Urodził się w 1937 r. w rodzinie Franciszka i Julianny Kowaluków. Choć w czasie II wojny światowej był dzieckiem, to w jego pamięci utkwiło wiele obrazów z tego okresu. Jego rodzice podczas światowego konfliktu ukrywali, na strychu swojego domu, Żyda. Mężczyzna w nocy pracował, szyjąc kożuchy i wyprawiając skórę. Jeden z nich podarował Juliannie. - Moja mama nosiła go przez dziesięć lat - opowiada Czesław Kowaluk. Jednak Franciszek i Julianna nie byli zawsze zgodni. Kilkuletni Czesław był świadkiem, jednej z dramatycznych rozmów. – Matka klęczała trzymając ojca za nogi i błagała: Odpraw tego Żyda! Inaczej wszyscy skończymy w Oświęcimiu! Jednak ojciec postawił na swoim – dodaje mężczyzna.
Ukrywający się spędził w Kuzawce dwa miesiące. Odjechał wraz z dwójką innych Żydów. Franciszek zawiózł ich na stację kolejową do Terespola. Stamtąd mieli pojechać do Związku Radzieckiego. Tymczasem ojciec Czesława wiedząc, że przesuwał się front, zabrał rodzinę do swojej siostry mieszkającej w Nowosiółkach. Wracając musieli przejechać obok miejsca jednej z potyczek. – Przy drodze z Malowej Góry do Mokran, na polu leżały dziesiątki zabitych Niemców. Było gorąco, więc ciała szybko spuchły i pasy wbijały im się w brzuchy. Do dziś pamiętam, iż mieli na piersiach wiele medali oraz martwe konie z nienaturalnie powyginanymi kończynami. Dokoła było też mnóstwo łusek po nabojach – wspomina Czesław.
W 1953 r. przyszedł do Kowaluków list z Ameryki. Niestety, trafił najpierw do Kuzawki koło Sławatycz i tam ktoś go otworzył, w dodatku na deszczu, więc rodzina otrzymała pismo z rozmytym atramentem. Okazało się, że ukrywający się w ich domu mężczyzna przeżył wojnę i mieszka w Chicago. Wyraził też nadzieję, na spotkanie po latach. Jednak adresu nie udało się odczytać i kontakt się urwał.
Z Janowskim spał w jednym łóżku
Kiedy powstała „Solidarność” Czesław Kowaluk natychmiast się do niej przyłączył. Zdecydował się też zaangażować we wsparcie robotników protestujących na wybrzeżu. W tym czasie miał już duże gospodarstwo rolne, specjalizujące się w uprawie warzyw. Mógł sobie pozwolić na regularne transporty żywności do Gdyni i Gdańska. Mobilizował też innych zamożnych rolników, co poskutkowało kolejnymi dostawami ziemniaków, kapusty czy cebuli. Cały czas był w kontakcie z działaczami prowadzącymi drukarnię związku „Solidarność” w Jelitkowie.
Z pomocą swego przyjaciela Tadeusza Kaliszewskiego i za pośrednictwem Jerzego Antonowicza przekazał rodzinie internowanego wtedy Lecha Wałęsy dwa worki cebuli, beczkę kapusty i beczkę ogórków. Wraz z ówczesnymi działaczami „Solidarności”, posłem ziemi gdańskiej Furtakiem, Jerzym Antonowiczem, rolnikiem i stolarzem, prywatnie pomagającym Lechowi Wałęsie oraz Gabrielem Janowskim, spotykał niedługo po tym lidera związkowców na plebanii kościoła św. Brygidy w Gdańsku. Widział się też z brutalnie prześladowanym wtedy kapelanem „Solidarności” ks. Jerzym Popiełuszko. Miało ono miejsce na plebanii kościoła św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu podczas stanu wojennego. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 28 stycznia
Napisz komentarz
Komentarze