowaniem swojej tolerancyjności, a realną tolerancją jaką się wykazujemy. Warto choćby wskazać jako przykład, to co działo się i dzieje się na granicy z Białorusi. Tam też są kobiety z dziećmi, ludzie uciekający przed wojną – tłumaczy socjolog, nauczyciel akademicki Akademii Bialskiej, doktor Wiesław Romanowicz.
Jego zdaniem, w kontaktach z uchodźcami z Ukrainy coraz częściej będzie pojawiał się ostracyzm, niechęć. I choć doktor nie chce tu uogólniać to, dodaje, że każdy człowiek z natury jest egoistą, a nie altruistą.
W jego opinii, my, jako społeczeństwo, jesteśmy sceptycznie nastawieni do innych, szczególnie średnie i starsze pokolenia. I im więcej Ukraińców będzie przybywać do Polski tym niechęć do nich będzie wzrastała. Zdaniem Wiesława Romanowicza jest to historycznie i społecznie uwarunkowane
Jeśli zaś chodzi o tak dużą skalę pomocy, jaką Polacy ofiarowali swoim wschodnim sąsiadom, naukowiec domniemywa, że wynika ona z wojny, z poczucia realnego zagrożenia. Jego zdaniem trzeba w tej kwestii brać też pod uwagę osobistą niechęć Polaków do agresora, czyli Rosji.
Prymitywne instynkty
Psycholog Jakub Jańczuk za krytyczne głosy na temat pomocy dla Ukraińców obwinia atawistyczne, prymitywne mechanizmy myślenia plemiennego.
- Jesteśmy teraz świadkami ogromnej solidarności narodu polskiego. Nie pozwólmy żeby głosy malkontentów, nieuświadomionych, ignorujących ból drugiego człowieka osób to zniszczyły. Pamiętajmy, że tolerancja rodzi się ze zrozumienia. Nie zapominajmy, że na ulicach Kijowa budowana jest wolność Polaków i tak jak my w 1939 roku, Ukraińcy doświadczają teraz tragedii wojny – mówi psycholog.
Jakub Jańczuk apeluje o nie powielanie złych stereotypowych zachowań, takich które my Polacy odczuliśmy na własnej skórze, chociażby wtedy gdy wyjeżdżaliśmy do pracy do Anglii po 2005 roku.
Kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Rokitnie Katarzyna Pietraszkiewicz jest zdania, że na siłę nikogo nie uda się przekonać do przychylnego spojrzenia na los Ukraińców. - Moje pokolenie, i te młodsze, nie pamiętają już wojny, stąd może bierze się to niezrozumienie. Według niej Polacy powinni mieć świadomość, że większość osób, które uciekły przed wojną do Polski nie chce tu zostać na stałe. - Oni chcą wrócić do swojego kraju. Niczego nam tu nie zabiorą. Nie zabiorą nam chociażby miejsc pracy - dodaje.
Trzeba robić swoje
Zdaniem Katarzyny Pietraszkiewicz ktoś, kto jest blisko uchodźców, blisko sytuacji wywołanej przez wojnę, rozumie trudne położenie Ukraińców i każdy powinien rozstrzygnąć we własnym sumieniu czy należy im pomóc, czy nie. W jej opinii, polskie społeczeństwo jest sfrustrowane sytuacją jaka panuje w naszym kraju, chociażby stanem służby zdrowia i boi się, że gdy przyjdą Ukraińcy to na przykład kolejki do lekarzy wydłużą się jeszcze bardziej.
- Ale mimo tych nieprzyjaznych głosów trzeba robić swoje, trzeba pomagać. I ludzie pomagają. Nie spodziewałam się aż takiego dużego odzewu społeczeństwa na hasło: pomóżmy Ukraińcom. U mnie w gminie głosy krytyki są niemal niesłyszalne. Ciągle zdarzają się wzruszające momenty. Na przykład kilka dni temu dzwoniła mieszkanka gminy Rokitno z pytaniem gdzie ci Ukraińcy. Bo ona zgłaszała chęć przyjęcia pod swój dach uchodźców, a nikt z nią się jeszcze nie skontaktował w tej sprawie – mówi Katarzyna Pietraszkiewicz.
- W tej dyskusji o pomocy Ukraińcom, o tym jaka powinna ona wyglądać i jak daleko idąca powinna być, powinniśmy postawić się w ich sytuacji. W sytuacji osoby której ta wojna bezpośrednio dotknęła. Warto się postawić w roli uchodźcy i zapytać siebie, czego ja oczekiwałbym od świata, jakiej pomocy bym oczekiwał. Każdy kto był na granicy widział te wzruszające obrazy. Widział matki z dziećmi uciekające przed wojną. To nie są imigranci ekonomiczni tylko ludzie uciekający przed realnym zagrożeniem, przed bombami – uważa wójt gminy Piszczac Kamil Kożuchowski. W jego mniemaniu trzeba jednak przyznać, że polscy obywatele stanęli na wysokości zdania, bo posiadają oni umiejętność mobilizowania się w trudnych chwilach, w sytuacjach zagrożenia.
Napisz komentarz
Komentarze