Minister w ogólnopolskich mediach podkreślał, że targowiska są bezpieczniejsze niż sklepy. Ardanowski informował również, że koronawirus nie przenosi się z owoców i warzyw na człowieka. Nie można się nim także zarazić od zwierząt. Nie ma zatem powodu, by ograniczać funkcjonowanie targowisk. Tym bardziej, że handel odbywa się na świeżym powietrzu. W przedświątecznym tygodniu wielu zarządców targowisk zdecydowało się więc na otworzenie obiektów.
Jednym z nich jest wójt gminy Łomazy Jerzy Czyżewski. – Zdecydowaliśmy się otworzyć nasze targowisko na prośbę wystawców i ministra Ardanowskiego. Zależało nam, aby produkty rolno-spożywcze mogły być sprzedawane. Ogłosiliśmy to na stronie internetowej, aby jak najwięcej mieszkańców dowiedziało się o tej decyzji – mówi wójt. Miejscowy samorząd znalazł też sposób na zachowanie środków bezpieczeństwa. - W dniu odbywania się targowiska na miejscu był przedstawiciel gminy wyposażony w środek dezynfekujący. Spryskiwano nim ręce. Pracownik pilnował porządku, czyli m.in. liczby klientów oraz by zachowane były odległości między oczekującymi w kolejce i między klientami a sprzedawcami – dodaje włodarz.
Na razie we wtorek, 7 kwietnia na plac targowy przyjechało tylko kilku wystawców. Choć odzew wśród mieszkańców był spory. Ludzie chętnie kupowali produkty z regionalnych gospodarstw. Wójt zapowiada też, że w najbliższy wtorek, zaraz po świętach targowisko będzie także otwarte. Ponownie też urzędnik będzie pilnować zachowania zasad bezpieczeństwa. Swoje zadowolenie z otwarcia targowisk wyrażali także wystawcy, dla których targ to jedyna możliwość sprzedania swych produktów. – Przerwałam sprzedaż na miesiąc. Straciłam na ten czas źródło dodatkowego dochodu. Tym bardziej cieszę się, że mogę znów wyjść do klienta – komentuje Teresa Tchórz.
Kobieta na targowisko w Rossoszu przyjechała 9 kwietnia z Horodyszcza. - Moje warzywa, tj. marchewka, cebula, buraki, ziemniaki, pietruszka czy chrzan sprzedały się w dużych ilościach – zaznacza z satysfakcją. Rolę lokalnych targowisk podkreśla Marek Wilbik, przedsiębiorca ze Studzianki. – Sprzedajemy na nich niektóre produkty, takie jak pasze, dlatego ich zamknięcie powoduje utratę części klientów i pogorszenia sytuacji finansowej firmy – zauważa. Dlatego na otwarciu obiektów skorzystają też więksi gracze.
Na otwarcie targowiska nie zdecydował się zaś wójt gminy Tucznej Zygmunt Litwiniuk. – W gminie nie rozwiązuje to potrzeb społecznych. Nie mamy tu producentów rolnych, którzy sprzedawaliby warzywa czy owoce - uważa. Jego zdaniem lokalne sklepy w zupełności zaspokajają potrzeby. Decyzję o zamknięciu placu targowego podtrzymałem również w trosce o bezpieczeństwo. Poczekam, aż sytuacja się poprawi. Nie chcę ryzykować – tłumaczy wójt.
Napisz komentarz
Komentarze