Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 22 listopada 2024 07:13
Reklama
Reklama baner reklamowy word biała podlaska

Półtora roku w podróży po całym świecie

Półtora roku w podróży po całym świecie

Z dnia na dzień rzucili pracę i zdecydowali się na podróż przez świat. Decyzja nie była łatwa, jednak chcieli zmienić coś w swoim życiu i odpocząć od pracy, która nie pozwalała w pełni korzystać im z życia. W efekcie Marta i Tomaszu Kapica opuścili dom i pracę aż na 17 miesięcy.

Skąd właściwie wziął się pomysł na tak dużą i nietypową wycieczkę po całym świecie? – Pracowaliśmy w dużych firmach w Warszawie i w pewnym momencie stwierdziliśmy, że właściwie nie mamy zupełnie dla siebie czasu. Wracaliśmy późno do domu, a ja miałam dużo pracujących weekendów. Musieliśmy coś zmienić – opowiada Marta Kapica, która pochodzi z Białej Podlaskiej. – Zdecydowaliśmy się na wyjazd, bo taki pomysł kręcił nam się po głowie już od jakiegoś czasu. Czytaliśmy różne blogi podróżnicze oraz książki, ale tak naprawdę dopiero w styczniu 2015 roku przybiliśmy sobie piątkę i zdecydowaliśmy, że pojedziemy. Wyjechaliśmy w październiku.

Świeża krew

Przygotowanie do tak długiej i wyczerpującej podróży nie było łatwe. Musieli pozamykać tematy zawodowe, ale również przemyśleć wszystkie plusy i minusy takiej decyzji. Argumentów przeciw było dużo: pieniądze, rodzina, obawa przed niebezpieczeństwem podczas wyjazdu.

– Zdecydowanie się na tak długą podróż było trudne. Nie stwierdziliśmy ot tak sobie, że pojedziemy dookoła świata. Debatowaliśmy o tym kilka miesięcy. Przede wszystkim chcieliśmy coś zrobić, żeby mieć więcej czasu dla siebie i w życiu. Wychodziliśmy do pracy o siódmej, a wracaliśmy o dziewiętnastej. Choć oczywiście pracowaliśmy jak każdy inny, nie byliśmy wyjątkami – wspomina Tomasz Kapica.

Wyruszyli jedynie z... dwoma plecakami, które ważyły około 10 i 12 kg. Na początku planowali wyjechać na 10 miesięcy. Jednak już w trakcie podróży, gdy zobaczyli, że w niektórych krajach koszty, jakie musieli ponieść, były o wiele niższe od zakładanych, zdecydowali się przedłużyć swoją podróż aż do 17 miesięcy.

Pierwszym przystankiem była Europa, ale był to bardziej przystanek "transferowy". Pierwszym właściwym punktem była Azja. 

Łyk piwa dla ziemi

W Indiach w zasadzie ciągle byli osaczeni przez ludzi. Czuć było, że są obserwowani. Ciągle ktoś ich dotykał, przepychał się. Zaskoczyła ich mieszanka różnych religii. – W Azji właściwie wszędzie dominował hinduizm, ale w części południowej już buddyzm. Z kolei w Indonezji byli muzułmanie, którzy jednak okazali się bardzo przyjaźni – opowiada Tomek.

Religia przewijała się zresztą przez całą podróż. Na przykład w Ameryce Południowej katolicyzm mieszał się z pradawnymi religiami. – Tam istnieje tzw. Matka Ziemia, której mieszkańcy oddają hołd. Gdy piją piwo, to pierwszy łyk wylewają na ziemię jako dar dla niej. Jednocześnie jest wiele tradycyjnych religii. Tam jest pełno kościołów, ale wszystko się ze sobą miesza – mówi Marta.

Krew bryzgała wszędzie

Ciekawym przystankiem były Filipiny. Stwierdzili, że z Tajlandii mają tam bardzo blisko. Dzięki tej decyzji zobaczyli kilka bardzo oryginalnych tradycji wielkanocnych, m.in. procesje, w czasie których ludzie przybijają się do krzyża. Na Filipinach zostali ciepło przyjęci przez pewną dziewczynę, która zaprosiła ich do swojego domu. Zostali tam ugoszczeni, a potem ona zabrała ich na procesję i wyjaśniła, jak to wszystko funkcjonuje.

– Zobaczyliśmy tłumy biczujących się mężczyzn, którzy mieli głowy okryte szmatami, żeby zachować anonimowość. Na głowach mieli kłujące wieńce i smagali się biczami. Wcześniej specjalne osoby nacinały im plecy szczotkami z nabitymi żyletkami, żeby krew mocniej bryzgała – opowiada Tomek. – Brat dziewczyny, u której mieszkaliśmy, ostrzegał mnie, żebym założyła czarną koszulkę, bo inaczej zabrudzimy sobie nasze ubrania i ciężko będzie je odeprać. Myśleliśmy, że to ściema. A później, jak szliśmy w procesji, krew bryzgała praktycznie wszędzie. Musieliśmy wszystko wyprać – dodaje Marta.

Brązowa woda i tysiące flamingów

Sercem Marty zawładnęło południe Argentyny i Chile. Niestety, była to najdroższa część wycieczki, bo koszty życia i podróżowania były tam bardzo wysokie. Warto było jednak się tam wybrać chociażby ze względu na widoki, np. w Patagonii. – Wszystkie kolory nieba, lagun, jezior czy morza, to wszystko wyglądało niesamowicie. Widzieliśmy najpiękniejsze granitowe szczyty, chodziliśmy na trekking. Zobaczyliśmy też największy przesuwający się lodowiec. Tam wielkie kawałki lodu po prostu odpadały od lodowca i wpadały do wody – tłumaczy Marta. 

Zaskoczeniem była Kolumbia. Początkowo nie planowali tam jechać ze względu na niebezpieczną sytuację, o której mówi się w mediach. – Tymczasem poznaliśmy w tym kraju mnóstwo życzliwych ludzi, bo to ich narodowa cecha. Oczywiście w niektórych miejscach jest bieda i dzieją się różne rzeczy. Widzieliśmy przepiękne części starych miast. Byliśmy w miejscu, gdzie rosły największe palmy na świecie, osiągające 80 metrów wysokości – wspomina Marta. 

Ponieważ to ona bardziej interesuje się zwierzętami, szybko wyliczyła, jakie najciekawsze spotkali na swojej drodze. A były to m.in. lwy morskie, iguany, pingwiny, które zasiedlają całe wyspy, flamingi, kajmany czy watahy krokodyli. 

W Indonezji jak gwiazdy rocka

Założenie Marty i Tomka było takie, żeby możliwie najwięcej zaoszczędzić na noclegach. Nie zależało im na luksusach, więc wybierali tylko tańsze miejsca. Zgodnie podkreślają wielką życzliwość napotykanych po drodze ludzi. Tak było chociażby w Indonezji. To muzułmański kraj, więc kompletnie nie wiedzieli czego się tam spodziewać. Tymczasem bardzo zaskoczyła ich spontaniczna pomoc przypadkowych ludzi w sytuacjach kryzysowych.

Zawarli nawet kilka trwałych przyjaźni z osobami, które napotykali podczas podróży. – Gdy trafiliśmy do rodziny, która w okresie Wielkanocy przyjęła nas na Filipinach, poznaliśmy pewną parę z Argentyny. Mieszkali przez wiele lat w Buenos Aires, pracowali w Australii, ale postanowili przyjechać na Filipiny, żeby przedłużyć sobie podróż. Nawiązaliśmy z nimi głębszy kontakt i czuliśmy się razem jak jedna wielka rodzina. – mówi Marta.

Wyczerpująca podróże i satysfakcja

Podróż była przy tym niesamowicie wyczerpująca. Nie robili żadnych przerw, jedynie nocleg w hostelu i rano powrót na szlak. Tempo było tak dynamiczne, że – jak przyznaje Marta – kilka razy miała kryzys i chciała już wracać.

A co zmienili w swoim życiu po powrocie? Na pewno nie chcą już wracać do takiego trybu życia, jak wcześniej. – Kiedyś, tak jak dla większości ludzi, bardzo ważne były dla mnie pieniądze. A teraz wolę mieć trochę więcej czasu i wracać z pracy na przykład o godzinie 15, a nie o 19 – mówi Marta. Mają też o czym rozmawiać. To, co zobaczyli na świecie, rodzi mnóstwo pytań i ciekawości. Już wcześniej byli osobami ciekawymi świata, a teraz pojawiło się jeszcze więcej wątków do przebadania i przedyskutowania. 

Cały reportaż przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa, nr 25

Maciej Maciejuk

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: chyży rójTreść komentarza: niech najpierw szczepią psy i koty będąnce w niewoli w miescie,Dodatkowo właściciele nie sprzątają po swoich niewolnikach,Postawić strażnika miejskiego i niech wali mandaty,od tego jest.Data dodania komentarza: 21.11.2024, 10:57Źródło komentarza: Wścieklizna w natarciu. Wykryto ją u domowego psa i krowyAutor komentarza: chyży rójTreść komentarza: a to dlatego,bo trzeba używać i rozumu a im zabrakloData dodania komentarza: 21.11.2024, 10:48Źródło komentarza: Kierowała po alkoholu. Uderzyła w busaAutor komentarza: AndrzejTreść komentarza: Ja na temat specjalności.Byłem w wojsku 40 lat wstecz, na szkole młodszych specalistów i po niej zostałem dowódcą obsługi R-140 M.Myślałem że nie ma już tej specjalności,a to dlatego że taka radiostacja,tzn,anteny nadawcze wysyłają w eter tyle energii,że każdy może szybciutko zlokalizowac miejsce.Nawet wtedy,w latach 80 mówiono nam że każda rsdt.dużej mocy to ,,świeci jak zimny ogień odpalony z zupełnej ciemności'.Oczywiście były na radiostacji urządzenia do pracy zdalnej,chyba z odległości do 150m,ale nigdy tego nie ćwiczyliśmy.Więc jestem bardzo zdziwiony,że wojsko ciągle szkoli ludzi z alfabetu Morsa,jest to przestarzałe,przy dzisiejszej cyfryzacji.Data dodania komentarza: 21.11.2024, 10:33Źródło komentarza: Mistrz MMA w szeregach terytorialsów. To międzyrzeczaninAutor komentarza: BartekTreść komentarza: Nie sposób nie dostrzec emocji, jakie towarzyszą Twojej wypowiedzi, ale wydaje mi się, że przedstawiasz rzeczywistość w sposób nazbyt uproszczony i jednowymiarowy. Oczywiście, dorosłość wymaga odpowiedzialności, a założenie rodziny jest jej istotnym elementem, ale przecież nie jest to jedyna definicja dojrzałości czy wartości człowieka. To, że ktoś nie ma jeszcze rodziny, nie oznacza, że jego opinie na temat patriotyzmu, obronności czy poświęcenia nie mają znaczenia. Twoja krytyka młodych ludzi, którzy mówią o wojnie czy bohaterstwie, opiera się na założeniu, że każdy, kto nie doświadczył wojny, idealizuje ją i traktuje jako romantyczną przygodę. To spore uogólnienie. Faktycznie, są osoby, które mogą nie rozumieć w pełni, czym jest wojna, ale równie dobrze można powiedzieć, że ktoś, kto nigdy nie służył w wojsku, może mieć bardzo realistyczne i świadome podejście do tych spraw. Nie jest to czarno-białe. Co więcej, podkreślasz, że polska tradycja heroizmu, którą wiążesz z upadkiem I i II Rzeczypospolitej, jest przyczyną problemów naszego kraju. Nie sposób jednak nie dostrzec, że właśnie ta tradycja dała nam bohaterów, którzy walczyli o niepodległość i wolność – nie tylko w zbrojnych konfliktach, ale też w codziennej pracy, działalności politycznej i społecznej. Zgadzam się, że wojna to koszmar – brud, smród, krew i cierpienie. Nikt, kto naprawdę rozumie jej naturę, nie traktuje jej jako romantycznej przygody. Ale czy oznacza to, że nie powinniśmy o niej rozmawiać, przygotowywać się do obrony kraju, czy doceniać poświęcenia tych, którzy byli gotowi walczyć za swoje ideały? Krytyka młodych, którzy szukają swojego miejsca w tradycji wojskowej czy patriotycznej, wydaje się nieco niesprawiedliwa. To nie znaczy, że są naiwni – być może po prostu szukają sensu, który jest głęboko zakorzeniony w naszej historii i kulturze. Ostatecznie, odwaga i odpowiedzialność nie mają jednej definicji. Można być odpowiedzialnym i odważnym w rodzinie, ale również w służbie publicznej, w wojsku, czy po prostu w codziennym życiu. Każdy etap życia ma swoje wyzwania i nie powinniśmy deprecjonować jednych wyborów na rzecz innych.Data dodania komentarza: 21.11.2024, 09:01Źródło komentarza: Mistrz MMA w szeregach terytorialsów. To międzyrzeczaninAutor komentarza: chyży rójTreść komentarza: "dlatego, że", nieuku, zapamiętaj. Nie ma żadnego "dlatego, bo".Data dodania komentarza: 21.11.2024, 08:45Źródło komentarza: Kierowała po alkoholu. Uderzyła w busa
Reklama
Reklama