Wszystkiemu winien urodzaj. Wyjątkowo obfite plony pomidorów sprawiły, że przetwórnie dosyć szybko zapełniły magazyny surowcem i wraz z początkiem września zaprzestały przyjmowania pomidorów od rolników.
Pan Mariusz spod Wisznic o tej porze powinien być już na finiszu pomidorowego biznesu i liczyć zyski. Niestety, tego roku plantator na pewno nie zaliczy do udanych, a tym bardziej nie zakończy go na plusie. Mężczyzna sprzedał zaledwie jedną piątą tego, co udało mu się zhandlować w roku ubiegłym.
– Do tej pory sprzedałem 100 ton, a powinno to być 500 ton. Pomidory mamy zerwane, ale nie ma gdzie ich sprzedać. Oddawałem swoje warzywa do kilku przetwórni, teraz wszystkie zamknęły już skupy i nie przyjmują od nas warzyw. Nigdy nie było takiej sytuacji, nie wiem co dalej – załamuje ręce rolnik.
Nie wierzą w cuda
Rok pod kreską podobnie jak on zakończy wielu innych plantatorów z gminy Wisznice, czyli zagłębia w produkcji owoców i warzyw w powiecie bialskim. Plantacje pomidorów liczą tutaj ponad 1000 ha. Przy obecnej sytuacji producenci nie chcą już nawet mówić o cenie, która w tym roku była i tak niska, bo w niektórych skupach za kilogram pomidorów płacono zaledwie 25 groszy, gdy dopiero przy 50 gr można mówić o pokryciu kosztów uprawy.
Niektórzy liczą jeszcze, że towar uda się sprzedać i ogłaszają się w prasie oraz w internecie. Wielu jednak w cud już nie wierzy i zebrane warzywa rozsypuje na polach. Jeden z rolników, z którym rozmawialiśmy, na swoją plantację wywiózł już 50 ton, a wyrzucić może jeszcze drugie tyle. – Doszło do takiej sytuacji, że ci którzy mają najwięcej, stracą najwięcej – oburza się.
Plantatorzy, którzy mieli szczęście i sprzedali większość pomidorów, również zastanawiają się czy w przyszłym roku w ogóle zdecydują się na ich uprawę. – Przerzucam się na paprykę. Udało mi się sprzedać pomidory, ale takiego koszmaru jak w tym roku jeszcze nie było – stwierdza rolnik z Horodyszcza.
Winne embargo i brak umów
Hodowcy pomidorów mówią, że na pat w ich branży wpływ ma nie tylko tegoroczny urodzaj, ale też rosyjskie embargo. Winna jest również polityka przetwórni, które towar sprowadzać wolą zza wschodniej granicy, ale również z Węgier, Bułgarii, a nawet Turcji, czyli krajów, gdzie okres wegetacji jest dużo wcześniejszy niż u nas. Takie działania nie tylko dosyć wcześnie zapełniają magazyny sprowadzonym surowcem, ale też zaniżają ceny na polskie warzywa i owoce.
– W przypadku plantatorów z gminy Wisznice możemy mówić już o bardzo dużym problemie i nie dotyczy on wyłącznie pomidorów, ale również papryki, czy wiśni. Wygląda tak, jakby zakłady nie potrzebowały surowca. Zawsze produkowaliśmy 5 tys. ton, a teraz zaledwie 10 procent – stwierdza Stanisław Daniłoś, prezes Zrzeszenia Producentów Owoców i Warzyw Sad-Pol w Polubiczach.
Dodaje, że problem ze skupem warzyw w wielu przypadkach jest to cena ryzyka, jaką ponoszą plantatorzy nie podpisując z firmami umów kontraktacyjnych. – Warto takie kontakty utrzymywać. Nasza przetwórnia w tym roku zupełnie wycofała się ze skupu pomidorów, myślę, że to pośrednio również miało wpływ na problem plantatorów – uważa Daniłoś.
~ Monika Pawluk
Cały artykuł znajdziesz w papierowym wydaniu "Słowa" z 13 września
Napisz komentarz
Komentarze