70-letni Jan N. mieszkał samotnie w Lichtach w drewnianym domu jeszcze po rodzicach. Miał żonę i dzieci, dziś już dorosłe, ale – jak mówią mieszkańcy – lubił popić. Nieszczęście wydarzyło się w sobotę 11 lutego po południu. Zajęło się jednak nie od świeczki, ale od kaflowego pieca, którym mężczyzna ogrzewał dom.
"Właściciel domu zaprószył ogień podczas rozpalania w kaflowym piecu" – brzmi komunikat Państwowej Straży Pożarnej w Radzyniu Podlaskim. Kiedy mężczyzna rozpalił ogień, poszedł spać. Nawet nie wiedział, że wywołał pożar. Jak domyślają się mieszkańcy Licht, pora dnia (była godz. 15.30) wskazywała, że mógł być już nietrzeźwy.
Jerzy Niewęgłowski, radny rady gminy w Czemiernikach, to sąsiad Jana N. – Usłyszałem, jak strzela eternit. Od razu wiedziałem, że to pożar. Kiedy dobiegłem do jego posesji, strażacy już działali. Palił się dach, a w domu było czerwoniutko od płomieni – opowiada. Do środka nie dało się wejść. Strażacy przygasili płomienie, buchnął niesamowity dym. Strażak z Radzynia wszedł do środka i zlokalizował miejsce, gdzie jest właściciel domu. Jan N. leżał na łóżku pod ścianą. Strażacy, aby wydobyć ciało, wycięli dziurę w drewnianych balach domu i wynieśli go. – Ale to już były same węgielki – mówi radny. Ratownik pogotowia. które było już na miejscu, oficjalnie potwierdził zgon mężczyzny.
W domu częściowo spalił się dach oraz prawie cała izba drewnianego domu. Jan N. to już trzecia śmiertelna ofiara pożaru w powiecie radzyńskim w tym roku. W niedzielę 5 lutego w Brzozowicy Dużej w gminie Kąkolewnica czad zabił 84-letnią kobietę. Jej dom zapalił się od pieca typu "koza". W styczniu dwa razy strażacy wyjeżdżali do pożarów domów w gminie Wohyń. W jednym właściciel stracił dach nad głowę, w drugim stracił życie człowiek. Mężczyzna zapadł w śpiączkę, z której się nie wybudził. Zmarł na początku lutego.
Aneta Franczuk
Więcej w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa nr 7.
Napisz komentarz
Komentarze