Jakub Barszcz pochodzi z Białej Podlaskiej, jest synem byłego prezesa Podlasia Biała Podlaska, Zbigniewa Barszcza. Uczył się w Wyższej Szkole Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie, obecnie mieszka w Swarzędzu i pracuje w 31. Bazie Lotnictwa Taktycznego Poznań-Krzesiny. Reprezentuje Aeroklub w Dęblinie.
– Wywalczyliśmy drugie miejsce w Szybowcowych Mistrzostwach Świata razem z moim serdecznym przyjacielem Łukaszem Kornackim (Aeroklub Ziemi Mazowieckiej) w Szeged na Węgrzech – informuje Jakub Barszcz. – Przygotowania zaczęliśmy już na jesieni. (Szybowiec) HPH304 Twin Shark wybraliśmy trochę pod wpływem filmików Stefana Langera, po jego lotach w Namibii, gdzie wypowiadał się o nim w samych superlatywach. Mogliśmy zaznajomić się z szybowcem i potrenować w czasie 47. Szybowcowych Mistrzostw Polski w klasie otwartej. Odkrywaliśmy Sharka, szukaliśmy właściwego wyważenia. Wpadliśmy na pomysł, żeby zmienić wyważenie ze skrajnego tylnego. Wylaliśmy 11 litrów wody z ogona i szybowiec zaczął super iść po prostej, a w krążeniu nie odczuliśmy zmiany na gorsze.
CZYTAJ TEŻ: Tarkowski i Paszkiewicz powalczą w mistrzostwach Europy!
Uroczyste rozpoczęcie mistrzostw świata odbyło się w centrum Szeged, parku Ferenca Mora nad Cisą. – W czasie zawodów było aż 10 dni lotnych – opisuje Jakub Barszcz. – Trasy ambitne, długie (nawet 757 km w klasie open) i szybkie (162 km/h max w 18M). Nasza najdłuższa konkurencja to 645,5 km, a najszybsza 148,51 km/h na trasie 549,03 km. Od początku lataliśmy równo, bez większych błysków, ale i bez słabszych dni. Przede wszystkim staraliśmy się latać samodzielnie, bo wiemy, że potrafimy latać, a szybowiec nie odstawał konkurentom. Nie posiadaliśmy, jak inne teamy, pomocy taktycznej i pogodowej z ziemi, mogliśmy liczyć na siebie i na informacje przekazywane przez kolegów w locie. Starty odbywały się w kłębach pyłu i suchej trawy, a z trudem pucowane w skwarze skrzydła momentalnie robiły się czarne. Mimo krótkiego, maksymalnie 5-minutowego oczekiwania na start, w zamkniętej kabinie pot lał się po plecach. Ciekawym przerywnikiem w codziennym kieracie był wieczór międzynarodowy, na którym każde państwo prezentowało swoje tradycyjne dania i napoje. Nasz team wspólnymi siłami zaserwował placki ziemniaczane, napój z trawy i orzechów oraz polskie słodycze. Wszystko cieszyło się dużym powodzeniem. Start w tych ciekawych, szybkich i wymagających zawodach był ciekawym doświadczeniem. Cieszę się, że mieliśmy możliwość wcześniejszego potrenowania, sprawdzenia maszyny i rejonu zawodów. Myślę, że to podstawa naszego sukcesu. Szybowiec był doskonale przygotowany do zawodów, nie mieliśmy z nim żadnych problemów, a wylataliśmy prawie 90 godzin! Dlaczego nie pierwsze miejsce? Nie wiem (mistrzostwo świata wywalczyła czeska załoga: Ivan Novak i Petr Krejcirik – przyp. AK). Może trochę zabrakło cwaniactwa, może szczęścia w tej jednej konkurencji, gdzie wszystko przed nami się rozpadało, a za nami budowało, może przez choroby, które po kolei nas nękały, a może konkurenci byli po prostu lepsi. Dziękuję całemu zespołowi za super atmosferę, pomimo przeszkód widać było, że jesteśmy teamem – podsumowuje swój start Jakub.
PRZECZYTAJ: Trener Miłosz Storto: - Liga będzie bardzo ciekawa
Wcześniej pochodzący z Białej Podlaskiej zawodnik zajął w maju w Grudziądzu pierwsze miejsce w 20. Szybowcowych Mistrzostwach Polski w klasie Club A. Na koncie ma m. in. dwa srebrne medale mistrzostw Europy.
Napisz komentarz
Komentarze