Urodził się w 1949 r. Przyznaje, że pochodzi z ubogiej rodziny.
– Tato był sierotą, mama półsierotą. Skończyli tylko cztery klasy szkoły podstawowej. Jednak, obydwoje mieli dobry słuch i ładnie śpiewali. Tato grał też na harmonijce. Kiedy byłem w siódmej klasie stwierdziłem, że chciałbym grać na instrumencie. Nawet płakałem, by przekonać rodziców do kupienia mi akordeonu. Niestety, nie mieli pieniędzy by spełnić moje marzenie. Dowiedziała się o tym moja babcia. Powiedziała rodzicom, że ma odłożone oszczędności i wesprze rozwój mojej pasji do muzyki. Po niedługim czasie dała moim rodzicom 800 zł aby kupili akordeon. Dzięki temu dostałem mały instrument polskiej marki. Na początku wziąłem cztery lekcje gry, a później sam się dokształcałem – wspomina Jerzy Dyć.
By rozwijać swoje umiejętności wybrał szkołę, przy której istniał zespół muzyczny. Po rozpoczęciu nauki, natychmiast się do niego zapisał. W tym czasie grał na szkolnych akademiach na akordeonie, uczył się też gry na perkusji. Wtedy też dowiedział się jak czytać nuty. Po ukończeniu szkoły średniej zaczął się kształcić w studium nauczycielskim w Siedlcach. W studium także działał zespół muzyczny, w którym Jerzy Dyć grał na saksofonie i na perkusji. Po ukończeniu edukacji zaczął pracę do szkoły w Radoryżu, gdzie był opiekunem internatu.
Wówczas założył dla uczniów zespół muzyczny, w którym grał na akordeonie. W tej placówce edukacyjnej pracował trzy lata. W tym czasie próbował zdawać do średniej szkoły muzycznej, a później przeniósł się do Radzynia Podlaskiego, gdzie pracował w szkolnej świetlicy i prowadził zespół muzyczny. Ze swoimi podopiecznymi brał udział w różnego rodzaju konkursach i przeglądach muzycznych np. w Przeglądzie Piosenki Radzieckiej. Przygrywał też śpiewaczkom w Jabłoniu i Milanowie. Grał w kilku orkiestrach dętych, w Parczewie, Milanowie, Rossoszu i Sławatyczach. A najdłużej w Jabłoniu, bo przez dwadzieścia lat. Był też na przeglądzie akordeonistów w Krasnymstawie i dwa razy brał udział w przeglądzie poezji śpiewanej w Białej Podlaskiej. Zaznacza też, że od dziecka lubił grać w warcaby, czego nauczył go ojciec.
– Już w średniej szkole udawało mu się pokonywać tatę w grze. Później zacząłem jeździć na zawody. Brałem udział w mistrzostwach, które odbywały się w Siedlcach. Jeździłem też, na zawody w brydża i szaradziarstwa do Białegostoku i Lublina – mówi Jerzy Dyć. (...)
W Zespole Szkół Rolniczych w Jabłoniu uczył od 1979 r. przez ponad 25 lat. Na początku powierzono mu sekcję lekkoatletyki, a z czasem także zespół muzyczny i sekcję szachowo-warcabową. Zajmował się też akompaniowaniem zespołowi tanecznemu. – Starałem się atrakcyjnie prowadzić lekcje i urozmaicać je na wszystkie możliwe sposoby. Nie brakowało w czasie ich trwania elementów tańca i śpiewu oraz gier i zabaw na powietrzu. Organizowałem też wycieczki, a zimą łyżwiarstwo, saneczkarstwo i narciarstwo – mówi Jerzy Dyć. (...)
By urozmaicić lekcje wychowania fizycznego przez dziesięć lat prowadził lodowisko na tzw. Czarnym Stawie, w parku obok pałacu Zamojskich. – Moja inicjatywa cieszyła się dużym zainteresowaniem nie tylko młodzieży. Dorośli również chętnie przychodzili pojeździć na łyżwach. Do dziś pamiętam uroczyste otwarcie, w czasie którego byli obecni oficjele. Do południa na lodowisku Jerzy Dyć prowadził lekcje łyżwiarstwa i zabawy na łyżwach, później grano w hokeja. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 16 czerwca
Napisz komentarz
Komentarze