Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 22 listopada 2024 07:03
Reklama
Reklama

Ludzie z pasją: Karol Zalewski – leśnik i fotograf przyrody

Na Podlasiu mieszka i pracuje od niespełna dekady. Fotografią przyrodniczą zajmuje się od 25 lat. Teraz najczęściej można go spotkać nad Bugiem. Chociaż wyspecjalizował się w fotografowaniu portretów zwierząt, szczególnie ssaków drapieżnych, interesuje go również otoczenie, oraz panorama lasu. Cieszą liczne nagrody, zwłaszcza te w konkursach fotograficznych organizowanych przez Lasy Państwowe.
Ludzie z pasją: Karol Zalewski – leśnik i fotograf przyrody
Karol Zalewski to leśnik Nadleśnictwa Biała Podlaska i pasjonat fotografii. Za swoje zdjęcia, zrobione przyrodzie, otrzymał wiele nagród i wyróżnień. Jego zdjęcie „W krainie króla bagien” zdobyło Grand Prix w IV edycji konkursu fotograficznego „Lasy w obiektywach leśników”, organizowanym przez Lasy Państwowe

Autor: Karol Zalewski

Pochodzi z Mazur, gdzie się urodził i wychował, co ciekawe – w mieście, w Kętrzynie. Jednak dużą część swojej młodości spędził u rodziny, w okolicy Biebrzańskiego Parku Narodowego. 

– Tam pierwszy raz widziałem łosia. Odbywałem piesze wędrówki do lasu i to, co było wokół, zaczęło mnie fascynować. Potem przyszedł czas wyboru szkoły, a było to Technikum Leśne w Białowieży. Zawód leśnika nie był podyktowany żadnymi rodzinnymi tradycjami. Wybrałem go sam, gdyż zawsze fascynował mnie świat zwierząt i to co się w nim dzieje. Lubiłem oglądać filmy przyrodnicze, które interesowały mnie od dziecka – wspomina początki fascynacji przyrodą Karol Zalewski.

Bakcyl fotografii

To właśnie w szkole leśnej połknął bakcyla fotografii, kupując pierwszy aparat fotograficzny Zenit. – Tam też spotkałem ludzi, którzy zajmowali się fotografią przyrodniczą i wprowadzili mnie w tajniki tego świata. Potem kontakt z fotografią trochę się urwał; wrócił po jakimś czasie, gdy już zacząłem pracować w Lasach Państwowych- wspomina. Zaczynał do fotografii analogowej, która - jak twierdzi - nauczyła go cierpliwości. 

Fotografia Karola Zalewskiego "Z wędrówek po starym lesie – poranek"

– Trzydzieści sześć klatek to naprawdę mało i trzeba się nad każdym kadrem skupić, każdy przemyśleć, nie zmarnować. Początki były żmudne: dużo pracy a często mało efektów. „Rewolucję” przeżyłem z chwilą wejścia techniki cyfrowej i mogłem sobie pozwolić na dobry aparat cyfrowy. Dokupiłem kilka obiektywów i wtedy zaczęło się fotografowanie zwierząt. W fotografii cyfrowej mamy większą swobodę, można zrobić więcej zdjęć, od razu jest ich podgląd i można korygować błędy. Mimo tego gdzieś tam w głębi pozostaje szacunek dla kadru, chęć „dopieszczenia” go, by był taki jak trzeba – wyjaśnia Karol Zalewski.

Zwierzęce portrety

Leśnik i pasjonat fotografii przyrodniczej, w kadrze, najchętniej uwiecznia „portrety zwierząt”. Nie unika też fotografowania zwierząt w ruchu, jednak portrety bardziej do niego przemawiają. Zwraca uwagę, iż czasami trudno wskazać, co jest w tych portretach najważniejsze – Zależy mi na tym, by oprócz zwierzęcia na zdjęciu obecne było rozbudowane tło wokół niego, które odzwierciedla klimat miejsca. Stawiam też na jakość zdjęć. Mój pierwszy album ze zdjęciami fotografii przyrodniczej jaki kupiłem, to "Tętno pierwotnej puszczy" Jana Walencika. Zrobił on także film o takim samym tytule. To dla mnie ogromna lekcja fotografii. Podglądałem zdjęcia, bardzo mi imponowała ich jakość oraz to, w jaki sposób autor je kadruje. Chciałem być taki jak on – tłumaczy leśnik.

Fotografia Karola Zalewskiego "Chmielony na zimno"

Sztuczki na zwierzęta

Aby zrobić dobry „portret” trzeba wiedzieć, gdzie i jak spotkać zwierzę i jeszcze namówić je, by zechciało do tego portretu pozować. – Sztuczek jest kilka – zwraca uwagę pan Karol i wyjaśnia: 

– Niektórzy fotografują bardzo dużo z tzw. czatowni, czyli budują domek w lesie lub na łące i maskują go. Korzystam z tej techniki, chociaż nie za często. Z czatowni „poluje” się głównie na ptaki szponiaste, podkarmiając je padłą dziczyzną. Niektórzy fotografują w ten sposób duże drapieżniki, choć ostatnio Polski Związek Fotografików Przyrody zasygnalizował, że nie chce widzieć takich zdjęć na swoich pokazach. Przyzwyczaja to bowiem duże drapieżniki do obecności człowieka, co może być niebezpieczne. Bardzo dużo fotografuję z tzw. „podchodu”. Lubię nieoczekiwane „wychodzenie”, bo za każdym razem spotykam inną scenerię. W przeciwieństwie do czatowni, gdzie za każdym razem jest taka sama, zmieniają się tylko pory roku. Zwierzę może się pojawić w różnych miejscach i w różnym czasie. Najbardziej fascynujące zdjęcia „z podchodu” dotyczą drapieżników: wilków i rysi, które udało mi się sfotografować. Kontakt z nimi, czasami w odległości 20-30 m (albo nas widzi, albo nie) to duże przeżycie – snuje opowieść leśnik i wskazuje jeszcze jedną technikę, służącą do fotografowania ptaków wodnych - tzw. pływadełko. – To konstrukcja z rur kanalizacyjnych, zamaskowana siatką. Wkładam wodery i wyjeżdżam gdzieś na rozlewiska. Niestety, tych rozlewisk w ostatnim czasie jest coraz mniej. Co roku staram się wyjeżdżać na rozlewiska Biebrzy i Narwi i tam korzystam z tego sprzętu. Jest to bardzo ciekawe, acz męczące doświadczenie, przynoszące jednak konkretne efekty..

Fotografia Karola Zalewskiego pt. "Król nadbużańskich łąk

Najdłużej czatował z aparatem aż 17 godzin, co było związane z noclegiem przy zlotowisku żurawi. –  Ustawiłem namiot, który zamaskowałem siatką i gałęziami. Przyszedłem tam na noc, by rano „ustrzelić” te żurawie aparatem. Udało się, choć efekt nie był aż tak dobry, jak sobie zakładałem, ponieważ żurawie nie podeszły zbyt blisko. Z czasów, kiedy jeszcze mieszkałem na Mazurach, pamiętam czatowanie na bieliki. Podnęcałem je padliną dzikich zwierząt, którą znajdowałem po wypadkach. Wtedy czekałem kilkanaście godzin, na mrozie -13 stopni, bez ogrzewania. Zmarzłem strasznie, ale efekty były przepiękne. W kadrze miałem aż 6 bielików – wspomina pan Karol.

Ulubione miejsca

Ulubionym miejscem do fotografowania jest dla leśnika obszar Parku Krajobrazowego „Podlaski Przełom Bugu”. To tereny dawniej zalewane, poprzecinane starorzeczami, niewielkie olchowe laski, łąki koszone bardzo późno. – Lubię tu przyjeżdżać szczególnie w czasie rykowiska i bukowiska łosi, bo mam okazję znaleźć się w fenomenalnych sceneriach. Udało mi się np. zobaczyć 12 byków jeleni ryczących na jednej łące. W przeciągu 25 lat zajmowania się fotografią przyrodniczą takiego rykowiska nie widziałem. Udało mi się zrobić kilka - według mnie - bardzo ciekawych ujęć. Trzy lata temu miałem też niezwykłe spotkanie nad Bugiem. Przez tydzień obserwowałem watahę wilków: cztery młode i pięć dorosłych. Młode podchodziły do mnie bardzo blisko, na odległość dwudziestu kilku metrów, nie mając świadomości, że jestem ukryty w krzakach i je fotografuję. Pewnego razu przyjechałem w to miejsce rano, kiedy na dworze panowała jeszcze mgła. Czekając na światło, wyszedłem z samochodu. Przede mną w odległości ok. 50 m przeszły we mgle dorosłe wilki. Było to niesamowite przeżycie – wspomina kolejne przygody z aparatem.

Fotografia Karola Zalewskiego "Bug o świcie"

Wyczekiwanie na spotkanie

Mój rozmówca podkreśla z zadumą, że fotografię przyrodniczą można określić jako wielkie wyczekiwanie na spotkanie z przyrodą. Dodaje przy tym, że nie bez znaczenia jest tu także szczęście. –  Jak się dużo przebywa w terenie, to może ono człowieka spotkać. Trzeba jednak umieć na nie zareagować, odpowiednio się zachować. Miałem taki przypadek w Puszczy Białowieskiej, kiedy zaczęła się pandemia koronawirusa i opustoszały szlaki. Wychodząc zza zakrętu takiego szlaku, już o godz. 10:00, kiedy o spotkanie ze zwierzętami raczej trudno, zobaczyłem z daleka rysia. Szedł drogą, bo chciał obejść bagno i podszedł do mnie na odległość dwudziestu kilku metrów. Widział, że coś jest na drodze, bo najpierw przykucnąłem na ziemi, a potem się położyłem. Siedział, patrzył na mnie, oblizywał się… Wtedy powstało kilka naprawdę ciekawych fotografii – wspomina Karol Zalewski.

Najbardziej fascynujące zdjęcia „z podchodu” dotyczą drapieżników. Tu wataha wilków (fot. Karol Zalewski)

Czy w takiej sytuacji istnieje niebezpieczeństwo ze strony rysia? – Uważam, że takiego niebezpieczeństwa nie ma, choć trzeba mieć się na baczności. Z bardzo bliskiej odległości fotografowałem też wilki. Pierwszy kontakt z nimi zrodził strach i pytanie - jak zareagują? Doświadczenie to spowodowało, iż teraz wiem, że wilki są bardzo płochliwe. Gdy widzą człowieka, mogą na niego chwilę popatrzeć jedynie z ciekawości a potem uciekają… wyjaśnia.

Zrobić dobre ujęcie

Pytany o to, co jest najważniejsze dla fotografa, który wychodzi „na zdjęcia”, pan Karol zwraca uwagę, że na pewno nieważne jest to, że czasami musi leżeć w błocie czy w śniegu, że pada na niego deszcz, czy jest zmarznięty. – Najważniejsze staje się zrobienie dobrego ujęcia, odpowiednie skadrowanie, stworzenie jak najlepszej perspektywy. Bardzo ważne jest tło zdjęcia, by podkreślić, w jakim jestem miejscu. Kiedy fotografuję nad Bugiem, lubię gdy na zdjęciu widać sierpniowe łąki kwietne, na których pasą się sarny. Na zdjęciach widać mozaikę lasów i starorzeczy – podkreśla.

Nie tylko aparat

Okazuje się, że ekwipunek fotografa przyrody to nie tylko aparat fotograficzny. – Mam materiał maskujący, pod którym chowam się przed fotografowanymi zwierzętami. Wkładam na siebie strój snajperski Ghillie Suint Helikon wykorzystywany przez fotografów przyrody, co pozwala mi uciec przed wzrokiem zwierząt. Często okładam nim aparat, chowam się gdzieś pod drzewem czy w krzakach. Można też taką siatkę narzucić na siebie i jeszcze lepiej wtopić się w otoczenie, by zwierzęta nas nie wypatrzyły. Tak siedzę 15 minut, pół godziny, godzinę, a nawet trzy, w zależności od tego, co się dzieje – tłumaczy pasjonat. 

Czy zatem zwierzęta boją się nas bardziej? Człowiek musi się ukryć przed nim? – Zdecydowanie tak – zwraca uwagę pan Karol. – Penetrowanie terenu daje dużo okazji, by zrobić ciekawe ujęcie. Są też różne możliwości maskujące; można się położyć na ziemi i wtedy nie widać sylwetki człowieka. Wykorzystuje się też do tego krzaki. Niebezpieczeństwo ze strony zwierząt czasami się zdarza. Są duże ssaki, wcale niedrapieżne, jak choćby żubr, który nie tak dawno poturbował człowieka w Puszczy Białowieskiej. Trzeba znać dystans w stosunku do zwierząt, także ich zachowania, wiedzieć, kiedy mogą być agresywne i niebezpieczne – podkreśla rozmówca.

Najważniejsze ujęcie

Zdjęcie K. Zalewskiego „W krainie króla bagien” zdobyło Grand Prix w IV edycji konkursu fotograficznego „Lasy w obiektywach leśników”, organizowanym przez Lasy Państwowe. W uzasadnieniu jury czytamy: „Zwycięska fotografia mogłaby być ilustracją do mrocznej baśni fantasy czy kadrem z filmu o apokalipsie. Uschnięte brzozy porastają bagno, sine, zachmurzone niebo, słońce, które ledwo się tli oraz jedyne oznaki życia – dwa łabędzie, brudne, jakby przykopcone. To wszystko sprawiło, że z klimatem tego zdjęcia nie mogła się równać atmosfera żadnego innego”.

Zdjęcie „W krainie króla bagien” zdobyło Grand Prix w IV edycji konkursu fotograficznego „Lasy w obiektywach leśników”, organizowanym przez Lasy Państwowe (fot. Karol Zalewski)

Pytany o niezwykłą scenerię, mój rozmówca wyjaśnia. – Zdjęcie to wykonałem jeszcze na Mazurach, gdzie pracowałem w Nadleśnictwie Srokowo. Wykonałem je w pogryzionym przez bobry, zalanym i obumarłym brzozowym lesie. Jeździłem kilkakrotnie na bagno, żeby sfotografować zachód słońca. Czegoś mi w tych zdjęciach brakowało. Aż pewnego razu, kiedy przyjechałem w to miejsce po raz kolejny, pojawiła się nagle rodzina łabędzi. Dwa młode (stąd szare, jakby przykopcone elementy ich upierzenia) odłączyły się i, łamiąc lód, podpłynęły prosto w kadr. Nagle ten kadr zagrał! – wspomina.

Najlepiej o poranku?

Czy rzeczywiście najlepiej jest fotografować o poranku? – To zależy od pory roku. Jesienią, by wybrać się „na zdjęcia”, wstaję o 4 rano, robię szybką toaletę, wsiadam do samochodu i jadę w wybrane miejsce. Chcę tam być przed wschodem słońca, bowiem jest to moment, w którym światło jest najładniejsze, najbardziej miękkie, odpowiada mi kolorystycznie i najlepiej oddaje klimat miejsca. Dosyć ciekawa dla fotografa jest też pierwsza godzina po wschodzie słońca – wyjaśnia.

Zwraca uwagę, iż rano jest też większa aktywność zwierząt. – Zwierzęta są bardziej aktywne i w nocy, i o poranku, kiedy nie ma w ich pobliżu ludzi. Wtedy też są mniej widoczne…

Zwraca uwagę, iż w stosunku do drapieżników - nie ma tutaj reguły, ale też można je spotkać rano. – Moje spotkania z drapieżnikami były w godzinach dla nich nietypowych. Wspomnianego rysia spotkałem o godz. 10:00. Trzy lata temu sfotografowałem na Biebrzy rysia o godz. 17:00. Wilki fotografowałem też ok. godz. 17:00 czy 18:00. Poranek jest takim momentem najwłaściwszym, bo wtedy jest dobre światło i mamy szansę zrobić ładne zdjęcia. Sfotografowanie wilka o godz. 12:00, gdy jest pełne słońce, może wypaść mniej efektownie na zdjęciu – tłumaczy leśnik.

Konszachty ze zwierzętami

Pytany o to, czy rozmawia ze zwierzętami, mówi z uśmiechem. – Można tak powiedzieć… Nie zdarza się to często, ale miałem kilka takich sytuacji. Pierwszy raz na Biebrzy, kiedy fotografowałem klępę z łoszakiem. Sytuacja była przedziwna. Robiłem zdjęcia już pół godziny, może 40 minut, mimo nieufności podszedłem bardzo blisko do zwierząt. Łoszak też podszedł, położył się przede mną i zasnął, a matka cały czas na niego łypała. Świadczy to o jakiejś zażyłości. Czasami mówię do zwierząt spokojnie i szeptem oczywiście…

Puszczyk mszarny w obiektywie Karola Zalewskiego

Jedynym jak dotąd gatunkiem wśród zwierząt, którego pan Karol nie spotkał, jest niedźwiedź. – Nie nalegam na to spotkanie, chociaż może w kolekcji fotograficznej przydało by się takie zdjęcie. Fotograf ma w sobie coś takiego, że mimo strachu przed dużym drapieżnikiem, który potrafi człowieka poturbować; w pierwszej kolejności myśli o zrobieniu zdjęcia, a dopiero potem o ucieczce – uśmiecha się. 

– Fotografia przyrody jest trochę niewdzięczną dziedziną. Często wraca się z wyprawy z pustym aparatem, bez zdjęć, chociaż człowiek się napracuje, wstaje o świcie, przemierza nieraz duży teren i jest już zmęczony. Jednak przychodzi taki dzień, który rekompensuje to wszystko… – podsumowuje.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: chyży rójTreść komentarza: niech najpierw szczepią psy i koty będąnce w niewoli w miescie,Dodatkowo właściciele nie sprzątają po swoich niewolnikach,Postawić strażnika miejskiego i niech wali mandaty,od tego jest.Data dodania komentarza: 21.11.2024, 10:57Źródło komentarza: Wścieklizna w natarciu. Wykryto ją u domowego psa i krowyAutor komentarza: chyży rójTreść komentarza: a to dlatego,bo trzeba używać i rozumu a im zabrakloData dodania komentarza: 21.11.2024, 10:48Źródło komentarza: Kierowała po alkoholu. Uderzyła w busaAutor komentarza: AndrzejTreść komentarza: Ja na temat specjalności.Byłem w wojsku 40 lat wstecz, na szkole młodszych specalistów i po niej zostałem dowódcą obsługi R-140 M.Myślałem że nie ma już tej specjalności,a to dlatego że taka radiostacja,tzn,anteny nadawcze wysyłają w eter tyle energii,że każdy może szybciutko zlokalizowac miejsce.Nawet wtedy,w latach 80 mówiono nam że każda rsdt.dużej mocy to ,,świeci jak zimny ogień odpalony z zupełnej ciemności'.Oczywiście były na radiostacji urządzenia do pracy zdalnej,chyba z odległości do 150m,ale nigdy tego nie ćwiczyliśmy.Więc jestem bardzo zdziwiony,że wojsko ciągle szkoli ludzi z alfabetu Morsa,jest to przestarzałe,przy dzisiejszej cyfryzacji.Data dodania komentarza: 21.11.2024, 10:33Źródło komentarza: Mistrz MMA w szeregach terytorialsów. To międzyrzeczaninAutor komentarza: BartekTreść komentarza: Nie sposób nie dostrzec emocji, jakie towarzyszą Twojej wypowiedzi, ale wydaje mi się, że przedstawiasz rzeczywistość w sposób nazbyt uproszczony i jednowymiarowy. Oczywiście, dorosłość wymaga odpowiedzialności, a założenie rodziny jest jej istotnym elementem, ale przecież nie jest to jedyna definicja dojrzałości czy wartości człowieka. To, że ktoś nie ma jeszcze rodziny, nie oznacza, że jego opinie na temat patriotyzmu, obronności czy poświęcenia nie mają znaczenia. Twoja krytyka młodych ludzi, którzy mówią o wojnie czy bohaterstwie, opiera się na założeniu, że każdy, kto nie doświadczył wojny, idealizuje ją i traktuje jako romantyczną przygodę. To spore uogólnienie. Faktycznie, są osoby, które mogą nie rozumieć w pełni, czym jest wojna, ale równie dobrze można powiedzieć, że ktoś, kto nigdy nie służył w wojsku, może mieć bardzo realistyczne i świadome podejście do tych spraw. Nie jest to czarno-białe. Co więcej, podkreślasz, że polska tradycja heroizmu, którą wiążesz z upadkiem I i II Rzeczypospolitej, jest przyczyną problemów naszego kraju. Nie sposób jednak nie dostrzec, że właśnie ta tradycja dała nam bohaterów, którzy walczyli o niepodległość i wolność – nie tylko w zbrojnych konfliktach, ale też w codziennej pracy, działalności politycznej i społecznej. Zgadzam się, że wojna to koszmar – brud, smród, krew i cierpienie. Nikt, kto naprawdę rozumie jej naturę, nie traktuje jej jako romantycznej przygody. Ale czy oznacza to, że nie powinniśmy o niej rozmawiać, przygotowywać się do obrony kraju, czy doceniać poświęcenia tych, którzy byli gotowi walczyć za swoje ideały? Krytyka młodych, którzy szukają swojego miejsca w tradycji wojskowej czy patriotycznej, wydaje się nieco niesprawiedliwa. To nie znaczy, że są naiwni – być może po prostu szukają sensu, który jest głęboko zakorzeniony w naszej historii i kulturze. Ostatecznie, odwaga i odpowiedzialność nie mają jednej definicji. Można być odpowiedzialnym i odważnym w rodzinie, ale również w służbie publicznej, w wojsku, czy po prostu w codziennym życiu. Każdy etap życia ma swoje wyzwania i nie powinniśmy deprecjonować jednych wyborów na rzecz innych.Data dodania komentarza: 21.11.2024, 09:01Źródło komentarza: Mistrz MMA w szeregach terytorialsów. To międzyrzeczaninAutor komentarza: chyży rójTreść komentarza: "dlatego, że", nieuku, zapamiętaj. Nie ma żadnego "dlatego, bo".Data dodania komentarza: 21.11.2024, 08:45Źródło komentarza: Kierowała po alkoholu. Uderzyła w busa
Reklama
Reklama