Interwencje w sprawie gospodarstwa w Wygnance trwają od 2014 roku. W ciągu trzech lat powiatowy lekarz weterynarii w Radzyniu Podlaskim pięć razy składał do Urzędu Gminy w Kąkolewnicy wniosek o odebranie zwierząt Krzysztofowi Korzeniowskiemu, zwracając uwagę na złe warunki ich bytowania i nieodpowiednią opiekę. – Złożył też dwa zawiadomienia do prokuratury. Wyczerpał tym samym wszelkie przewidziane prawem czynności leżące w kompetencji organów inspekcji weterynaryjnej – informuje w piśmie do fundacji Tara Paweł Piotrowski, wojewódzki lekarz weterynarii w Lublinie. Dodaje, że kontrolerzy oddelegowani przez niego do gospodarstwa stwierdzili rażące zaniedbania oraz niechlujstwo w utrzymaniu zwierząt. Właśnie dlatego powiatowy lekarz po raz piąty, w tym roku, zawnioskował o ich odebranie.
13 kwietnia do gospodarstwa pana Krzysztofa wkroczyli inspektorzy fundacji Tara. W trybie art. 7 ust. 3 Ustawy o ochronie zwierząt, odebrali z gospodarstwa 12 koni, 5 sztuk drobiu i dwie świnki wietnamskie. Artykuł, na który powołała się fundacja, mówi o sytuacji niecierpiącej zwłoki, gdy dalsze pozostawanie zwierzęcia u dotychczasowego właściciela lub opiekuna zagraża jego życiu lub zdrowiu. Wówczas policjant, strażnik gminny lub upoważniony przedstawiciel organizacji społecznej, której statutowym celem działania jest ochrona zwierząt, ma prawo odebrać mu to zwierzę, zawiadamiając o tym niezwłocznie wójta. To przypadek, gdy odebranie zwierząt wyprzedza decyzję administracyjną. Wówczas wydawana jest ona przez organ samorządowy już po interwencji.
Wójt Kąkolewnicy taką decyzję zobowiązany był wydać. Mógł w niej potwierdzić podstawy odebrania lub stwierdzić, że nie było do niego przesłanek. Decyzja w sprawie odbioru zwierząt z hodowli Krzysztofa Korzeniowskiego została wydana 30 czerwca. Wójt wydał ją po przeprowadzeniu dochodzenia administracyjnego, podczas którego przesłuchano świadków, zasięgnięto opinii policji w Radzyniu Podlaskim i Prokuratury Rejonowej oraz w oparciu o dokumenty z własnych oględzin posesji. Na podstawie zebranych dokumentów wójt odmówił wydania decyzji o natychmiastowym odbiorze zwierząt przez fundację i odmówił przekazania ich pod czasową opiekę Tary.
Zdaniem sołtys Wygnanki cała sytuacja wokół Korzeniowskiego to nakręcanie sensacji. – Ja mieszkam tam od dziecka, pan Korzeniowski od zawsze, jak pamiętam, miał zwierzęta. To jego pasja, on miłuje te konie. Tam dzieci przyjeżdżały je oglądać. Zwierzęta były łagodne, ufne, a pan Korzeniowski ciągle ich doglądał. Już rano po tych łąkach chodził i je obrządzał. Specjalnie od ludzi pastwisko wydzierżawił, żeby miały przestrzeń. Ten człowiek miał pasję, cel w życiu. Ostatnio może gorzej sobie radził, ale sprawa była przez nas monitorowana, ludzie pomagali, panowaliśmy nad tą sytuacją. Jestem przeciwna, by wchodzić komuś na posesję i zabierać to, co najcenniejsze – deklarowała Marta Witek.
W toku postępowania administracyjnego poprzedzającego wydanie decyzji w sprawie odbioru zwierząt z gospodarstwa Krzysztofa Korzeniowskiego, przesłuchano trzech świadków, sołtyskę i gospodarza pozbawionego zwierząt. Wszystkie zeznania złożone zostały na korzyść gospodarza, który w oczach świadków dobrze opiekował się zwierzętami, które zdaniem zeznających nie nosiły śladów znęcania, niedożywienia czy zaniedbania, na co wskazywał i powiatowy lekarz weterynarii i fundacja, która zwierzęta odebrała.
W postępowaniu nie uwzględniono natomiast zeznań świadków, których chciała wskazać fundacja. Teraz, gdy wójt wydał decyzję korzystną, gospodarz zamierza szukać sprawiedliwości. – Ja się czuję niewinny. A to jest sprawa kryminalna, to normalna kradzież była i ja na to nie pozwolę, żeby tak mnie znieważano – mówi Korzeniowski.
Więcej w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa nr 29.
Joanna Danielewicz
Napisz komentarz
Komentarze