Ognisko ASF wykryto w gospodarstwie na początku sierpnia. Wcześniej, w weterynarii zgłosili chęć sprzedaży świń, dlatego urzędnicy przyjechali, by pobrać krew przed zbyciem zwierząt. - Akurat tego dnia padła nam jedna świnia. Lekarz przeprowadził sekcję, po czym wstępnie stwierdził, że nie z powodu ASF. Pobrał też próbki do badań. Niestety, wkrótce okazało się, że świnia była zakażona i wydano decyzję, że należy wybić całe stado, czyli 89 sztuk. Kiedy o tym usłyszeliśmy, przeżyliśmy szok. Te świnie to był nasz cały dorobek życia – opowiada Anna Dzyr. Dodaje, że odszkodowanie mieli dostać w ciągu dwóch tygodni.
Sprawy się jednak skomplikowały a procedura wydłużyła. Toteż dopiero w październiku Dzyrowie otrzymali decyzję, w której odmówiono im wypłaty odszkodowania. – Powody są dla mnie absurdalne. Czy ktoś pomyślał o mojej rodzinie? Przecież straciliśmy główne źródło utrzymania. Mam dzieci na utrzymaniu, wszystkie się jeszcze uczą - w szkole podstawowej, w liceum oraz na studiach. Jak zapewnię im godziwy byt i kontynuację edukacji, skoro odmawia mi się nawet skromnej rekompensaty? – pyta zrozpaczona właścicielka gospodarstwa.
Cały artykuł przeczytacie w najnowszym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, nr 45
Napisz komentarz
Komentarze