Andrzej Ciesielczuk jest mieszkańcem wsi Olszyn, tam gdzie ma powstać farma fotowoltaiczna. - Mieszkam tu od 1980 r., gdyż podjąłem pracę w istniejącej wtedy spółdzielni produkcyjnej, gospodarowałem na 60 hektarach, gospodarstwo przekazałem dzieciom. Obecnie pracuję zawodowo w Agencji Restrukturyzacji, mam też kilka hektarów ziemi - mówi Andrzej Ciesielczuk.
- Farma znajdowałaby się od domostw kilkanaście metrów. Według mieszkańców, a mieszka tam kilka rodzin, to niekorzystna inwestycja. Połać ponad 100 hektarów lustra, będzie się szybko nagrzewać i osiągać wysoką temperaturę. To też zniszczenie środowiska naturalnego, bo słupy mają być zakopywane w ziemi na 6 metrów głębokości, więc struktura ziemi ulegnie degradacji. Prawdopodobnie panele mają być obrotowe, więc będą pracowały całą dobę. Jest sześć rodzin, które będą skazane na niebyt. Farma będzie otaczać gospodarstwa, niektóre nawet z trzech stron. Panele na pewno będą emitować energię - zauważa Andrzej Ciesielczuk.
Będziemy żyli jak w zoo
Katarzyna Semeniuk wybudowała dom, do którego wkrótce chciałaby się wprowadzić, ale okazało się, że po sąsiedzku ma powstać w niedługim czasie duża farma fotowoltaiczna. - Już za miesiąc chciałabym się z rodziną wprowadzić, ale z jednej strony, za drogą jest planowana farma fotowoltaiczna dwuhektarowa, a teraz okazuje się, że z drugiej strony - około 150 m od domu powstanie druga farma i to znacznie większa. Będę wychodzić z domu i widzieć 100 hektarów szkła. To dla mnie dramat - zaznaczyła Katarzyna Semeniuk.
Dodaje, że w okolicy jest bardzo dużo zwierząt na przykład bieliki, łosie, jelenie. - Jeździmy rowerami po leśnych ścieżkach, chodzimy na spacery, goście odwiedzający pałac w Cieleśnicy również odwiedzają te tereny. Jeżeli teraz zostanie ogrodzony, oświetlony i monitorowany przez kamery, będziemy się czuli jak w zoo. Ludzie będą kupować bilety po to, żeby zobaczyć jak nam się żyje w szklanej bańce - skomentowała Katarzyna Semeniuk.
Wskazała, że na tych terenach mieszka od dziecka i kocha to miejsce. - Uwielbiam polną drogę, słońce i trawę. Nie zgadzam się z tym, że inwestycja zwiększy bioróżnorodność. Jeżeli łosie lub jelenie będą musiały ominąć 100 hektarów farmy fotowoltaicznej to one stąd odejdą - mówił. Z powodu wysokiej temperatury, która się wytworzy nad panelami fotowoltaicznymi, mogę chorować pszczoły i przez to umierać.- Sąsiadem tej mniejszej farmy nie jestem, bo oddziela nas droga, ale od mojej stodoły do zabitych palików jest tylko około 12 m, więc panele wyrosną w niedużej odległości od okien domu. Jako mieszkańcy napisaliśmy protest społeczny, podpisało się 150 osób, bo nie chcemy tej inwestycji - podkreśliła.
Zauważa, że inwestorzy w jednym i w drugim przypadku mają podpisane umowy na 29 lat, więc zapewne w ciągu 5 lat zbudują panele na 30 hektarach, a następnie w ciągu kolejnych lat zagospodarują pod farmę resztę gruntu ujętego w umowie, gdyż będą zobowiązani wykorzystać teren, na który podpisali dokumenty. - Po spotkaniu z inwestorami dowiedzieliśmy się, że może mogliby zrezygnować z części gruntów, ale nie wydaje mi się, żeby to było realne. Biznes jest najważniejszy, ludzie, ani zwierzęta nie mają żadnego znaczenia - podkreśliła.
Będzie tylko jedna droga?
Mirosław Pióro sceptycznie podchodzi do inwestycji. - Ponad 40 lat mieszkałem we Władysławowie, znam temat farm, ale wiatrowych. Obecnie jestem na emeryturze i wróciłem w rodzinne strony. Mieszkam prawie w lesie. Jeśli farma fotowoltaiczna powstanie będę ogrodzony z kilku stron panelami. Od mojego domu farma będzie się znajdować ok. 250 metrów. Tereny, które są dziewicze, będą zlikwidowane, bo inwestorzy ograniczą się do jednej drogi, a pozostałe do Cieleśnicy, czy na Zaczopki będą pozamykane. Nie będziemy mogli z nich skorzystać. W warunkach trudnych, jesienno-zimowych, może być utrudniony dojazd np. karetki czy straży pożarnej. Teraz nie mamy takiego problemu - zauważył Mirosław Pióro.
Dodał, że w USA i innych krajach były badania, które wskazują, że po wielu latach eksploatowania ziemia po famie nie nadaje się do użytkowania. - Obawiam się też wpływu farmy na zdrowie, nie ma badań, ale to nie znaczy, że nie jest nieszkodliwa - zaznacza.
- Zostało wszczęte postępowanie o wydanie decyzji o warunkach środowiskowych dla przedsięwzięcia - zespołu farm fotowoltaicznych w miejscowościach Olszyn i Cieleśnica. Jesteśmy na etapie początkowym, żeby przygotować decyzję, czekamy na opinię z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, sanepidu i Wód Polskich - mówi wójt Jacek Szewczuk.
Dodaje, że jego pomysłem jest zorganizowanie jak najwięcej spotkań z mieszkańcami. - Jak miała powstać farma wiatrowa, mieszkańcy bardzo protestowali. Teraz chciałbym przeprowadzić jak najwięcej konsultacji - zaznacza. Ważna też procedura planu zagospodarowania przestrzennego, która może wykluczyć budowę farmy.
- Po dzisiejszym spotkaniu jestem podbudowany, tym, że firma pokazała, że jest wiarygodna, otwarta na konsultacje. Firma przekazała, że planowana jest budowa do 100 hektarów, więc może to być 30 hektarów. Rozpoczęcie inwestycji będzie zależało od opinii instytucji i analizy gminy Rokitno - wyjaśniał wójt. Przyznał, że się martwi o mieszkańców, a ich protesty wskazują mu, w jakim kierunku iść. - Odbyło się spotkanie online, a dziś odbywa się spotkanie w Gminnej Instytucji Kultury w Rokitnie, co mnie cieszy, bo przyjechała silna reprezentacja firmy. Jeśli farma powstanie będą odprowadzane podatki oraz organizowane przedsięwzięcia prospołeczne. Jednak, jeszcze jest daleka droga do tego. Jako samorząd chcielibyśmy wypracować konsensus - dobrą decyzję dla wszystkich - zaznaczył wójt.
Bezpieczna technologia
Jak wskazał Radosław Kogutiuk, dyrektor działu rozwoju projektów przedsiębiorstwa Iberdrola, firma jest na wstępnym etapie realizacji inwestycji. – W dokumentacji przekazanej gminie Rokitno założyliśmy, że chcemy wykonać inwestycję w farmę słoneczną o mocy do 126 megawatów. Natomiast po rozmowach z lokalnymi mieszkańcami, widzimy, że będziemy musieli dostosować rozmiar inwestycji do ich uwag, aby ograniczyć wpływ farmy na otoczenie, do czego jesteśmy skłonni. Mieszkańcy przekazali nam, które obszary na działkach inwestycyjnych są dla nich problematyczne. Będziemy musieli powrócić do stołów kreślarskich i wprowadzić zmiany, tak aby panele fotowoltaiczne znalazły się w odpowiedniej odległości od domostw - przekazuje Radosław Kogutiuk.
Odnosi się też do zarzutu, że mieszkańcy gminy Rokitno, mimo ekologicznej inwestycji, wciąż będą płacić wysokie stawki za prąd. - Obecne ceny prądu wynikają m.in. z tego, że należy wykupić prawa do emisji CO2. Ten miks energetyczny jest wciąż oparty na węglu, za co państwo polskie musi płacić, z tego wynikają zawyżone ceny. Wydaje mi się, że w dłuższej perspektywie ten trend powinien się zmieniać, dzięki przejściu na odnawialne źródła energii. Jeżeli ogólne ceny energii na rynku będą tańsze, to skorzystać powinni też użytkownicy. W globalnym rozliczeniu ma to sens, ważne jest uniezależnienie się od paliw kopalnych, jest to też realizacja celów ekologicznych wykorzystywanych przez Unię Europejską - zaznacza dyrektor.
Dodał, że każda inwestycja tego typu musi przejść procedurę środowiskową, która ma na celu bardzo precyzyjne oszacowanie wpływu planowanej inwestycji na środowisko. - W wyniku zakończenia wstępnej procedury, która może trwać, nawet półtora roku, będziemy wiedzieć wszystko na temat inwestycji, jak ona wpływa na florę, faunę i okolicznych mieszkańców. W wyniku tego organy państwowe zajmujące się ochroną środowiska będą rekomendowały o ewentualne zmiany w zakresie inwestycji lub zdecydują, że nie można jej zrealizować - wyjaśnił.
Wskazał też na etapy inwestycji. - Wstępny etap trwa, nawet do kilku lat, do uzyskania pozwolenia na budowę. W fazie rozwoju projektu ponosimy duże koszty, jako deweloper, bo nie wiemy czy uda się pozyskać wszystkie pozwolenia na budowę. Później jest faza budowy obiektu, która trwa od roku do półtora. Kolejno faza eksploatacji powinna trwać od 29 do 30 lat - mówi Radosław Kogutiuk.
Zauważył, że trudno o badania, które oceniałby oddziaływanie na ludzi i środowisko inwestycji takich jak panele fotowoltaiczne. - Jeśli chodzi o opracowania z polskich instytutów jest ich bardzo mało, więc trzeba opierać się na badaniach z innych krajów, gdzie rozwój tej technologii jest na wyższym etapie. Tam powstały opracowania instytutów naukowych, z tego co widać farmy fotowoltaiczne budzą mniej kontrowersji niż farmy wiatrowe. Dostępne badania dowodzą, że jest to bezpieczna technologia - tłumaczy Radosław Kogutiuk.
CZYTAJ TEŻ:
Napisz komentarz
Komentarze