W środę, 6 marca, rolnicy po raz kolejny manifestowali przeciwko unijnej polityce klimatycznej, Zielonemu Ładowi i niekontrolowanemu napływowi produktów rolno-spożywczych z Ukrainy. Tym razem do rolników dołączyli leśnicy, myśliwi, transportowcy i przedstawiciele "Solidarności", innych grup społecznych oraz zawodowych. Władze stolicy nie zgodziły się, żeby na ulice wyjechały ciągniki. Do Warszawy pojechali też rolnicy z naszego regionu. – Wyjechaliśmy na kilka autokarów, między innymi z Wisznic, Tucznej, Łomaz, Sławatycz, Podedwórza i Międzyrzeca – mówi rolnik z Łomaz, Michał Filipiuk.
Doszło do zamieszek
Protest rozpoczął się o godz. 11 pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów na Alejach Ujazdowskich. Szacuje się, że w stolicy mogło być 150 tys. protestujących.
– Początkowo było wszystko ok. Jednak pod Sejmem zaczęły się przepychanki. Mogę dziś śmiało powiedzieć, że prowokowała je policja. W internecie krąży wiele filmików z protestu. Można je obejrzeć i samemu przekonać się, jak było – opowiada Michał Filipiuk. – Po proteście, my rolnicy, czekaliśmy na przeprosiny od ministra rolnictwa, ale się nie doczekaliśmy. Nie doczekaliśmy się też żadnych konkretów w sprawie Zielonego Ładu ani zamknięcia granicy polsko-ukraińskiej i uregulowaniu handlu zbożem z Ukrainą. Dlatego znów wyjedziemy na polskie drogi. I choć osobiście nie jestem zwolennikiem sztywnych protestów, to tym razem nie odpuścimy. Z perspektywy czasu musimy podejmować bardziej radykalne działania, bo póki co żadnych rezultatów nie widzimy. Protest będzie dużo ostrzejszy, będą blokady i to dłuższe niż za poprzednim razem – zapowiada rolnik.
Dodaje, że protest trwa również na granicy polsko-ukraińskiej w Dorohusku. – Mamy dyżury, jeździmy na granicę i zmieniamy się, bo nie możemy odpuścić – zaznacza Michał Filipiuk.
WARTO PRZECZYTAĆ:
Napisz komentarz
Komentarze