Czym zajmuje się Pan na co dzień? Jakie są Pana główne pasje oraz czym najchętniej zajmuje się Pan w wolnych chwilach?
Jestem pracownikiem naukowo-dydaktycznym Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, mam wykształcenie filologiczne i prowadzę zajęcia literackie, więc można powiedzieć, że większość mojego życia ma związek z literaturą. Po pracy czytam, piszę, ale nie zapominam również o aktywności fizycznej – kiedy mam wolną chwilę staram się spacerować, jeździć rowerem, grać w piłkę nożną, zajmowałem się również bieganiem. Pasjonują mnie również motocykle, posiadam kultowy motocykl WSK, który stał się nawet bohaterem jednego z moich utworów literackich.
Od kiedy zajmuje się Pan pisaniem? Od czego zaczęło się to hobby?
„Piszę” od mniej więcej czwartego roku życia. Najpierw rysowałem ilustracje i prosiłem Mamę o to, żeby wpisywała w chmurki dialogi, które wymyślałem, ale sam nie potrafiłem ich jeszcze zanotować. W dzieciństwie miałem wielkie plany, by zostać twórcą komiksów – zbierałem różne historie obrazkowe, podpatrywałem techniki tworzenia ilustracji i budowania narracji w oparciu o krótkie, nasycone emocjami zdania. Moje plany runęły na studiach, kiedy w akademiku zamieszkałem z dwoma studentami grafiki. Jedno spojrzenie na ich kreskę pozwoliło mi zrozumieć, że rysowaniem mogę się zajmować tylko amatorsko. Na szczęście – pomysły na opowieści pozostały, tylko ich tworzywem stało się wyłącznie słowo.
Jakich autorów Pan najbardziej podziwia, kto jest Pana autorytetem w dziedzinie literatury i dlaczego?
Moją dziedziną badań na uczelni jest literaturoznawstwo, w związku z czym patrzę na dzieła przez pryzmat gatunków i różnych kategorii. Dlatego też nie mam jednego ulubionego pisarza i staram się doceniać autorów w odniesieniu do poszczególnych dziedzin. Dla przykładu, z klasyków bardzo cenię Czechowa, Mickiewicza, Bułhakowa, Manna czy Prusa, współcześni autorzy to, na przykład, Eco, Vargas Llosa, Kundera, z fantastyki – Lem, Simmons, kryminały – Christie, Nesbo, literatura grozy – King itd. Cenię twórców przede wszystkim za wyrazisty styl, odwagę literacką, podążanie własną drogą.
CZYTAJ TAKŻE:
- Międzynarodowy Festiwal Kolęd Wschodniosłowiańskich wraca po 2 latach!
- Cenne listy Kraszewskiego trafiły do Muzeum w Romanowie!
- Warsztaty Terapii Zajęciowej potrzebują busa. Jego koszt to 210 tys. zł
- Stypendia dla najlepszych uczniów w Lubelskiem. 59 jest z naszego regionu
- Pałac Łubieńskich powalczy o milion złotych!
- Bialscy artyści wystąpią w Prywatnym Koncercie Walentynkowym
- W czasie XX Gali Ślubnej zaprezentowano oprawę ślubów i wesel [GALERIA ZDJĘĆ I FILM]
Co skłoniło Pana do napisania książki "Zielony koniec świata"?
Pozwolę sobie wymienić dwie przyczyny. Pierwsza to pomysł na opowieść. W szkole czy na studiach wiele koleżanek i kolegów zajmowało się jakimiś rodzajami twórczości – wierszami, opowiadaniami, tekstami piosenek hiphopowych. Większość z nich chowała swoje dzieła do szuflady i już więcej ich nie wyjmowała, natomiast mnie pomysły nigdy nie opuściły. Chcę podkreślić, że nie szukałem tych historii, przychodziły do głowy nagle i w zupełnie prozaicznych sytuacjach życiowych. Pozostawiały mnie jednak w niepewności, co mam z nimi zrobić? Czy jeśli nie przeleję ich na papier, to tak po prostu zmarnują się? I tu wymienię drugą przyczynę. Na końcu książki Czytelnik może zobaczyć datę rozpoczęcia pisania – 1 stycznia 2017 rok. To było moje noworoczne postanowienie – spróbować zrobić coś z narracją, która sama układa się w myślach. Na szczęście to postanowienie udało się zrealizować.
O czym jest książka "Zielony koniec świata"? Co chce Pan przekazać dzięki niej czytelnikom?
Powieść to pierwszoosobowa narracja o podróży młodego mężczyzny w Bieszczady. Kluczową kwestią wydaje mi się spojrzenie bohatera, który wychował się przed komputerem i teraz odkrywa prawdziwy świat. Bohater, Kris, postrzega wszystko tak, jakby przesuwał palcem po smartfonie – przeskakuje od obrazka do obrazka, wesołą scenę zamienia w chwilę refleksji, smutku, nostalgii, po czym wraca do wesołości – oczywiście bardziej jako obserwator, a nie uczestnik zdarzeń. Taka kontemplacja zastępuje mu realne interakcje, przez co pozostaje introwertykiem. W świecie postaci dominują problemy znane z internetu – wychodzenie ze strefy komfortu, prokrastynacja, generation gap itp. I swoistą odtrutką na ten cyfrowy świat stają się Bieszczady, czyli miejsce zbliżenia z prawdziwą naturą i przestrzenią do rozważań nad sobą. W tym środowisku Kris będzie mógł zmierzyć się z wyzwaniami, jakie od zawsze stają przed protagonistą literackim – otwiera się przed nim szansa na miłość, na konfrontację z silniejszym rywalem, na rozszyfrowanie kilku zagadek i odkrywanie tajemnic rzeczywistości. Czytelnik może prześledzić, czy takie tradycyjne role są jeszcze możliwe do zrealizowania we współczesnym świecie.
Jak długo trwała praca nad książką "Zielony koniec świata"? Jakie emocje towarzyszyły Panu podczas jej premiery?
Niestety czasu na pisanie mam bardzo mało ze względu na obowiązki zawodowe i rodzinne. Jeżeli udaje się wygospodarować wolną chwilę, to zwykle jest to godzina przed snem, w związku z czym pisanie książki zajęło… ponad dwa lata. Tym większą czuję radość i satysfakcję, gdy teraz biorę do ręki egzemplarz, ponieważ udało się zrealizować postanowienie i ostatecznie nie zmarnować jednego z pomysłów.
Czy ma Pan w planach kolejne książki? Jakie tematy Pana najbardziej interesują?
„Zielony koniec świata” nie jest pierwszą wydaną przeze mnie książką. W 2020 roku ukazały się „Kognitywne ujęcia kategorii umysłu w prozie Antoniego Czechowa”, ale jest to książka naukowa. Obecnie pracuję nad kolejną pozycją literaturoznawczą. Wracając do beletrystyki – po „Zielonym końcu świata” udało mi się napisać jeszcze kolejną powieść i jestem na etapie poszukiwania grantu wydawniczego. W „kolejce” są jeszcze co najmniej trzy pomysły i próbuję znaleźć czas na ich spisywanie. Interesują mnie różnorodne tematy – uczucia, dojrzewanie, poszukiwanie celu i sensu życia, problem małej ojczyzny – moja kolejna powieść rozgrywa się w okolicach Międzyrzeca Podlaskiego, skąd pochodzę – pamięć i tożsamość.
Jak wygląda Pana proces twórczy? Jakich warunków potrzebuje Pan do pisania?
Marzy mi się, że kiedyś będę mógł wstawać rano, nalewać filiżankę kawy i spokojnie siadać do pisania. Jak już wspomniałem, z racji obecnych obowiązków jest to niemożliwe, dlatego staram się pisać w każdej wolnej chwili, czyli zwykle przed północą, raz na jakiś czas. To jednak „fizyczna” strona pisania, a sam proces układania scen, dialogów, dobierania słów do opisów, replik trwa cały czas. Myśli o literaturze „atakują” wszędzie, w drodze do pracy, w sklepie i dopóki się pojawiają, chciałbym dać im szansę zaistnieć na papierze.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
W najbliższym wydaniu Słowa Podlasia będziemy mieli dla naszych Czytelników konkurs, w którym do wygrania będzie książka Artura Sadeckiego pt. "Zielony koniec świata".
Napisz komentarz
Komentarze