Zdzisław Jobda ps. "Tur", urodził się w 1926 r. w Białej Podlaskiej. - Kiedy w mieście powstała partyzantka, chwycił za broń i służył jako żołnierz Armii Krajowej w oddziale "Lecha" czyli por. Stanisława Chmielarskiego. Później oddziały się połączyły i był pod dowództwem "Zenona" czyli majora Stefana Wyrzykowskiego. Działał na terenie Janówki, Burwina, Kozłów i w okolicach Łosic – wspomina jego syn, Grzegorz Jobda. "Po krótkim odpoczynku i uzupełnieniu amunicji, rozpoczęliśmy przemieszczanie oddziału małymi grupkami w kierunku Grabarki, pozostawiając tabory w dotychczasowym miejscu postoju.
Ponieważ strzelanina trwała dookoła, co było normą, w okolicach Janówki spotkaliśmy dużą grupę partyzantów radzieckich od Wołodi, którzy opatrywali rannych. Wywiązała się dyskusja. Pytali – czy my od "Bogdana". Po czym gratulowali nam brawurowej akcji na grobli i powiedzieli, że wspierali polski oddział partyzancki, który maszerując traktem Witoroskim natknął się pod Leszczanką na duże zgrupowanie dywizji niemieckiej, do której należała zdobyta przez nas bateria dział" – wspomina Zdzisław Jobda w swoje książce pt. "Biała w mojej pamięci" wydanej w 2000 r., będącej formą biografii, jednak napisanej w szerokim ujęciu historycznym.
W swojej publikacji podkreśla też, że do lutego 1947 r. przyjazd do Białej dla każdego AK-owca związany był z poważnym ryzykiem. "Nawet po amnestii przypadkowe spotkanie chociażby w pociągu były często wykorzystywane przez służby specjalne do przesłuchań. Takie przesłuchanie odbyłem w kilka lat po amnestii, w Okręgowym Zarządzie Informacji Wojskowej w Warszawie, po przypadkowym podróżowaniu z Warszawy do Białej z "Kropką" – wyjawia.
Cały artykuł przeczytacie w aktualnym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, nr 33
Napisz komentarz
Komentarze