Jakie usposobienie ma Florentynka?
Florentynka jest przede wszystkim sobą. Jest radosną krówką, która nie boi się wyzwań, jest bardzo optymistycznie nastawiona do życia. Nie ma kompleksów, jest bardzo przyjacielska i zawsze potrafi dać świetną radę. Poza tym ma mnóstwo przyjaciół, znajomych, którzy ją uwielbiają. Lubi podróżować, jeść i poznawać nowe miejsca oraz przeżywać ciekawe przygody. Florentynka jest bardzo odważna - latała już na lotni i balonem, skakała po dachach, zastępowała w ważnej misji batmana, łobuzowała nawet trochę, jest edukatorką – opowiada o weganizmie, zachęca do czytania książek, mówi, że trzeba sięgać po więcej i spełniać swoje marzenia.
Czy miałaś jakiś pierwowzór, stwarzając tę wyjątkową krówkę? Ile trwało, zanim Florentynka zyskała ostateczna formę?
Florentynka powstała podczas pandemii. To był taki czas, kiedy siedziało się w domu, kiedy nie było co robić, bo świat był ogarnięty smutkiem, pesymizmem i panował kiepski nastrój. W tamtym okresie zaczęłam bardzo dużo rysować. Właściwie to wróciłam do rysowania, bo wcześniej przez wiele lat zajmowałam się ceramiką. Pewnego wieczoru, kiedy sobie szkicowałam, pomyślałam że fajnie byłoby narysować takie zwierzątko, które będzie się pojawiało w moich rysunkach i będzie przeżywało różne przygody. No i najpierw narysowałam świnkę, potem kotka i później właśnie gdzieś pojawiła się krówka. A dokładnie było to tak, że narysowałam trzy wersje i wrzuciłam je na Facebooka z pytaniem, która najbardziej podoba się moim znajomym.
No i w sumie było tak, że Florentynka powstała z połączenia dwóch rysunków, które zdobyły najwięcej pozytywnych głosów. Potem wrzucałam rysunki z nią na moje media społecznościowe. Krówka i jej przygody tak się spodobały, że znajomi i nieznajomi prosili o więcej. Dostawałam przemiłe komentarze, że moje rysunki są jak promyk słońca w te smutne pandemiczne dni, jak jakiś znak nadziei i ukojenia, co miało aspekt terapeutyczny. To było przemiłe i bardzo motywujące, dzięki czemu rysowałam dalej, a Florentynka przeżywała kolejne przygody.
Cofnijmy się w czasie. Kiedy zaczęła się Twoja współpraca z wydawnictwem Egmont? Czy wykonanie ilustracji do gry "Florentynka muu w podróży" to Twoje pierwsze zlecenie dla tego wydawnictwa?
Moja współpraca z wydawnictwem Egmont trwa od około sześciu lat, z tym że wcześniej recenzowałam gry planszowe tego wydawnictwa. Robiłam to barterowo, czyli otrzymywałam gry, a w zamian robiłam zdjęcia i opisywałam je na swoich mediach społecznościowych. W czerwcu zeszłego roku pojawiło się pytanie od wydawcy, czy zechciałabym zilustrować jedną z jego gier. Oczywiście się zgodziłam, ponieważ było to jedno z moich marzeń. Wspaniałe było też to, że miała to być gra z ilustracjami na podstawie właśnie postaci Florentynki. To było pierwsze tego typu zlecenie od tego wydawnictwa i zobaczymy co będzie dalej, mam nadzieję, że będą kolejne.
A moje życie zatoczyło pewne koło, ponieważ to nie jest moja pierwsza przygoda związana z powstawaniem gry planszowej. Swoją pierwszą grę planszową stworzyłam jako pracę dyplomową w liceum plastycznym. Była to gra na motywach starożytnego Egiptu. Trzeba było dojść od startu do mety, a podczas grania przeżywało się różne przygody. Zadaniem było zebranie bloków skalnych do zbudowania piramidy. To była praca w technice tkaniny artystycznej, wielka plansza o wymiarach 2 x 2 metry, a pionkami byli Kleopatra, faraon, mumia. Ta praca dyplomowa przyczyniła się do tego, że zostałam stypendystką Ministra Kultury i Sztuki po zakończeniu liceum plastycznego.
A jak wyglądała współpraca z wydawnictwem Egmont przy tworzeniu ilustracji do gry „Florentyna Muu w podróży”?
Kiedy dostałam zlecenie, miałam dwa miesiące na namalowanie ilustracji. W sumie powstało ich 55 – jedna grafika na jedną kartę oraz kilka dodatkowych obrazków, które zostały wykorzystane na okładkę, na ramki kart, wypraskę do pudełka. Było to sporo pracy.
Przez ten czas moje ilustracje były konsultowane z grafikiem, który składał całą grę, z autorem zasad, z wydawcą. Mieliśmy kilka spotkań, na których rozmawialiśmy, jak gra ma wyglądać, jak grafiki mają być dostosowane do zasad, żeby wszystko było jasne, proste i zrozumiałe. Dodatkowo miałam dwie wspaniałe czteroletnie konsultantki, Jagnę i Rutkę, których reakcje dawały mi znać, czy rysunki są zrozumiałe i jednoznaczne dla małych dzieci. Cały proces powstawania gry, nawet tak małej, to kilka miesięcy.
Jaką techniką wykonywałaś ilustracje do gry?
Ogólnie maluję w kilku technikach. Ilustracje do gry „Florentynka Muu w podróży” są namalowane akwarelą – jest to wyjątkowe, ponieważ grafiki do gier planszowych tworzone są zazwyczaj w technice grafiki komputerowej. Najpierw robiłam delikatny szkic ołówkiem, potem cienkopisem zaznaczałam kontury, a następnie na to nakładałam farbę akwarelową.
A jakie są zasady tej gry?
Gra jest bardzo prosta. Jest przeznaczona dla dzieci już od 3. roku życia. Rozgrywka trwa 15 minut, więc jest idealnie dostosowana do młodszych graczek i graczy. Gra polega na klasyfikowaniu kart według różnych kategorii oraz na gromadzeniu lub odrzucaniu kart w zależności od wybranego wariantu gry. „Florentynka Muu w Podróży” ćwiczy spostrzegawczość, wspiera wszechstronny rozwój dziecka, rozwija wyobraźnię, zasób słownictwa, więc jest to gra, która ma dużo walorów edukacyjnych. Poza tym gra jest w małym pudełku, które wszędzie można ze sobą zabrać, np. w podróż, na wakacje, do znajomych. Ma wiele wariantów. W jeden z nich można grać np. w pociągu, ponieważ nie wymaga dużo miejsca. Każdy trzyma karty w ręku i tylko odrzucamy karty na jeden stos. Jest idealna na wakacje, na deszczowe dni, na nudę.
Zajmujesz się caramiką, malujesz. Masz duszę artystki. Czym jest dla Ciebie sztuka?
Rysuję i maluję prawie od zawsze. Skończyłam liceum plastyczne, później kulturoznawstwo, a następnie studia podyplomowe na Akademii Sztuk Pięknych. Sztuka jest częścią mnie. Nie wyobrażam sobie, żeby nie było jej w moim życiu. Sztuka jest dla mnie pracą, ale przede wszystkim formą ekspresji, uzewnętrznienia emocji, doświadczeń, wrażeń. Wolę coś narysować, namalować, sfotografować, niż opowiadać o tym. Jest też na pewno oddechem, wytchnieniem od rzeczywistości. Często potrafię wiele godzin malować i nawet nie czuję upływu czasu.
Sztuka jest największą z moich pasji. Bardzo lubię się rozwijać w tej dziedzinie, poznawać kolejne techniki, doskonalić te, które znam, ale także uczyć innych – często prowadzę warsztaty rysunku i malarstwa dla dzieci i dla dorosłych. A akwarele tak naprawdę odkryłam dopiero kilka lat temu. Wcześniej zajmowałam się fotografią, rysunkiem i przede wszystkim ceramiką. To jednak akwarela podbiła moje serce i myślę, że w tej technice pozostanę na długo.
Prowadzicie z mężem Mokoszowe Sioło, pracujesz zawodowo, spełniasz się artystycznie, współpracujesz z wydawnictwami, a przede wszystkim jesteś żoną i mamą. Jak udaje Ci się łączyć te wszystkie role?
Nie zawsze mi się udaje i to jest chyba normalne, że nie zawsze jesteśmy świetne we wszystkim, ale bardzo się staram i przede wszystkim uwielbiam te wszystkie moje role. Każda z nich jest fantastyczna i w każdej z nich się spełniam. Uwielbiam być żoną, uwielbiam być mamą, uwielbiam moją pracę. Konfucjusz powiedział: ”Wybierz pracę, którą kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w Twoim życiu” i te słowa doskonale do mnie pasują. Lubię, jak się dużo dzieje. Uwielbiam łączyć te wszystkie role, bo wtedy czuję, że żyję i kiedy mam dużo zadań do zrobienia, dużo deadline'ów, dostaję skrzydeł i lecę.
Napisz komentarz
Komentarze