W 2000 roku powstało Stowarzyszenie na rzecz Wspierania i Rozwoju Wsi Lubelskiej Zaliszcze. Mieszkańcy malutkiej miejscowości w gminie Podedwórze zwarli szyki, by ocalić budynek byłej szkoły wielskiej przed sprzedażą i ocalić swoje dzieci przed brakiem możliwości rozwoju, jakie daje życie w dużym mieście. Wśród różnych inicjatyw, jakie przez lata podejmowali, w pewnym momencie pojawiło się również stworzenie zajęć ze sztuki cyrkowej.
Podatny grunt
Dziesięć lat temu w gminie, dzięki kontaktom działaczy ze stowarzyszenia Kraina Rumianku, pojawili się ludzie z lubelskiego stowarzyszenia Klanza. Prowadzili po wiejskich świetlicach warsztaty z żonglerki. – Dzięki tym ludziom nawiązaliśmy kontakt z artystami z cyrku w Berlinie. Ponieważ po warsztatach Klanzy udało się utrzymać grupę dzieci chętnych do rozwijania umiejętności, zrealizowaliśmy projekt, podczas którego przez dwa tygodnie trwały u nas warsztaty z artystami z Berlina i zakupiliśmy sprzęt cyrkowy – mówi Leszek Turuk opiekun "Małych wytrwałych"
Po warsztatach powstał dylemat. Były dzieci chętne do rozwijania umiejętności, był sprzęt i co dalej. – Jako stowarzyszenie wsi Zaliszcze wzięliśmy to na siebie z myślą o swoich dzieciach, którym chcieliśmy zapewnić tu coś więcej, niż dawały możliwości tego miejsca. Od 10 lat tak to trwa. Rodzice, którzy nie mają nic do czynienia z pracą pedagogiczną czy sztuką cyrkową, angażują się z zajęcia, z których korzystają ich dzieci – mówi pan Leszek.
"Mali wytrwali" to dzieci w wieku podstawówki i gimnazjum. Tworzą około 20-osobową grupę, która co tydzień spotyka się na zajęciach, by uczyć się żonglerki, jazdy na monocyklach, operowania diabolo czy hula – hop.
Wiejska świetlica, ich cały świat
Zajęcia odbywają się na hali sportowej w szkole, jeśli jest otwarta. W weekendy rodzice przywożą dzieci z całej gminy do Zaliszcza. Tu dzieci ćwiczą w jedynej wyremontowanej sali budynku starej szkoły.
I choć warunki nie są zachęcające, to wciąż przyjeżdżają, ćwiczą z zapałem i rozwijają swoje umiejętności. – Starsi uczą młodszych. Dwa razy w roku staramy się, by odwiedzali nas profesjonalni instruktorzy sztuki cyrkowej, którzy pokażą dzieciom nowe rzeczy i zaszczepią w nich nowe umiejętności. Wszystko procentuje później na pokazach – dodaje opiekun grupy.
Sami tworzą pokazy, sami zbierają fundusze
Profesjonalna maczuga do żonglerki to 110 złotych, monocykl – 1130 zł, piłeczka do żonglerki nawet 40 złotych. – Dzieci ćwiczą na profesjonalnym sprzęcie cyrkowym. Takiego sprzętu mamy na jakieś 10 tys. złotych. Staramy się pozyskiwać pieniądze, by opłacić przyjazd instruktorów na warsztaty, i raz w roku zorganizować wyjazd grupy na festiwal dziecięcej sztuki cyrkowej do Dobrzenia Wielkiego. W ubiegłym roku nasze dzieci zdobyły tam dwa wyróżnienia – mówią Turukowie.
Gdyby nie inicjatywa rodziców, nic by z tego nie wyszło. Pieniędzy z samorządów nie ma, ale grupę wspiera w niektórych inicjatywach Bank Spółdzielczy w Wisznicach. Stowarzyszenie pisze projekty, zbiera datki, grupa występuje na imprezach okolicznościowych i tak zbierają grosz do grosza na jeden wyjazd w roku.
Z gminnego funduszu alkoholowego stowarzyszenie dostało w ubiegłym roku 1,5 tys. zł. 3 tys. zł kosztowało wynajęcie busa na wyjazd na festiwal do Dobrzenia. – Te wyjazdy to dla dzieci nagroda za cały rok ćwiczeń. Mogą się zaprezentować, dostać brawa, wygrać nagrody. – mówi Leszek Turuk.
Nagrodą dla opiekunów jest nieustające zainteresowanie grupą kolejnych pokoleń. Dzieci działające w grupie są w niej przeważnie do ukończenia gimnazjum. Później wyjeżdżają z gminy Podedwórze, a w ich miejsce przychodzą maluchy z pierwszych klas podstawówki.
Grupa ewenement
Odwiedzamy "Małych wytrwałych" w trakcie weekendowych warsztatów, które prowadzi profesjonalny instruktor sztuki cyrkowej Krzysztof Riewold, półfinalista jednej z telewizyjnych edycji "Mam talent". Zna grupę z gminy Podedwórze z jej występów w Dobrzeniu Wielkim, gdzie na co dzień ćwiczy dzieciaki w cyrkowej sztuce. – Za każdym razem, gdy się z nimi spotykam widzę progres. Jest z kim ćwiczyć i nauka pada tu na podatny grunt. Myślę, że gdyby nie ogromne zaangażowanie opiekunów, niewiele by się tu działo. – mówi instruktor. Z dziećmi pracował przez trzy dni na początku grudnia.
Cały reportaż przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa, nr 1
Joanna Danielewicz
Napisz komentarz
Komentarze