Można tańczyć do białego rana, śpiewać aż do zdarcia strun głosowych, skosztować regionalnych potraw, a nawet poznać przyszłego współmałżonka. Wszystko to podczas małanek, które od 1985 roku organizują w Białej Podlaskiej pasjonaci kultury prawosławnej z Mirosławem Korowajem z Kodnia na czele.
W tym roku (13 stycznia) impreza już po raz kolejny odbyła się w budynku bialskiej Państwowej Szkoły Wyższej im. Papieża Jana Pawła II. Zgromadziła ponad 350 osób. – Małanka to bal noworoczny, a nie karnawałowy, wyznawców prawosławia – wyjaśnia Korowaj. – Nowy rok obchodzimy później niż katolicy, ponieważ w naszej liturgii obowiązuje kalendarz juliański. To stary rzymski kalendarz opracowany na życzenie Juliusza Cezara po zdobyciu Egiptu. W Kościele zachodnim w 1582 r. nastąpiła jego reforma. Działo się to podczas pontyfikatu papieża Grzegorza XIII, stąd jego nazwa – kalendarz gregoriański.
Nazwa balu z kolei pochodzi od imienia Melania, której święto przypada – tak jak i Sylwestra – na 31 grudnia. – Imię świętej jest w Kościele wschodnim popularniejsze, stąd małanka – wyjaśnia Korowaj.
Duch Podlasia
Choć bal jest organizowany przez osoby wyznania prawosławnego, stanowią oni tylko część uczestników. Bo to impreza dla zwolenników dawnych tradycji regionu. – Kiedy przyszedłem tu po raz pierwszy przed sześcioma laty, zobaczyłem charakterystycznego dla Podlasia ducha. Bo my, mieszkańcy regionu, bez względu na to, jakie mamy poglądy polityczne i jakiego jesteśmy wyznania, czujemy wspólnotę. – mówi poseł Adam Abramowicz.
W czym tkwi sukces małanek? – Myślę sobie tak: balów sylwestrowych jest dużo, być może większość z nich jest organizowana według jednego wzoru. My też nie wymyślamy niczego nadzwyczajnego. Ale mamy specyficzną muzykę, prezenty dla tych, którzy są z nami co najmniej drugi raz, w tym roku występ zespołu tanecznego Kontra. A kiedyś ktoś mi powiedział, że fajne u nas jest nawet to, że wśród uczestników są księża prawosławni – śmieje się Mirosław Korowaj.
Małankowe małżeństwo
Ale tej jedności nie byłoby, gdyby nie wysiłek organizatorów. Wśród nich jest wspomniany Mirosław Polko, a także Tadeusz Czapski, Dariusz Korniluk, Jan Wołosiuk i Irena Woromiej.
Trud organizacji przedsięwzięcia rozumie Andrzej Juszczuk. – Nie jest to łatwe zadanie. Organizowałem małanki przed laty, pod nieobecność Mirka Korowaja. Pierwszą, gdy miałem bodaj szesnaście lat. Pomagali mi wtedy rodzice, bo sam ze spięciem wszystkiego nie dałbym rady. Warto jednak ten trud podejmować. Tu nie ma podziałów i czuje się rodzinną atmosferę. Zresztą, to właśnie dzięki małance jestem ze swoją żoną. Znaliśmy się wprawdzie już wcześniej, ale to na jednym z noworocznych balów na dobre między nami zaiskrzyło. Jesteśmy więc małżeństwem małankowym od 2001 roku – uśmiecha się Juszczuk.
O muzyczną stronę imprezy dbał w tym roku zespół Koszyki z Białegostoku. Nim jednak rozpoczął swój występ, uczestnicy balu odśpiewali życzenia.
Pielgrzymka śladami świętej?
Kulturę wschodnią promuje się na imprezie nie tylko w muzyce, ale też na stołach. – Ciasta zwane marcinkami przywiezione prosto z Bielska Podlaskiego, do tego kibiny, czyli pieczone pierogi z farszem mięsnym, i zupa soljanka. Takie między innymi tradycyjne potrawy serwujemy podczas balu – wymienia Jadwiga Turuta, która od pierwszej małanki zajmuje się poczęstunkiem gości.
Podczas tegorocznego balu padła propozycja powołania nowego stowarzyszenia, w skład którego weszliby stali bywalcy małanki. – Święta Melania jest postacią niezwykłą, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że żyła na przełomie IV i V wieku. Działając charytatywnie, odwiedziła Italię, Sycylię, Egipt i Konstantynopol, by zakończyć życie w Jerozolimie. Jej życiowa pielgrzymka objęła więc całe Imperium Rzymskie – mówił podczas małanki Mirosław Korowaj. – Gdy czytałem jej żywot, przyszła mi do głowy myśl, by zorganizować pielgrzymkę jej śladami, a nawet założyć stowarzyszenie, któremu by patronowała.
Więcej na ten temat w najnowszym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, 3/2018
Kamila Kolęda
Napisz komentarz
Komentarze