Padły ostatnie klapsy na planie nowego filmu Pawła Łukomskiego, pochodzącego z Białej Podlaskiej reżysera i założyciela Studia 35. Mimo młodego wieku ma już na swoim koncie bogatą kolekcję produkcji krótkometrażowych. Jego filmy brały udział w przeglądach, pokazywano je i doceniono na festiwalach. To kinematograficzny samouk, z wykształcenia prawnik, którego mamy nadzieję czeka reżyserska kariera podobna do Quentina Tarantino, również zaczynającego od kina niezależnego.
Ludzie tu są życzliwi
"Klechdy", bo taki nosił tytuł nowy projekt, jest filmem krótkometrażowym. Zdjęcia realizowano w Zaborku i Białej Podlaskiej. Reżyser, jak sam mówi, zawsze chciał wrócić w rodzinne strony, by właśnie tu coś nakręcić. I wrócił, zabierając ze sobą 13-osobową ekipę techniczną i 6-osobową obsadę aktorską.
– Miejsce bardzo miło nas przywitało. Ludzie są życzliwi, udostępniają potrzebne na plan elementy, co jest bardzo pomocne. Korzystamy z całego Zaborka, ponieważ potrzebujemy różnych lokacji w poszczególnych scenach. To miejsce bardzo odpowiada historii, którą mamy do opowiedzenia – wyjaśnia producentka Anita Wolska.
Początek w Zaborku, zakończenie w Białej
Plan zdjęciowy zaplanowano na siedem dni. Pierwsze kadry powstały we wtorek 26 lipca w Zaborku. Ostatniego dnia zdjęcia kręcono w Białej Podlaskiej, w jednej z firm spedycyjnych, gdzie powstała pierwsza scena. Film opowiada historię czarnoskórego człowieka, który w poszukiwaniu lepszego życia dla siebie i swojej rodziny przyjeżdża do Europy spełnić swój "european dream", czyli amerykański sen w europejskim wydaniu. Stary Kontynent nadal jawi się imigrantom jako wymarzone miejsce, gdzie czeka lepsza przyszłość.
Zdarza się jednak coś, co powoduje, że Juju, czyli główny bohater, trafia na wieś. – Kreujemy to miejsce na typową polską wieś, troszeczkę zamkniętą na nowych ludzi i na obce historie. Nie jest to film anglojęzyczny, ale główny bohater nie mówi po polsku. W związku z tym pojawia się wątek traktujący o barierze językowej i mentalnej, która nadal jest problemem szczególnie w społeczeństwie w małych miejscowościach – podkreśla producentka.
Trochę thriller, trochę horror
Skąd tytuł "Klechdy"? Chodzi o staropolskie podania, baśnie przekazywane z pokolenia na pokolenie i funkcjonujące jeszcze wśród starszych ludzi żyjących na wsi. Pewne imiona bohaterów nawiązują do postaci z legend, jednak scenariusz jest w całości autorski.
– Jest to thriller, daleko z tyłu pojawiają się echa horroru. Kręcę rzecz, która wydaje mi się ciekawa i mam nadzieję, że moje odczucia pokryją się później z odczuciami widza. Oprócz warstwy rozrywkowej, film zawiera wiele ukrytych aluzji, np. inspiracje świetlne nawiązujące do włoskiego kina grozy lat 60. Pojawiają się cytaty, retrospekcje oraz nawiązania do innych filmów (chociażby "Chłopaki z sąsiedztwa" Singletona) – dodaje Paweł Łukomski.
Miejscowi mieli swój udział
Do pomocy przy produkcji zaoferowali się okoliczni mieszkańcy, którzy o projekcie dowiedzieli się z facebookowego profilu Studia 35. – Pierwszy raz pracuję na planie i muszę powiedzieć, że bardzo mi się spodobało. Przez dwa dni współpracowałam ze scenografką. Studiuję architekturę, więc to jest poniekąd wspólne z wystrojem wnętrz – opowiada pochodząca z Białej Podlaskiej Aleksandra Zawistowska.
A gdzie i kiedy zobaczymy film? – Nie jest to komercyjna produkcja, w związku z tym nie zamierzamy jej dystrybuować do kin ani sprzedawać na nośnikach. Będziemy pokazywać film na konkursach. Chcielibyśmy uporać się z montażem do późnej wiosny. Po fazie festiwalowej, czyli w przyszłym roku, będzie dostępny wszystkim użytkownikom internetu za darmo – informuje producentka.
Napisz komentarz
Komentarze