- Jestem zadowolony z przebiegu imprezy, którą zorganizowaliśmy jako Klub Rotary Biała Podlaska. Przyszło dużo ludzi, atmosfera jest radosna, uczestnicy zwracają się do siebie z życzliwością, co cieszy. Pogoda jest zmienna, ale dajemy radę – mówił dr Janusz Matusiak prezydent Klubu Rotary w Białej Podlaskiej.
Dodaje, że w wyścigu wzięło udział ok. 800 kaczek. – Wartość wyścigu polega na tym, że mamy szczytny cel, w którego realizację zaangażowało się wiele osób. Cieszy, że mieszkańcy Białej Podlaskiej chcą pomagać i być razem. Po trzech latach czerpiemy radość, że możemy się wspólnie bawić i integrować – przekazał dr Janusz Matusiak. Na scenie zagrał zespół Antykwariat, który w czasie pandemii wykonywał koncerty pod bialskim szpitalem, by wesprzeć pacjentów chorych na Covid-19, przebywających w izolacji. – Muzycy chcieli dać coś od siebie, nie licząc na gratyfikację – zaznaczył prezydent Klubu Rotary. Przed publicznością wystąpiła też młoda i utalentowana wokalistka Zuzia Janik.
Spotkała nas niesamowita dobroć
Jakub Motyczka, ojciec Stasia Motyczki przyznał, że bardzo się cieszą z organizacji imprezy charytatywnej na rzecz jego chorego syna.
– Nie spodziewałem się tak wspaniałej atmosfery, ani że przyjdzie aż tyle osób. Czuję podwójną radość ze względu na mojego syna Stasia. Pojawiło się wiele naszych znajomych, ale są też osoby, które widzimy po raz pierwszy, a mimo to kupują kaczki hurtowo. Spotkała nas niesamowita dobroć, za co bardzo dziękujemy – podkreślał Jakub Motyczka. Dodał, że włączył się w organizację imprezy, bo nie mógłby przyglądać się bezczynie jak inni pracują na rzecz jego syna.
Staś cierpi na rzadką chorobę Taya-Sachsa. – Statystycznie na świecie rodzi się jedno dziecko rocznie z taką chorobą. To choroba genetyczna układu nerwowego. Najprościej mówiąc, mojemu dziecku obumiera mózg. Skończy się to jego śmiercią. Statystycznie za ok. dziesięć lat. W międzyczasie przestaną funkcjonować słuch, wzrok. Staś już ma duże zaburzenia koordynacji ruchu. Na razie chodzi do przedszkola. Ponownie zaczął mówić. Jednak, nie wiadomo, co kiedy się stanie i kiedy dana funkcja wróci. Wiele zależy od rehabilitantów, którzy pomagają mu przewrócić sprawność lub ją utrzymać – tłumaczył Jakub Motyczka.
Zdaje sobie sprawę, że finalnie przegrają tę wojnę. – W ubiegłym tygodniu zmarła dziewczynka z bliźniaczą chorobą, z takimi samymi objawami. Mieliśmy do tej dziewczynki pojechać, ale jej mama zadzwoniła, żebyśmy nie przyjeżdżali, bo jej córka jest już w stanie agonalnym. Wiemy co nas czeka – przyznaje Jakub Motyczka.
Przekazał, że zebrane fundusze zostaną przeznaczone na rehabilitację Stasia, która pomaga utrzymywać mu sprawność fizyczną.
– Skupiamy się na turnusach rehabilitacyjnych, jeden turnus dwutygodniowy kosztuje 10 tys. zł. Odbywa się też codzienna rehabilitacja, co również jest kosztowne. Zaczynamy kupować sprzęt, który będzie niezbędny np. fotelik samochodowy kosztuje 12 tys. zł. Mieszkamy na drugim piętrze, więc będzie też potrzebny schodołaz, by Stasia wozić. To studnia bez dna – zaznaczył Jakub Motyczka.
Poinformował też, że fundusze są wpłacane na konto fundacji, która przydziela pieniądze na konkretną rehabilitację czy sprzęt.
– Pierwszy raz bierzemy udział w "Wyścigu kaczek", córka jest bardzo prospołeczna, więc przekonała mnie byśmy wzięli udział w tej akcji by pomóc potrzebującemu Stasiowi Motyczce. Jest bardzo sympatycznie, przyszło wielu bialczan, co cieszy, że się potrafimy wspólnie zaangażować w niesienie pomocy innym – zaznacza pan Janusz z Białej Podlaskiej.
Napisz komentarz
Komentarze