Ile lat ojciec spędził w Turkmenistanie i co skłoniło księdza do wyjazdu do tego kraju?
Spędziłem tam dziesięć lat, ale nigdy nie myślałem, że znajdę się w Turkmenistanie. Dlatego, że w klasztorze była to misja unikalna, na którą nie tak łatwo jest się dostać. Gdyż trzeba było spełnić szereg warunków. Moja droga wyglądała tak, że seminarium ukończyłem jako diakon i musiałem odbyć staż. Prowincjał zaproponował mi wtedy staż diakoński w Turkmenistanie. Po tym roku otrzymałem święcenia prezbiteratu w Turkmenistanie. Jedynym warunkiem była obecność moich rodziców. Po wielu pertraktacjach z rodzicami, udało się ich nakłonić do przyjazdu. Dostali się przez Kijów do Aszchabadu, stolicy Turkmenistanu, gdzie odbyły się święcenia. Później prowincjał zapytał mnie czy chciałbym zostać i dalej kontynuować posługę w tym państwie. Z wielką radością wyraziłem chęć zostania, tak się rozpoczęły moje lata pobytu na tej unikalnej misji.
Jakiej wielkości jest wspólnota katolicka w Turkmenistanie i czy doświadcza odrzucenia lub prześladowań?
Wspólnota wyznania rzymsko-katolickiego jest bardzo mała, bo na 5 milionowy kraj islamski, liczy niespełna 150 osób. Mamy ośrodek w Aszchabadzie. Od 25 lat istnienia misji, gdzie na stałe przebywają księża, nie mamy kościoła, kaplicy jako budynku. Wszystko jest zorganizowane w nuncjaturze apostolskiej, w wynajmowanym domu. W którym jeden z pokoi został zaadaptowany na kaplicę, gdzie w centrum wisi wizerunek Matki Bożej Turkmeńskiej namalowany przez jedną z polskich karmelitanek. Ikona się w to świetnie wpisała, ponieważ prosząc siostrę o namalowanie obrazu wysłaliśmy jej też zdjęcia ozdób, strojów, jakie noszą tradycyjne Turkmenki. Jezus ma też tradycyjną koszulę turkmeńską. Wizerunek został przyjęty z wielką radością przez Turkmenów. Wspólnota nie doświadcza prześladowania, ale ma wiele trudności. Dużo jest przypadków, kiedy rodzina czy pracodawcy dowiadując się, że ktoś jest katolikiem odrzuca taką osobę i alienuje. Stąd ciężko jest znaleźć pracę dla osób wyznających chrześcijaństwo. Służby bezpieczeństwa też często niepokoją telefonami czy wzywają na posterunek i przesłuchują, nawet zastraszają wiernych. W większej skali dzieje się to na prowincji poza Aszchabadem, chociaż w ostatnich latach również w samej stolicy cześć naszej wspólnoty była inwigilowana i miała wielokrotnie wezwania na komisariat policji, ze względu na to, że przyjmują księży katolickich do swoich domów.
Jak powstała wspólnota katolicka w Turkmenistanie?
Przed przyjazdem pierwszych misjonarzy w 1997 r. w mieście Turkmenbaszy blisko Morza Kaspijskiego były kobiety, które zostały wysiedlone z Ukrainy, pochodzenia niemieckiego. Zwróciły się do Stolicy Apostolskiej, że chciałby by do nich przyjechał katolicki kapłan. Kiedy w końcu Watykan znalazł odpowiednich duchownych, a oblaci byli 26 zgromadzeniem, które odpowiedziało pozytywnie na to wezwanie, kobiet już nie było, bo wyjechały do Niemiec. Stąd misjonarze w Aszchabadzie zaczynali od zera. Nie było nikogo, kto by się deklarował jako katolik. Misjonarze stanęli przed sporym wyzwaniem, początkowo brali książkę telefoniczną i dzwonili do wybranych osób. Od spotkań i wspólnego wypicia herbaty zaczęła się tworzyć wspólnota. W wielu przypadkach droga przygotowania była rozciągnięta nawet na siedem lat, ale w końcu zdecydowane osoby przyjmowały chrzest.
Jakie zwyczaje są charakterystyczne dla Turkmenistańczyków?
W turkmeńskich domach nie ma stołu, ani krzeseł, ale jest przepiękny turkmeńskich dywan znany jako dywan bucharski, który jest ręcznie tkany. Mówi się, że dywan jest duszą Turkmena i jest nieodłącznie związany z rodziną turkmeńską. Każde z plemion mieszkających w Turkmenistanie ma własne wzory naniesione na dywan, więc wchodząc do domu, można zauważyć, z którego klanu rodzina pochodzi. Na dywanie rozłożony jest sacziak i na tym stoi herbata i ciasta. W czasie spotkań wszyscy siadają w kręgu, po turecku. Są też specjalne poduszki, które są podkładane pod bok. Na każdym spotkaniu musi być herbata, którą dostaje każdy z gości, w okrągłym naczyniu, a nie w filiżance. Daje to wielką bliskość między ludźmi. Nawet teraz, kiedy jestem w Polsce siadam na moim dywanie przywiezionym z Turkmenistanu i lubię wypić siedząc po turecku, herbatę. Żaden Turkmen nie wejdzie na dywan w butach. Turkmenii, którzy wchodzą do kaplicy zdejmują buty, nigdy też wychodząc nie odwracają się do tabernakulum plecami. Istnieje też ogromny szacunek do osób starszych, na taką osobę nie ma mowy, by ktoś podniósł głos.
Jakie potrawy ojcu smakowały najbardziej w Turkmenistanie?
To naród koczowniczy, więc ich potrawy znane są też w innych krajach azjatyckich. Z pewnością popularny jest płow to gotowany ryż w wielkim woku, z baraniną, marchewką i innymi warzywami. To prosta potrawa, ale smakuje niesamowicie. Towarzyszy przy większych uroczystościach. Zazwyczaj przygotowują ją w większej ilości i jedzą przez kilka dni. Przy jedzeniu nie używa się sztućców. Jak tylko przyjechałem do Turkmenistanu, musiałem nauczyć się jeść płow rękoma, żeby nie narobić bałaganu wokół siebie. Mają też smaczne zupy. W większości ich kuchnia oparta jest na baraninie. Do tej pory wypasają wielkie stada owiec i przy większych uroczystościach zawsze podawana jest baranina.
Co było dla ojca najtrudniejsze w czasie posługiwania?
Turkmenii z wielkim szacunkiem odnoszą się do duchownych, bez względu na to, jakiego są oni wyznania. Przypominam sobie wielką gościnność i życzliwość narodu turkmeńskiego.
Co dawało ojcu radość w posługiwaniu?
Jako misjonarze mieliśmy świadomość, że wspólnota się dopiero tworzy, co dawało nam poczucie podobne, które towarzyszyły pierwszym wspólnotom chrześcijańskim czyli entuzjazmu i spontaniczność, a także doświadczanie cudów. Spojrzenie neofitów jest zupełnie inne niż katolików w Polsce. Odczuwało się radość z ewangelizacji i doprowadzenia kogoś do wiary w Chrystusa. Jako misjonarze uczyliśmy się bardzo dużo pokory, bo widzieliśmy, jakie ryzyko ci ludzie podejmują przyjmując katolicyzm. Przyznawali się do wiary, mimo trudności, gdyż w Turkmenistanie nie ma tradycji chrześcijańskich i panuje dyktatura.
Czy był problem z porozumiewaniem się z mieszkańcami Turkmenistanu?
Tak, w Aszchabadzie znaczna część osób posługuje się rosyjskim, ale na prowincji mieszkańcy komunikują się tylko w języku turkmeńskim. Do tego przyjeżdżają obcokrajowcy, więc znajomość języków misjonarzy musiała być szersza. Stąd porozumiewam się nie tylko w języku turkmeńskim, rosyjskim, ale też angielskim. Znajomość turkmeńskiego i używanie go powodowała ogień w oczach tradycyjnych Turkmenów.
CZYTAJ: Historia wyjątkowej kapliczki. Tam modlili się unici z Zabłocia i Swór
Sękacze najpiękniejsze i najsmaczniejsze. Powiat bialski sękaczem stoi
"Ocalałam ja, moja mama i siostry". To były straszne chwile dla mieszkańców Husinki
Sekret Sapiehów z Kodnia i Kulebiak Jaglany z Perkowic nagrodzone Perłami
Napisz komentarz
Komentarze