26 kwietnia minie dokładnie 34 lat od największej katastrofy jądrowej, jaka dotknęła Europę i świat - awarii i wybuchu 4 reaktora elektrowni jądrowej Czarnobyl. Ta rocznica zapadnie wszystkim wyjątkowo w pamięci, bo w kwietniu tego roku oczy Europy znów zwróciły się w kierunku Ukrainy i zamkniętej od 34 lat elektrowni na Polesiu. Wszystko przez pożary wybuchające od 4 kwietnia w odstępach kilku dni i w różnych częściach Czarnobylskiej Strefy Zamkniętej. Już wiadomo, że spowodowały one straty nieodnotowywane na tym terenie od 1986 roku, czyli do katastrofy jądrowej. „Trudno nawet przekazać, jak wielka jest to strata dla historycznej wartości tego miejsca, zarówno z punktu widzenia katastrofy czarnobylskiej, jak i w ogóle dla tej części Polesia. Wydarzenia sprzed 34 lat spowodowały bowiem zatrzymanie czasu w tych miejscach i, tym samym, zrobienie z wiosek prawdziwego skansenu przeszłości. Co gorsza, niektóre z tych miejsc były niemal nienaruszone...” – piszą autorzy facebookowego profilu Napromieniowani.pl, którzy w strefie byli ponad 110 razy. dokumentując ją dokładnie od lat.
To właśnie Napromieniowani.pl zrelacjonowali z olbrzymią skrupulatnością rozwój sytuacji w Czarnobylskiej Strefie Zamkniętej od 4 kwietnia, gdy pojawiło się pierwsze ognisko pożaru. To ognisko pojawiło się w odległości 58 km od elektrowni, tuż przy granicy Strefy, objęło 20 ha powierzchni i zostało szybko ugaszone. Jednak już dzień później ogień pojawił się w nowym miejscu, w tym samym rejonie, 5 km od granicy Strefy i objął 5 ha. 7 kwietnia teren objęty pożarami przy granicy Czarnobylskiej Strefy Zamkniętej obejmował już 35 ha, a 8 kwietnia ogień znalazł się „około 6,5 kilometra od elektrowni i tylko 1,5 kilometra od granic tzw. Czerwonego Lasu będącego jednym z najbardziej skażonych radioaktywnie miejsc” – relacjonowali Napromieniowani.pl. 10 kwietnia ogień wdarł się do miejscowości Czarnobyl. Dzień później Napromieniowani.pl informowali: „Pożar (...) objął już powierzchnię 3500 hektarów, co czyni go największym od czasu katastrofy w 1986 roku. Po raz pierwszy władze Strefy przyznały, że nie były gotowe na pożar na tak dużą skalę i choć zaangażowano wszelkie możliwe środki, by zapobiec oraz wyeliminować ogień, to okazało się to niewystarczające. Problem polega na tym, że po 34 latach duża część Strefy stała się terenami dzikimi do których nie ma dostępu. Strażacy wiedzą gdzie się pali, ale zwyczajnie nie są w stanie dojechać tam pojazdami.”
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 21 kwietnia
Napisz komentarz
Komentarze