Cieszę się, że znalazła Pani czas na rozmowę ze mną. Tym bardziej, że niedawno na rynek weszła książka „Dzikowska. Pierwsza Biografia legendarnej podróżniczki” autorstwa Romana Warszewskiego. Na południowym Podlasiu spotkała się z ogromnym zainteresowaniem. Nie tylko dlatego, że jest Pani ikoną dziennikarstwa, ale również dlatego, że urodziła się Pani w Międzyrzecu Podlaskim. Jakie jest Pani pierwsze wspomnienie związane z Bożym Narodzeniem w Międzyrzecu?
Mam przed oczami taki obraz: jestem półtorarocznym dzieckiem, siedzę obok pięknej choinki i rozkładam klocki, które dostałam na gwiazdkę. Pamiętam, że mówiłam już wtedy wierszyki i śpiewałam piosenki. Wszystko dzięki tacie, który mnie tego nauczył. Następne wspomnienie związane jest z okresem wojny, kiedy to uciekaliśmy na wieś, do Żerocina. Mój ojciec niósł mnie całą drogę na barana. Walczył w Armii Krajowej i musieliśmy się schronić, dlatego zamieszkaliśmy u dziadków.
Późniejsze wspomnienia bożonarodzeniowe dotyczą okresu studiów. Razem z moim narzeczonym, a późniejszym mężem, Andrzejem Dzikowskim przyjechaliśmy na święta do mojej mamy. Ojciec już nie żył, gdyż rozstrzelali go Niemcy. Mimo to w domu panowała ciepła atmosfera, mama miała już drugiego męża. W pamięci utkwiła mi pewna zabawna sytuacja. Siedzieliśmy przy stole wigilijnym i nagle zobaczyliśmy, że płonie choinka. Zapaliła się od świeczek. Powinniśmy ją gasić, ale my patrzyliśmy na ogień i tylko śpiewaliśmy piosenkę: Bracia, patrzcie jeno, jak niebo goreje” (śmiech). Na szczęście drzewko udało się w końcu zagasić. W mojej rodzinie w święta panowała wyjątkowa atmosfera, pełna życzliwości. Pamiętam, ciasteczka robione przez maszynkę mojej babci Brońci, były pyszne i rozpływały się w ustach. Chociaż w domu było skromnie, to nie brakowało ciepła i miłości.
Była Pani zdolnym dzieckiem. W wieku 6 lat rozpoczęła Pani naukę, w wieku 16 zdała maturę i wyjechała na studia do Warszawy...
Tak, mając 6 lat poszłam do pierwszej klasy, potem 3 i 4 klasę zaliczyłam w rok. Jako szesnastolatka zdałam maturę w międzyrzeckim LO i wówczas udało mi się dostać na studia na Uniwersytet Warszawski na filologię chińską. To, że będę studentką, nie było to takie oczywiste. Rok wcześniej zostałam aresztowana za członkostwo w organizacji antykomunistycznej i pół roku przebywałam w więzieniu na Zamku Królewskim w Lublinie. Wypuszczono mnie na mocy amnestii. Miałam wtedy 15 lat. W pół roku zdałam więc maturę. Przekonałam komisję rekrutacyjną UW, aby umożliwiła mi zdawanie egzaminu na sinologię we wrześniu. Udało się i zdobyłam indeks.
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 17 grudnia
Napisz komentarz
Komentarze