Wyjazd na ziemie odzyskane uniemożliwił małej Marysi pójście do szkoły. Dopiero po powrocie w rodzinne strony, w wieku dziewięciu lat, jej matka Olga zapisała ją do Szkoły Podstawowej w Kijowcu, oddalonym od Husinki o 6 km. By polepszyć życie Marysi i umożliwić jej edukację w Białej Podlaskiej, ojciec chrzestny dziewczynki Jan Panasiuk, zaproponował Oldze, że przygarnie najmłodszą z jej trzech córek i będzie ją wychowywał. Jednak kobieta stanowczo zaprotestowała, chciała bowiem zatrzymać najmłodsze dziecko przy sobie. - W domu panowała bieda i często brakowało pieniędzy na podstawowe potrzeby. Mimo tego, pierwsze lata minęły bardzo szybko i wiążą się z dobrymi wspomnieniami – wyznaje Maria, która nie zważając na deszcz, śnieg czy mróz – chętnie uczęszczała na lekcje. Przyznaje, że jedyną okazją do zabawy były powroty ze szkoły, później nie było na to czasu, gdyż wszystkie dzieci pomagały w gospodarstwach. Najlepszymi koleżankami Marysi były Halina Jakoniukówna i Maria Weremczuk z Kijowca, u której często, zwłaszcza zimą, nocowała. W Kijowcu Maria ukończyła siedem klas i mimo nie najlepszej sytuacji finansowej rodziny Panasiuków, wspomina te czasy z rozrzewnieniem.
Maria kontynuowała edukację w Białej Podlaskiej, w Szkole Krawiectwa Zawodowego dla dziewcząt, mieszczącej się w Parku Radziwiłła. Po przeprowadzce do miasta miała nadzieję na rozpoczęcie lepszego życia. Chętnie uczestniczyła w lekcjach i uczyła się zawodu krawcowej. Pierwszą spódniczkę przygotowała samodzielnie ze skrawków materiałów, które zostały po zajęciach. - Z trzech kawałków w kolorach brązowym, szarym i czarnym uszyłam sobie spódnicę i byłam z siebie bardzo dumna. W końcu miałam coś tylko dla siebie – opowiada z uśmiechem na twarzy. Wspomina także bardzo nieprzyjemne zdarzenie z tamtych czasów. - Zgodnie z zarządzeniem dyrektora, miałyśmy uczestniczyć w pochodzie pierwszomajowym. Jednak, pamiętając słowa mamy i stryja Stefana o tym, że takie wydarzenia organizowane są przez komunistyczne władze, które nie mają nic wspólnego z Polską, zbuntowałam się i nie wzięłam udziału w pochodzie – opowiada. Niestety spotkały ją za to przykre konsekwencje. - Podczas jednego z codziennych apeli, nauczyciel rosyjskiego, wyprowadził mnie na środek sali i przed wszystkimi uczennicami i pracownikami szkoły. Następnie udzielił nagany za nieposłuszeństwo i nazwał "wrogiem Polski Ludowej" - relacjonuje. Otrzymała wtedy też oceny niedostateczne z języka polskiego i rosyjskiego.
Cały artykuł przeczytacie w najnowszym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, nr 38
Napisz komentarz
Komentarze