Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 7 listopada 2024 13:42
Reklama
Reklama

Justyna Mazur Lipecka: "Pożegnałam się z bohaterami obu książek"

Z Justyną Mazur Lipecką o jej najnowszej książce “Czas oswajany” będącej kontynuacją “Nad Bugiem”, kulisach powstawania publikacji, towarzyszących emocjach, pracy nad warsztatem pisarskim, spotkaniach z najstarszymi mieszkańcami południowego Podlasia rozmawia Anna Chodyka.
Justyna Mazur Lipecka: "Pożegnałam się z bohaterami obu książek"
Z Justyną Mazur Lipecką o jej najnowszej książce “Czas oswajany” będącej kontynuacją “Nad Bugiem”, kulisach powstawania publikacji, towarzyszących emocjach, pracy nad warsztatem pisarskim, spotkaniach z najstarszymi mieszkańcami południowego Podlasia rozmawia Anna Chodyka

Autor: Lech Mazur

“Czas oswajany” to druga część książki “Nad Bugiem” opowiadająca losy Julii i Stanisława Drozdowskich. Przypomnijmy, skąd pomysł na powieść?

Inspiracją do napisania pierwszej części - “Nad Bugiem” była piosenka “Samotny stoję nad Bugiem”. Przedstawia historię rozdzielenia Kresów Wschodnich, co miało miejsce we wrześniu 1939 r. Opisuję w niej po prawej stronie rzeki - okupację sowiecką, a po lewej stronie okupację niemiecką. W mojej powieści kochankowie zostają rozłączeni. Utwór muzyczny opowiada o tym, że ludzie zimą chodzą nad rzekę, po obu jej stronach i starają się ze sobą w ten sposób rozmawiać, nie mogąc się inaczej spotkać. Jest to możliwe, ponieważ dokonywałam takich prób, okazuje się, że nie ma z tym większego problemu, by się usłyszeć przez rzekę. 

Czym się różniło pisanie książki “Czas oswajany” od “Nad Bugiem”?

Niektórzy zauważają, że zaszła zmiana w moich pisarskich umiejętnościach. “Nad Bugiem” była to moja pierwsza książka. W międzyczasie ukończyłam na Otwartym Uniwersytecie Warszawskim zajęcia dla pisarzy. To dało mi ogrom wiedzy. Nad książką “Czas oswajany” pieczę sprawował prof. Maciej Malinowski, to językoznawca, wykładowca krakowskich uczelni. Zwracał uwagę na moje językowe potyczki, dzięki czemu druga część jest dopracowana stylistycznie.  

W jaki sposób starała się pani oddać atmosferę i rzeczywistość dawnej Warszawy i Terespola, gdzie toczy się akcja?

W książce, w usta swoich bohaterów włożyłam powiedzenia, sformułowania charakterystyczne dla mieszkańców Terespola. Są też popularne naleciałości z języka rosyjskiego czy z tradycji żydowskiej. Chciałam też oddać jak wyglądało życie w stolicy. Zapiera mi dech w piersiach jak widzę odbudowaną Warszawę. Pamiętam, że w szkole zbieraliśmy pieniądze na ten cel, pod hasłem “Każdy Polak buduje swoją stolicę”. Odbudowywanie stolicy obrazuję w moje książce “Czas oswajany”.  

Jaki ma pani pogląd na lata pięćdziesiąte, w czasie których rozgrywa się akcja książki “Czas oswajany”?

Starałam się pokazać pozytywy, zaliczam do nich walkę z analfebytyzmem i gruźlicą, co było ogromnym osiągnięciem. Za to doceniam tamte lata. Zwłaszcza, że powstawały szkoły na wsiach, co było niezmiernie potrzebne, gdyż aż 80 proc. mieszkańców małych miejscowości nie potrafiło w tym okresie ani czytać, ani pisać. 

 Co było najtrudniejsze w czasie pisania książki “Czas oswajany”?

Trudne było zachowanie równowagi, pomiędzy pokazywaniem, tego co dobre, a co złe. W komentarzu do książki zwracam uwagę, że moje pokolenie czyli osób urodzonych w latach pięćdziesiątych, było wychowywane w wszechogarniającej propagandzie. Nie znając czegoś lepszego, zaakceptowaliśmy rzeczywistość. Napisałam też, że motorem postępu jest porównanie, myśmy go nie mieli. Dlatego nasze pragnienia to było skończenie szkoły i znalezienie pracy. Nie widzieliśmy kolorowego Zachodu, więc nie chcieliśmy tego, co mieli Francuzi, Niemcy czy Amerykanie.  

Skąd pomysł na tytuł “Czas oswajany”?

“Czas oswajany” wziął się stąd, że ci, którzy żyli przed wojną, musieli oswajać zupełnie inną rzeczywistość, jaka zaistniała w latach pięćdziesiątych. Wcześniej mieli piękne mieszkania i domy w Warszawie, żyli na wysokim poziomie, posiadali majątek i służbę - jak moi bohaterowie - małżeństwo Drozdowskich, a następnie musieli się zmierzyć z szarą codziennością. Przed wojną był pielęgnowane autentyczne umiłowanie ojczyzny, a po konflikcie zbrojnym trzeba było znosić “patriotyzm” kłamliwy i nachalny. Wszyscy wiedzieli, że jest to fałsz. Należy zaznaczyć, że przez wieki na Kresach egzystował wielokulturowy, barwny świat, po II wojnie światowej zniknął niczym mityczna Atlantyda. 

Chciałam też pokazać jak ludzie w Terespolu tęsknili za Brześciem. Wiele osób zostawiło swoje domy w tym mieście, ale liczyło, że tam wrócą. Na przykład moi dziadkowie mieszkali na Wołynce, a zaraz po odejściu Niemców przeszli przez most na Bugu i zamieszkali w Terespolu. By przedostać się do miasta musieli przekupić sołdata butelką wódki. Od nich tyle wiem o tych czasach i miejscu. Niestety, o wiele o spraw nie zdążyłam zapytać, byłam na to zbyt młoda.

Przed rozpoczęciem pisania powieści spotykała się pani z najstarszymi mieszkańcami południowego Podlasia, co pani wyniosła z tych spotkań? 

Bardzo dużo wyniosłam z tych spotkań, szczególnie wojennych opowieści. Nie przegapiam żadnej okazji, kiedy widzę starszego człowieka, gdzieś na wsi czy w małym miasteczku, by z nim porozmawiać o historii jego rodziny. Perygrynuję tak od Włodawy do Drohiczyna, wzdłuż Bugu. Zimą organizuje spotkania ze starą fotografią, na które ludzie przynoszą swoje albumy, które przywołują wspomnienia. To wspaniałe wydarzenia, często zakończone śpiewami dawnych pieśni. Organizuje też spotkania, na które proszę o przyniesienie pamiątek związanych z silnymi emocjami. Przychodzą młodzi i starsi ludzie. Wzruszyła mnie młoda dziewczyna, która przyniosła chustę swojej babci, inna osoba przyniosła popękaną miskę, ktoś inny różaniec. Wówczas odbywają się tak ciekawe dyskusje, że ludzie nie chcą wychodzić, z czego się bardzo cieszę.  

Postaci w pani książce są bardzo realistyczne, kim byli protoplaści?

Stanisław Drozdowski jest protoplastą Stanisława Dzierżanowskiego, inżyniera przedwojennego, który z żoną Emilią - w książce Julią, przyjechali przed wybuchem II wojny światowej do Terespola. Byli piękną parą, zakochaną w sobie, mieszkali w domu mojej cioci. To ona opowiedziała mi ich historię. Ludzie śpiewając piosenkę “Samotny stoję nad Bugiem” przypisywali jej autorstwo Stanisławowi Dzierżanowskiemu, który tęsknił za żoną, gdyż ta została w Brześciu. Pamiętam z dzieciństwa, jak gościnowano się - tak się kiedyś mówiło, u cioci i śpiewano tę zabronioną piosenkę, wtedy jedna z bliższych sąsiadek wyszła z domu, z płaczem. Wówczas inne kobiety podeszły do niej i głaskały ją po plecach, ze zrozumieniem, bo wiedziały, że zostawiła swoją miłość za rzeką. To zdarzenie wywarło na mnie wrażenie.  

Była pani na warsztatach pisarskich na Otwartym Uniwersytecie Warszawskim, czego się pani nauczyła i czy je pani poleca?

Bardzo polecam te zajęcia. Kurs trwał kilka miesięcy, wykłady odbywały się online. Trzeba było nie tylko słuchać, ale były też prowadzone w ich trakcie dyskusje, zadawane był też prace domowe. W edycji, w której brałam udział, uczestniczyli też inni pisarze. Moja wykładowczyni przeczytała moją książkę “Nad Bugiem” i przyznała, że była pod wrażeniem mojej pracy, mimo  niedostatków. Prof. F. Czyżewski, językoznawca z UMCS w Lublinie, który też przeczytał moje książki przyznał, że chciałby, by na ich podstawie ktoś nakręcił film. Takie jest też moje marzenie. 

Zawsze chciała pani napisać książkę?

Po śmierci męża zostałam sama w dużym domu, przyszła pora listopadowa, wtedy zapytałam siebie, co bym chciała robić. Pisanie pozwoliło mi uporać się z trudnym czasem i myślami. Zawsze pisałam, ale krótsze formy np. do “Gońca Terespolskiego” i do “Podlaskiego Kwartalnika Kulturalnego”. Zaczęłam też swoje peregrynacje czyli podróże wzdłuż Bugu, w czasie których rozmawiałam z mieszkańcami nadbużańskich terenów, które mnie zainspirowały do pracy nad powieścią. 

Nie unika pani trudnych scen, czy towarzyszą pani wtedy silne emocje? 

Opisywanie bitwy obronnej w Woli Gułowskiej, oddziałów Samodzielnej Grupy Operacyjnej “Polesie” kosztowało mnie wiele wysiłku. Pomocą posłużyły mi wspomnienia napisane przez żołnierzy, którzy przeżyli wojnę, a które znalazłam w instytucie wojskowym. Silne emocje towarzyszyły mi kiedy opisywałam powrót repatriantów z Syberii, w tym bohaterki powieści Danuty Piskorskiej. Jak miałam cztery czy pięć lat, to pamiętam, że pod Prochownię przyjeżdżały pociągi z repatriantami. Mimo tego, że byłam dzieckiem utkwiło mi w pamięci tamto zdarzenie i posłużyło do napisania tego wątku, kiedy tworzyłam drugą część powieści “Czas oswajany”.   

Czy powstanie trzecia część opowiadająca o losach Drozdowskich?  

Nie, ponieważ z bohaterami moich obydwu książek już się pożegnałam. W tej chwili pracuję nad kolejną powieścią dotyczącą Cyganów, ale nie chcę jeszcze zdradzać szczegółów. Obecnie zbieram materiały, gdyż chcę oddać realia opisywanej rzeczywistości. Czytelników Słowa Podlasia zapraszam do przeczytania mojej najnowszej powieści “Czas oswajany”, którą można zakupić w Taniej Księgarni w Białej Podlaskiej.

WARTO PRZECZYTAĆ:


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: RadzyńTreść komentarza: Słowo Podlasia napiszcie coś o Orletach i oczekiwanej inwestycji od lat czyli zadaszenia głównej trybuny wraz ze sztucznym oświetleniem stadionuData dodania komentarza: 7.11.2024, 12:45Źródło komentarza: Drogowy galimatias. Miasto rozkopane, końca robót nie widaćAutor komentarza: XxxxxTreść komentarza: Czas na modernizację stadionu miejskiego w Radzyniu Podlaskim!!!Data dodania komentarza: 7.11.2024, 12:10Źródło komentarza: Drogowy galimatias. Miasto rozkopane, końca robót nie widaćAutor komentarza: Tramp PodatkiTreść komentarza: Mogę podać adresy firm jednoosobowych , imiona i nazwiska osób , które prowadzą jednoosobową działalność a najmują do pracy ludzi na czarno . Nie płacą za nich składek, nie odprowadzają podatku . Wszystko na czarno bez umów o pracę . Należy takie firmy zlikwidować a ich właścicieli oszustów zamknąć pod celą . Tak samo jak tych oszustów i wyzyskiwaczy polskich pseudo- przedsiębiorców , którzy zatrudniają na najniższą krajową a resztę kasy płacą pod stołem . Doją z kasy ludzi niewykształconych , po zawodówkach . A później płacz , że emerytura mała jak się godził rypać u polaczka wyzyskiwacza nie płacącego podatków .Data dodania komentarza: 6.11.2024, 19:13Źródło komentarza: Maszyna ucięła mu rękę. Wystarczyła chwila nieuwagiAutor komentarza: AnnaTreść komentarza: Nie polecam tego miejsca. Jeżeli chodzisz na NFZ to nie jest dla nich ważne dobro dziecka tylko to jak wyciągnąć jak najwięcej pieniędzy z NFZ. Może jak chodzisz prywatnie to jest ok.Data dodania komentarza: 6.11.2024, 14:57Źródło komentarza: Niedźwiedzie Biznesu 2024, Niepubliczna Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna Centrum Psychoterapii i Rozwoju LUSTRO [Kategoria: MIKROPRZEDSIĘBIORSTWO]Autor komentarza: PrzedsiębiorcaTreść komentarza: dodatkowo należy sprawdzić czy był zaszczepiony,czy stolca oddał w ten feralny dzień,czy rozmawiał wtedy,czy zjadł śniadanie,to wszystko jest bardzo ważne dla dalszego śledztwa.Trzeba sprawdzić też szpital,czy byli gotowi przyszyc mu ręklę,czy byl chirurg z odpowiednim certyfikatem unijnym,czy na miejscu był dobrze kwalifikowany psychiatra,Pytań jest wiele.Data dodania komentarza: 6.11.2024, 14:15Źródło komentarza: Maszyna ucięła mu rękę. Wystarczyła chwila nieuwagi
Reklama
Reklama