Przyjaźnił się pan z panem Bogusławem Kaczyńskim wiele lat, jak się poznaliście i jakie pierwsze wrażenie wywarł na panu najsłynniejszy popularyzator muzyki klasycznej w Polsce?
Kiedy maestro obejmował teatr muzyczny "Roma" w Warszawie, postanowiłem wziąć udział w przesłuchaniu. Studiowałem wtedy na Akademii Muzycznej we Wrocławiu, na wydziale wokalno-aktorskim. Po zabawnym incydencie, bo pomyliłem nuty i zamiast arii operowej, zaśpiewałem pieśń neapolitańską "O`sole mio", wywołałem nie małe rozbawienie osób mnie oceniających. Jednak, po trzech tygodniach otrzymałem telegram, który zawierał informację, że sam Bogusław Kaczyński chce mnie zaangażować do swojego teatru. W ten sposób poznałem wybitnego Polaka, przed którym czułem wielki respekt.
Wspominał pan też o długich dyskusjach przy kominku. Którą z rozmów zapamiętał pan szczególnie?
Tych rozmów nie da się zliczyć, było ich tak dużo. Rozmawialiśmy o wszystkim. O codzienny życiu, problemach, ale też o muzyce, a przede wszystkim o sztuce i artystach. Każdy z tych dialogów pozostał w mojej pamięci. Szczególnie uwielbiałem słuchać opowiadań o spotkaniach z legendarnymi śpiewakami światowej klasy.
Bogusław Kaczyński proponował przejście na "ty", jednak Pan się nie zgodził. Dlaczego?
Wiąże się z tym pewna zabawna sytuacja, kiedy to pan Bogusław, będąc po udarze, usiłował usiąść na sofie, a nie było to łatwe zadanie. Ja z troski, uniesionym głosem powiedziałem: "Bogusławie, proszę uważać!" No i zapadła cisza. Pan Bogusław spojrzał na mnie i powiedział: "Proszę, ależ proszę mówić mi po imieniu!" Poczerwieniałem i odpowiedziałem: "Przepraszam panie Bogusławie, ale nie potrafiłbym. Jest pan tak wielką osobowością i wybitnym człowiekiem, że nie umiałbym." Nigdy później nie wracaliśmy do tego tematu.
Cały wywiad przeczytacie w aktualnym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, nr 38
Napisz komentarz
Komentarze