Toyota avensis spłonęła na francuskim parkingu pod koniec października. Samochód został odholowany na parking policyjny. Po miesiącu policja francuska zdecydowała o nieprzekazywaniu wraku właścicielowi, tylko oddaniu do utylizacji specjalnej firmie. Syn państwa Wiater poniósł wszystkie koszty związane z uprzątnięciem, parkowaniem i wreszcie zniszczeniem auta we Francji. W kraju pozostało tylko jedno wyrejestrowanie. Tym zajął się, z upoważnienia syna, Edward Wiater.
Państwo Wiater po miesiącu od zdarzenia otrzymali z Francji oryginały dokumentów. – Urzędniczka w wydziale komunikacji stwierdziła, że nie przyjmie tych dokumentów, bo nic z nich nie rozumie – relacjonuje Edward Wiater. – Interweniowałem u kierownika. Stwierdził, że dokumenty trzeba przetłumaczyć. Tak też zrobiłem, za tłumaczenie zapłaciłem 450 zł.
Z adnotacji tłumacza na przetłumaczonych dokumentach wynika, że zostały one przygotowane 22 kwietnia. – Z przetłumaczonymi dokumentami stawiłem się w wydziale komunikacji, ale znów nie chciano ich przyjąć. Interweniowałem u starosty i ponownie u kierownika wydziału. Wreszcie złożyłem dokumenty na sekretariat starostwa – opowiada Wiater.
W ostatnim dniu maja Edward Wiater dostał pismo z wydziału komunikacji. Dariusz Bilski, kierownik wydziału, poinformował, że w przedłożonych dokumentach brakuje tego potwierdzającego kasację pojazdu za granicą. Natomiast z tłumaczenia jednego z dokumentów wynika dla urzędników, że to "Zaświadczenie o sprzedaży pojazdu samochodowego", czyli dokument przeniesienia własności. "Należałoby zatem uznać, iż w/w pojazd nie został skasowany, lecz sprzedany, w związku z tym winien pan zgłosić sprzedaż pojazdu, a nie wniosek o jego wyrejestrowanie" – pisze kierownik Bilski. Na tej podstawie wydział komunikacji zdecydował zawiesić decyzję o wyrejestrowaniu auta.
Joanna Danielewicz
Więcej w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa nr 28
Napisz komentarz
Komentarze