Mieszkańcy gminy Łomazy, którzy widzieli, jak ładowane były i wywożone ich świnie, są oburzeni. – Byłam przerażona, z daleka było słychać potworny kwik. Świnie rozszarpywały małe prosięta. To straszne – mówi mieszkanka Studzianki. Co na to powiatowy lekarz weterynarii i firma odbierająca zwierzęta?
– Nie patrzyli na nic, czy maciora miała małe, czy nie, wrzucali wszystkie razem. A to wszystko na oczach gospodarzy – mówi Marian Serhej, sołtys z Łomaz. O sytuacji dowiedział się z relacji mieszkańców.
Prosięta oddzielone od macior
To nie w Łomazach, ale w Studziance rozegrały się w ostatnim czasie te straszne sceny. Z relacji jednej z mieszkanek wynika, że wyglądało to naprawdę dramatycznie.
– Pomimo sprzeciwu ludzi, wszystkie świnie wypędzane były razem do samochodu na jeden poziom. A były tam różnej wielkości tuczniki, prosięta, w tym trzydniowe, sześciotygodniowe oraz maciory po porodzie i te, które w najbliższym czasie miały urodzić. Wśród nich była nawet taka, która termin porodu miała następnego dnia. Wiedzieliśmy, że te prosięta nie mają zbytnio szans na przeżycie w takim transporcie, zwłaszcza że, jak się dowiedzieliśmy, na samochód miało trafić około 200 świń. Więc podczas jazdy zostaną poranione, pogryzione, zadeptane i zaduszone przez większe osobniki. Czy to jest humanitarne traktowanie zwierząt? – pyta jedna z mieszkanek Studzianki.
Czy muszą tak cierpieć?
Pani Joanna, która również zaalarmowała redakcję o sprawie, przyznaje, że chociaż sama nie hoduje świń, trudno jej było patrzeć na okrutne cierpienie zwierząt. Podobnie jak wielu mieszkańców gminy ubolewa nad tym, że choć na ich terenie nie odnotowano żadnego ogniska ASF, jest obowiązek utylizacji wszystkich świń. – Tyle mięsa się marnuje – ubolewa.
W gminie Łomazy na 209 gospodarzy posiadających świnie, 151 zgłosiło, że nie będzie w stanie spełnić wymogów bioasekuracji.
Lekarzowi brakuje dowodów
Mieszkańcy o sprawie poinformowali powiatowego lekarza weterynarii. Radomir Bańko potwierdza, że sprawę zna, ale na razie nie ma podstaw żeby się nią zająć.
– Podobno tak było, ale to wcale nie musi być prawda. Nie mam potwierdzenia od lekarzy, którzy to nadzorowali, że coś takiego miało miejsce. Wszystko robimy, żeby odbiór odbywał się w sposób humanitarny. Ludzie są niezadowoleni i opowiadają różne rzeczy. Prosiłem o zdjęcia i nikt mi ich nie dostarczył. Jak więc mam podejmować działania? – pyta Bańko.
Powiatowy lekarz weterynarii wyjaśnia, że w związku z ASF i odbiorem świń od gospodarzy do tej pory nie było jeszcze żadnych zgłoszeń dotyczących złych warunków przewozu zwierząt.
Mościbrody: Wszystko zgodnie ze standardami
W Zakładach Mościbrody, które zajmowały się odbiorem zwierząt z gospodarstw w Studziance, usłyszeliśmy, że zajmują się tym przeszkoleni pracownicy. Andrzej Nowosielski, kierownik działu skupu żywca, uważa, że podczas odbioru obecny jest lekarz weterynarii, który czuwa nad utrzymaniem prawidłowych standardów.
Przyznaje jednak, że odbiór świń bywa problematyczny. – Dla rolnika jest to trudne, gdy zabierają i małe, i duże świnie. W miarę możliwości staramy się przewozić je wiekowo, ale organizacyjnie jest to bardzo trudne. Gdybyśmy chcieli wozić je według wieku, to musielibyśmy jeździć kilka razy, a to są koszty – mówi Nowosielski.
Justyna Dragan
Więcej w papierowym i elektronicznym wydaniu "Słowa" nr 38
Napisz komentarz
Komentarze