Na przełomie wieków za najlepszych czasów piłki ręcznej w Białej Podlaskiej jako młody zawodnik Łukasz Czertowicz grał w AZS AWF Pol-Kres Biała Podlaska. Swoją karierę kontynuował w Warszawiance, MMTS Kwidzyn, Wilhelmshavener HV i HG Saarlouis. Grę przerwał ze względów zdrowotnych. W jego ślady idzie syn Oskar, który już ma na swoim koncie występy i bramki w barwach SG Flensburg-Handewitt w Bundeslidze i Lidze Europejskiej. O dawnych i współczesnych czasach z Łukaszem rozmawia Piotr Frankowski.
Jak to się stało, że Łukasz Czertowicz w roku 1998 trafił do Białej do AZS?
Grałem w Samborze Tczew. Zdobyliśmy w juniorach starszych Wicemistrzostwo Polski. Po tym wszystkim wraz z kilkoma kolegami otrzymaliśmy ofertę od rektora Jerzego Sadowskiego i sponsora Ryszarda Śmieszko, gry w AZS AWF Pol-Kres i studiowania na AWF w Białej. Zdecydowałem się i pojawiłem w Białej.
Pamiętasz swój pierwszy mecz oficjalny, pierwszą bramkę?
Oczywiście, że pamiętam pierwszy mecz zagrałem ze Śląskiem a pierwszą bramkę rzuciłem z Warszawianką. Takie chwile pamięta się do końca życia.
Jak wspominasz tamten okres w Białej?
Jako młody chłopak pojechałem do Białej grać w Ekstraklasie i studiować na AWF. Mogę mieć tylko fantastyczne wspomnienia. Wspaniała ekipa, znakomici kibice, rewelacyjna uczelnia, fantastyczni koledzy. To był fantastyczny czas. Doceniam bardzo to co tam przeżyłem. Po dziś mam wielu znajomych z tamtych czasów z którymi utrzymuje kontakt. Żonę też poznałem na studiach w Białej.
Potem trafiłeś do Warszawianki. Skąd taka decyzja? Jak tam się grało?
W połowie trzeciego roku studiów Warszawianka zaproponowała mi grę u nich i dalszy rozwój sportowy. Ciężko było odmówić. W tej ekipie wtedy grali Sławek Szmal, Grzesiek Tkaczyk, Rafał Kuptel, Piotr Obrusiewicz, Leszek Starczan, Michał Matysik. To była połowa ówczesnej kadry Polski. Świetne doświadczenie i fajny czas w mojej karierze.
Po stolicy pojawiłeś się w Kwidzynie. Z ekipą MMTS odniosłeś chyba największe sukcesy?
W Kwidzynie jak i Warszawiance zdobyłem srebrny medal Mistrzostw Polski. Jednak w ten medal z Kwidzynem włożyłem większy wkład. W Warszawiance byłem młokosem przy gwiazdach, które tam grały. W Kwidzynie więcej ode mnie zleżało na boisku jak i w szatni. Z MMTS mieliśmy też fajny epizod w Challange Cup. Dotarliśmy do finału europejskiego pucharu. Niestety Sporting Lizbona okazał się od nas lepszy.
Po Kwidzynie ruszyłeś na podbój Niemiec?
Po dwunastu latach gry w Ekstraklasie chciałem zmienić otoczenie, spróbować sił w innej lidze. Na stare lata zobaczyć jak to jest gdzie indziej. Padło na Niemcy. Wyjechałem na dwa lata jestem już trzynaście. Urodził się tu mój drugi syn Aleks. Na początku grałem na północy Niemiec Wilhelmshavener HV potem przeniosłem się na południe HG Saarlouis. Tak to się potoczyło.
Ostatecznie zakończyłeś karierę trochę niespodziewanie?
Dwie poważne kontuzje barku spowodowały, że musiałem zakończyć karierę piłkarza ręcznego. Wraz z żoną doszliśmy do wniosku, że nie chcemy opuszczać Niemiec i zostaliśmy tu.
Twój syn dziś jest zawodnikiem Flensburga. Opowiedz nam trochę o nim?
Oskar zaczął trenować jak miał pięć lat. To było jeszcze jak mieszkaliśmy w Saarlouis. Tam trafił pod skrzydła nie byle kogo bo samego Christiana Schwarzera. To była bardzo fajna ekipa. Przed dwoma laty postanowił wypłynąć na głębszą wodę. Dostał ofertę z kilku szkółek. Wybrał Flensburg więc my przenieśliśmy się z nim 1000 km na północ. Tu trafił znowu na świetnych trenerów Jima Gottfridssona i Ljubomira Vranjesa. Kto chociaż trochę interesuje się piłką ręczną wie co za postacie. Zadebiutował w Bundeslidze w pierwszej ekipie i myślę, że to jeszcze nie koniec.
Tobie nie udało się zagrać w takiej ekipie jak Flensburg, zazdrościsz trochę synowi?
Jaka zazdrość? To co czuje to mega duma. To mój syn, każde jego wejście na parkiet nas ogromnie ekscytuje i cieszy. Obserwujemy jak spełnia marzenia i wspieramy go w tym będąc bardzo dumni.
Utrzymujesz z kimś kontakt z dawnego AZS?
Nie mam z nikim takiego bezpośredniego kontaktu, ale żyjemy w dobie mediów społecznościowych więc kontakt z każdym w zasadzie jest.
W przyszłym roku minie ćwierć wieku od największego sukcesu z AZS, czyli finału PP w Płocku. Pamiętasz te mecze w Płocku? Jakie masz wspomnienia?
Tego się nigdy nie zapomni. Wygrana w półfinale z Pogonią Zabrze. Szkoda, że przegraliśmy w finał z Petrochemią. To był świetny czas, świetna ekipa.
Napisz komentarz
Komentarze