Urodziła się w 10 grudnia 1930 r. w Jelnicy. To miejscowość położona blisko Międzyrzeca Podlaskiego. Jej ojciec Wojciech Stefaniuk pracował w gorzelni i prowadził kilkuhektarowe gospodarstwo, a mama Leokadia zajmowała się domem i czwórką dzieci. – Rodzice przy nas nigdy się nie kłócili. To było wzorowe małżeństwo – przyznaje Eugenia.
Początek II wojny światowej pamięta doskonale. Była wtedy w II klasie szkoły podstawowej.
– Widziałam samoloty, które zrzucały bomby. To było rano, więc na polach byli już rolnicy. W pamięci mi utkwiło, jak rzucali narzędzia i biegli w stronę lasu, by się schować. Rodziców akurat nie było w domu. Był ogromny popłoch wśród sąsiadów. Wszyscy uciekali. Wzięłam z szafy najpiękniejszą według mnie sukienkę i razem z rodzeństwem pobiegliśmy za innymi do lasu – relacjonuje Eugenia Zalewska. Dodaje, że nigdy nie zapomni huku zrzucanych bomb, przeraźliwego krzyku ludzi i zawodzącego płaczu dzieci. – Zwłaszcza przerażone były kilkuletnie maluchy, które też bez rodziców znalazły się w lesie. W porównaniu do nich byłam duża, więc nie wypadało żebym okazywała strach jak one – wyjaśnia Eugenia Zalewska. (...)
W szkole uczyła się tylko przedmiotów zasadniczych, języka polskiego, rachunkowości i przyrody. Pozostałą wiedzę uczniowie uzupełniali w czasie tajnych kompletów. - Na lekcje prowadzone potajemnie, przychodziło tylko kilku nauczycieli oficjalnie uczących w szkole. Pozostali nauczali pod zmienionymi nazwiskami i pojawiali się na zajęciach, tylko w określonym czasie – wyjaśnia nauczycielka. Starano się by miejsce tajnych kompletów ciągle się zmieniało. Zazwyczaj były one organizowane w domach uczniów i trwały po trzy, cztery godziny dziennie. – Konieczna była konspiracja, w innym przypadku zostalibyśmy zabici i nauczyciele również – zauważa Eugenia. (...)
Pamięta też dobrze Żydów, którzy w Międzyrzecu Podlaskim chodzili razem z nią do szkoły, zanim powstało getto. – Nikt nie miał do nich złego nastawienia. Wręcz przeciwnie, zawiązywały się znajomości, przyjaźnie. Jednak wszyscy moi koledzy i koleżanki pochodzenia żydowskiego trafili do getta – wyjaśnia Podlasianka.
– Mój szwagier Józef Frąckiewicz z sąsiadem, w każdy czwartek, kiedy odbywał się targ w Międzyrzecu Podlaskim, kupowali mięso, by w workach na ziemniaki przemycić je do getta. Na wierzchu były kartofle, a pod spodem cielęcina – tłumaczy Eugenia Zalewska. (...)
W 1946 r. Eugenia Zalewska zdała egzamin, jednak dostała się do liceum ogólnokształcącego w Międzyrzecu Podlaskim dopiero w kolejnym roku. Wcześniej nie mogła podjąć nauki bo szkoła była płatna. Jednak po niedługim czasie zniesiono czesne. Później przeniosła się do szkoły w Leśnej Podlaskiej. W tym czasie zapisała się do harcerstwa, gdzie zdobyła pierwsze szlify. Jej drużynową była Elżbieta Sokołowska. – Zbiórki odbywały się zazwyczaj w lesie, tam też zdobywałam sprawności – mówi harcerka. Po pewnym czasie została zastępową, a później drużynową. Następnie rozpoczęła pracę w Szkole Podstawowej nr 5 w Białej Podlaskiej jako nauczycielka. Wówczas dyrektor, w 1952 r. spytał czy była kiedykolwiek związana z harcerstwem. Potwierdziła i wyjęła na dowód krzyż harcerski z torebki. Od tamtej pory zaczęła prowadzić drużynę harcerską przy szkole. (...)
Cały artykuł w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 14 kwietnia
Napisz komentarz
Komentarze