Dlaczego zdecydował się pan kierować janowską stadniną?
– Żeby pomóc. Tylko to mną kierowało. Mam do czego wracać. Pracuję na uczelni, prowadzę ośrodek jeździecki, który teraz przekazałem synowi. Nie jestem niczyim zakładnikiem. Zgodziłem się także dlatego, że wcześniej zdecydowałem o uczestnictwie w nowo powstałej radzie do spraw hodowli koni przy Ministerstwie Rolnictwa. Prywatyzacja, która przebiega w Polsce od 1989 roku, w przypadku hodowli koni odbywa się z poważnymi zakłóceniami. Część dawnych państwowych stadnin, która przeszły w ręce prywatne, nie są już stadninami. A powinny dalej istnieć. Rolą takich stadnin jest kształtowanie całego pogłowia koni w Polsce. Podstawą są dobre klacze z państwowych hodowli. Na nasz rynek może wkroczyć ktoś obcy i nie będzie już polskiej marki. Musimy ją zachować, to nasz obowiązek, a do tego potrzebne są stadniny w Janowie czy w Michałowie – najlepsze na świecie.
Co będzie pan kontynuował po poprzednikach, a co zechce zmienić?
– Janów Podlaski, jeżeli chodzi o konie czystej krwi, osiągnął wysoki poziom w okresie powojennym. I to jest zasługa całej załogi mądrze kierowanej przez dyrektora Andrzeja Krzyształowicza, który miał duży talent hodowlany. Dzięki niemu udało się wytworzyć polski typ konia arabskiego, który podoba się w świecie. Aukcje zaczęły się odbywać już w latach 60. – choć była wtedy żelazna kurtyna – dlatego, że Amerykanie zaczęli się interesować naszą hodowlą. To z kolei zasługa generała Pattona, który wywiózł w czasie wojny do USA słynnego ogiera Witeź. Mimo że była to grabież, wywołała dobre skutki. Doktor Trela to rozwinął. Był wychowankiem dyrektora Krzyształowicza, a jego kontakty rozwijały się przez lata. Wprowadził do hodowli obcą krew. Zresztą niektóre z tych dzierżawionych ogierów i tak miały w rodowodzie przodków z Polski.
W jakim kierunku, według pana, powinna rozwijać się hodowla koni arabskich w Polsce?
– Jeżeli chodzi o araby, to tylko 10 procent ogólnej liczby startuje w pokazach. Aby tak było, musi być utrzymana duża liczba klaczy, żeby było z czego wybrać te najlepsze. Oprócz tego jest do zajęcia pole, które dotyczy różnych rodzajów użytkowania koni. Konie czempionatowe są pokazywane w ręku. Są do tego, mówmy szczerze, przygotowywane, a wręcz preparowane. Często pokazują ruch nienaturalny. To show, to jest biznes. Warto natomiast dyskutować z sędziami ECAHO i WAHO, czy tak być powinno. Czy nie lepiej zachęcić konie, aby demonstrowały swoje predyspozycje – które tak czy inaczej muszą zostać zachowane w hodowli – w sposób bardziej naturalny, nie sztuczny. Jeżeli koń jest spięty, zestresowany, wydobędzie z siebie znacznie więcej, ale to nie oznacza, że taki jest naprawdę. Sztuczność powinna być eliminowana. Pokazy i aukcje muszą się odbywać, ale trzeba myśleć o tej grupie koni, które w nich nie uczestniczą i nie sprzedają się za taką cenę. Mogłyby być trenowane do rajdów długodystansowych, bo to jest rynek dynamicznie rozwijający się. Są na nie nabywcy i w krajach arabskich. A więc konie pokazowe, wyścigowe, do rajdów długodystansowych, a także organizowanie mistrzostw w dyscyplinach klasycznych, jak ujeżdżenie i skoki, oraz w nowych, coraz bardziej popularnych, westernowych.
A hodowla krów będzie prowadzona?
– Tak. Docelowo planujemy utrzymanie 360 krów mlecznych. Teraz jest blisko 340. Produkcja mleka zapewnia płynność finansową. W stadninie koni ciężko jest zachować ciągłość sprzedaży. Nikt nie zagwarantuje, że co miesiąc sprzedamy tyle a tyle koni, a trzeba ludziom wypłacić pensje. W ostatnich latach dało się uzyskać bardzo wysoką wydajność, średnia za rok 2015 to prawie 10 tys. litrów.
Po śmierci Amry i Prerii pojawiły się głosy, że szpital dla koni powinien być na miejscu, żeby nie tracić czasu na przewóz do Warszawy.
– Myślimy o tym, ale to nie jest łatwa sprawa. Przypadki takie jak Amra i Preria są sporadyczne, a szpital jest kosztowny. Jest jeden lekarz na umowę-zlecenie, drugi do pomocy, a także lekarz, który prowadzi w Janowie lecznicę dla koni.
Czy stajnie wymagają remontu?
– Wiele stajni wymaga remontu, i to kapitalnego. Sądziłem, że będzie go można zacząć od razu, ale bez zabezpieczenia finansowego jest to niemożliwe. Niestety, ta ostatnia ekipa, muszę tak powiedzieć, zaniedbała sprawę wniosku o uzyskanie dofinansowania z Ministerstwa Kultury. Stajnie muszą być wpisane do rejestru zabytków, a to nie zostało do tej pory załatwione, i dlatego na wstępie zabrano 15 punktów. Przez to stadnina miała 64 punkty przy minimalnym pułapie 80 punktów. Tuż po aukcji wystąpię do prezydenta o wpisanie stajni do rejestru.
Co z monitoringiem w stajniach. Prezes Marek Skomorowski miał doprowadzić światłowód do stadniny.
– To jest w trakcie realizacji... Pewne sprawy musimy jeszcze wyprostować, na przykład to, że stadnina zapłaciła za projekt, a nie jest właścicielem instalacji. Światłowód został doprowadzony do biura, hotelu, będzie też na czas aukcji w krytej ujeżdżalni. W planach jest uzbrojenie całej stadniny. Skorzystają na tym też mieszkańcy osiedla obok. Na razie jednak mamy przygotowania do aukcji, a ta poprzednia ekipa wydała wszystkie pieniądze, które były nadwyżką z tamtego roku.
To ile było w kasie? Przecież za samą Pepitę stadnina wzięła ponad 5 milionów złotych...
– Nie mogę powiedzieć, to tajemnica spółki. W każdym razie nadwyżka była, a ta ostatnia ekipa, która była przede mną, całą wydała.
Na co wydano tyle pieniędzy?
– Na zakup różnych urządzeń. Prasy, wozu paszowego, różnych tego typu rzeczy.
Są tak potrzebne?
– Być może. Nie neguję tego. Tylko dobry gospodarz rządzi tym, co ma, a przecież tu jest sprawą oczywistą, że możemy wydawać dopiero po aukcji, wiedząc, jaki będzie efekt finansowy. To jest spółka, nie może generować strat.
To prawda, że Dom Gościnny Wygoda ma być wyburzony?
– Na pewno nie pozostanie, bo koszty remontu są za duże. W pewnej perspektywie zostanie wyburzony. Jest już projekt nowego budynku, opracowany w roku 2015. Zaplanowano w tym miejscu centrum badawczo-rozwojowe z laboratoriami, pokojami gościnnymi i częścią wystawienniczą. Może będzie tam muzeum konia. Ale na to potrzeba 5 mln zł, a my mamy inne priorytety na najbliższy rok. Dwustulecie stadniny w roku 2017 nie może się odbyć w takich stajniach, dlatego remont planujemy rozpocząć zaraz jesienią, jak tylko dostaniemy dotację. W projekcie trzeba będzie ująć więcej stajni niż planowano wcześniej. W związku z tym inne inwestycje schodzą na dalszy plan. Jest jeszcze niedokończony remont budynków mieszkalnych na przyległym osiedlu.
Czy będą zmiany kadrowe w stadninie i czy nie widzi pan konfliktu w związku z tym, że jeden z pracowników z funkcją kierowniczą prowadzi konkurencyjny ośrodek?
– Czy jest konkurencyjny, trudno mi powiedzieć, w każdym razie nie ma uwag co do jego pracy, więc to, co robi poza stadniną, to jego sprawa. Liczba etatów w stadninie na pewno nie jest za mała. Być może za duża. Na razie się temu przyglądam, bo to przecież są duże koszty dla spółki. Agronom odchodzi na emeryturę. Jest pracownik, który jest jego wychowankiem i na pewno sobie poradzi, więc nie ma potrzeby zatrudniać kogoś nowego.
Czy Mateusz Leniewicz-Jaworski pozostanie członkiem zarządu?
– On jest pełniącym obowiązki członka zarządu, a jak będzie dalej, zobaczymy.
Mówi się, że na wiosennym pokazie w Białce, jeszcze przed panem, konie z Janowa słabo były nieprzygotowane i nie zaprezentowały się odpowiednio. Czy po odejściu znanej pary trenerów tuż po odwołaniu prezesa marka Treli ktoś przyszedł na ich miejsce?
– Zapytałem ekipę, która pozostała, czy mam szukać nowego prezentera koni. Błagali mnie na kolanach, żebym tego nie robił. Wie pani, dlaczego? Okazuje się, że atmosfera między nimi a tymi, którzy odeszli, była niedobra. Zaufałem tej ekipie. Na pokazie w Radomiu i na czempionacie koni małopolskich w Białce pokazali się dobrze.
A jak się miewa Pinga? Były obawy, że została sprzedana po dzierżawie i już nie wróci.
– Jest w stadninie, ale wróciła do nas jałowa, a miała być zaźrebiona. Nie wiem, dlaczego. Nie wiem, ile zarodków jej wypłukano.
Czy na Święcie Konia Arabskiego będą kupcy strategiczni, jak Shirley Watts czy ze stadniny arabskiej Al Tumamma?
– Nie wiem. Napisałem list do pani Watts. Wysłaliśmy jej katalog, a czy będzie, trudno mi powiedzieć. A ta druga stadnina miała jakiś konflikt z Michałem, nie z nami.
Czy, według pana, Shirley Watts powinna zwrócić źrebięta, o które toczy się spór z ANR?
– Na jej miejscu, po śmierci Prerii i Amry, też bym zabrał pozostałe dwie klacze. A w sensie prawnym, to jest sprawa dla prawników, bo zgodnie z umową źrebięta, które się urodziły już u niej, są własnością janowskiej stadniny. Ja się do niej w tej sprawie nie zwracałem. Jako szczególną klientkę należało ją przeprosić, a nikt tego przede mną nie zrobił. Ja ją przeprosiłem. Myślę, że mi odpisze.
Czy jest pan zadowolony z promocji Święta Konia Arabskiego? Słyszy się wiele krytyki, a to, że katalogi nie dotarły jeszcze do klientów, albo że film jest nieprofesjonalny, bo nie pokazuje dobrze koni...
– Nastąpiło duże zawirowanie. Zerwanie umowy Polturfu ze stadniną nastąpiło w nieodpowiednim momencie. Sytuacja jest trudna i robimy wszystko, co jest możliwe. Zastałem to, co jest. Nie zawierałem nowej umowy z Międzynarodowymi Targami Poznańskimi na organizację. Co do kosztów, rozliczenie nastąpi do końca sierpnia. Mam informacje, że środki od sponsorów są wystarczające na pokrycie kosztów stadniny. Za wiele nie mogę zdradzać w tej kwestii, bo to tajemnica spółki.
Ile procent od sprzedaży dostaną MTP? Polturf otrzymywał w ostatnich latach 12 procent.
– Umowa jest inaczej skonstruowana niż z Polturfem. Nie ma w niej wskaźników procentowych.
Ile stadnina spodziewa się zarobić w tym roku na aukcji?
– To trudno przewidzieć. Każdy koń ma ustaloną cenę minimalną. Nie mogę jej zdradzić, ale jeśli koń jej nie uzyska, zostanie w domu.
Czy sędziowanie, którym pan się zajmuje, nie będzie przeszkadzało w kierowaniu stadniną?
– Na tyle, na ile będę musiał, będę uczestniczył w zawodach. Sędziowie międzynarodowi mają pewną liczbę sędziowań, która jest niezbędna, aby utrzymać się na liście. Więc tyle, ile muszę, będę sędziował. Z pozostałych zawodów zrezygnuję, szczególnie w tak gorącym okresie, jaki jest teraz, przed aukcją.
Dziękuję za spotkanie. Liczymy na to, że częściej będziemy mogli informować czytelników o ważnych sprawach dotyczących janowskiej hodowli.
– Drzwi są otwarte. Jak pani widzi, nie postawiłem przed wejściem ochroniarza...
* Profesor Sławomir Pietrzak kieruje stadniną od 20 czerwca 2016 roku. Jest miłośnikiem i znawcą koni. Zajmuje się nimi naukowo. Jest związany z Uniwersytetem Przyrodniczym w Lublinie. Jego pasją jest jeździectwo.
Napisz komentarz
Komentarze