Podczas niespełna godzinnego nagrania do programu "Zdarzenia" emitowanego w telewizji regionalnej z ust rolników padło wiele konkretnych zarzutów. Hodowcy uważają, że ludzie piastujący władzę na górze nie robią nic, żeby wyeliminować chorobę.
– Przez cztery lata wirus pojawił się w 108 gospodarstwach, czyli rocznie średnio notowano 26 ognisk. Nie jest to dużo. Poza tym, ta choroba nie zagraża ludziom oraz innym zwierzętom hodowlanym, więc po co każecie wybijać i utylizować wszystkie świnie w stadzie, w którym wirus się pojawia. Czy tych zwierząt nie można przerobić na przykład na konserwy? W jakim celu tworzycie również te strefy? Żeby zmęczyć nas, rolników i żebyśmy sami zlikwidowali nasze stada? Tylko straszycie nas karami po 4 tys. zł i zarzucanie kolejnymi obostrzeniami. Zaraz będziemy musieli budować twierdzę wokół posesji, bo dotychczasowe szczelne ogrodzenia nie wystarczą. Wasze działania doprowadziły nas do ruiny. Ja sprzedałem całe stado i dołożyłem do tego interesu 17 tys. zł. Nowego nie stawiałem, bo nie chcę zasypiać z myślą, czy rano nie będę miał wirusa ASF w swojej oborze – przekonywał jeden z rolników z gminy Jabłoń w powiecie parczewskim.
Jest jednak wielu hodowców, którym świnie już dawno przerosły wymaganą wagę i wciąż nie mają gdzie ich sprzedać. Sami też ich nie przejedzą.
Cały artykuł przeczytacie w najnowszym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, 15/2018
Tomasz Wachulski
Napisz komentarz
Komentarze