Wywalczył ksiądz wraz z reprezentacją Polski księży Mistrzostwo Europy w Timisoarze (Rumunii). Jakie uczucie wiąże się ze zwycięstwem w takiej imprezie, dodatkowo obroną tytułu, uzyskanego przez reprezentację Polski w piłce halowej księży przed trzema laty?
Sam wywalczony tytuł jest sprawą drugorzędną. Najważniejsze jest to, że w jednym miejscu spotykamy się jako księża z różnych krajów, kultur. Mamy wspólne problemy i codzienność, którą możemy dzielić podczas międzynarodowej imprezy. Rozmowa, wspólnota drużyny, msza dla wszystkich w języku łacińskim to hasła kluczowe, które są najważniejsze dla nas. Wynik jest zadowalający i daje powód do dumy. Podczas finału słyszymy hymny swoich krajów, a moment, w którym odtwarzany jest Mazurek Dąbrowskiego wiąże się z nobilitacją.
W ćwierćfinale mistrzostw zmierzyliście się z gospodarzami turnieju, Rumunią i wygraliście aż 5:0. Można chyba powiedzieć, że reprezentacja Polski była drużyną turniejową, która rozpędzała się z każdym, kolejnym meczem w fazie pucharowej.
Pierwszy mecz jest zawsze najtrudniejszy, bo nie możemy jako zawodnicy przewidzieć tego, jaki może mieć wpływ na nasz końcowy wynik w całym turnieju. Drużyn było wiele, bo szesnaście, ale poziom jest bardzo zróżnicowany. Najlepsze jest cztery do sześciu drużyn, a reszta prezentuje radosny futbol. W innych krajach sukcesem jest sama organizacja np. w Kazachstanie lub Albanii. W Polsce mamy sporo kapłanów i mistrzostwa Polski w piłce nożnej. Piłkarsko jesteśmy stawiani w gronie faworytów jako reprezentacja Polski. Portugalia i Bośnia technicznie i taktycznie były być może od nas lepsze. My mieliśmy wyrównane składy, bo pięciu schodziło i wchodziło na boisko. Graliśmy mądrze i twardo w obronie a to zaważyło na pierwszym miejscu. Miejsce medalowe było naszym obowiązkiem podczas XV Mistrzostw Europy. Trenerem naszej reprezentacji był Marek Parzyszek, były piłkarz Korony Kielce, a menedżerem i kierownikiem drużyny Dariusz Meresiński, były piłkarz, obecnie burmistrz Daleszyc.
W wielkim finale pokonaliście zespół z Portugalii. Efektem wygranej 3:2 było zdobycie złotego medalu Mistrzostw Europy. Czy to dla księdza spełnienie marzeń z dzieciństwa?
W części jest to spełnienie marzeń z dzieciństwa. Jako diakon miałem możliwość występu na Stadionie PGE Narodowy. Śpiewałem Ewangelię na Narodowym i to był już pewien występ. Może nie piłkarski, ale liczyło się miejsce, w którym byłem. Każdy piłkarz chciałby zdobyć Mistrzostwo Polski i w czasie kiedy byłem w seminarium, zdobywałem te tytuły. Tegoroczne zwycięstwo to wisienka na torcie i zrealizowanie marzeń. Podczas Mistrzostw odbył się także mecz towarzyski, który był konfrontacją pomiędzy przedstawicielami księży katolickich a rumuńskimi duchownymi prawosławnymi, gospodarzami imprezy. W tle były wydarzenia kulturowe, ale i religijne aspekty takie jak msze święte. Księża prawosławni zagrali z katolickimi w symbolicznym spotkaniu, umacniającym wspólnotę ekumeniczną. W turnieju raczej brali udział księża katoliccy, ale byli również grekokatoliccy ze Słowacji, którzy przyjechali z żonami. Najpiękniejsza jest w spotkaniu reprezentacji Polski wymiana doświadczeń i spostrzeżeń na temat sportu lub codziennego życia. Był dzień, w którym wybraliśmy się do ichniejszej Jasnej Góry - Basilici Maria Radna. Poznaliśmy kulturę rumuńską, a także widzieliśmy banery, nawiązujące do polskiej Solidarności i Jana Pawła II w walce z ustrojem komunistycznym.
Lokalnie jest Pan znany z gry w Orlętach Łuków i ŁKS-ie Łazy. Z tymi klubami rozpoczął Pan zamiłowanie do piłki nożnej?
Klasę sportową miałem w szkole podstawowej. Rzeczywiście rozpoczynałem swoją karierę piłkarską w Orlętach. Nauka tego rzemiosła odbywała się w moim przypadku dwutorowo. Mieliśmy usportowionego wychowawcę, który kompleksowo dbał o nasz rozwój w różnych dyscyplinach sportu. W gimnazjum miałem przygodę w SMS-ie Łódź. W wieku licealnym wygrałem z Orlętami wojewódzką ligę juniorów starszych i to był już pierwszy sukces. Ostatni mój sezon w seniorskim zespole Orląt Łuków to rozgrywki 2011/2012 na poziomie trzeciej ligi. W 2012 roki wstąpiłem do seminarium i grałem jeszcze kilka meczów w ŁKS-ie Łazy. W trakcie wakacji grałem w pierwszych, ligowych spotkaniach, bo zwalniania z seminarium nie było (śmiech).
Jakie cele stawia sobie ksiądz na ten rok w wymiarze świeckim i duchowym?
Tegoroczne Mistrzostwa Polski w Gdańsku były takim ważnym celem w 2023 roku. Cieszę się razem z drużyną, że zebraliśmy skład diecezji siedleckiej. Ponadto wyszliśmy z grupy, w której graliśmy z Lublinem (2:1), później z diecezją tarnowską (1:1) i z koszalińsko-kołobrzeską wygraliśmy 1:0. W ćwierćfinale przegraliśmy z Białymstokiem 0:1, ale mieliśmy swoje sytuacje i odpadliśmy pechowo, ale w najlepszej ósemce byliśmy. Jest wielki niedosyt, ale jesteśmy zadowoleni, że jako diecezja pokazaliśmy klasę. Ważne jest też to, żeby być księdzem, który gra w piłkę, a nie piłkarzem, który odprawia mszę świętą. Na pierwszym miejscu jest duchowieństwo, ale wiadomo jak to bywa również z kontuzjami w sporcie. Wyniki są w takich przypadkach drugoplanowe, a ruch, zdrowie i konsekwencja w podejściu do własnej kultury fizycznej jest najważniejsza. W zdrowym ciele, zdrowy duch.
Dziękuję za rozmowę.
Napisz komentarz
Komentarze