Kiedy w dzieciństwie chorował, wolny czas wypełniał rysowaniem. Wtedy będąc jeszcze chłopcem, postanowił zostać artystą. Marzenie udało mu się spełnić. Niestety, w wieku 13 lat dotknęła go rodzinna tragedia. W 1956 r. zmarł jego ojciec. Jednak przed śmiercią zdążył spytać Macieja, jakie plany ma na przyszłość i doradził synowi Liceum Ogólnokształcące im. S. Staszica w Lublinie. Nastolatek nie potrafił jednak pogodzić się z utratą ukochanego taty i zaczął wagarować oraz spóźniać się na lekcje.
Jak przyznaje wolał spędzać czas na tworzeniu. Po roku stwierdził, iż zmieni szkołę i zaczął naukę w liceum plastycznym w Nałęczowie, a kolejno przeniósł się do szkoły o tym samym profilu w Lublinie.
– Po części wykorzystywałem fakt, że nauczyciele się nade mną litowali, ze względu na to, iż byłem półsierotą. Wszystkie spóźnienia czy brak pracy domowej uchodziły mi płazem – mówi Maciej Falkiewicz. Razem z mamą i młodszym bratem pewnego lata pojechał do Gdyni Orłowo. Tam zakochał się w Marcie, pięknej córce miejscowego artysty. Nie tylko zachwycała go uroda dziewczyny, ale też prace i charyzma jej ojca. W związku z tym, postanowił nie wracać, a zacząć naukę właśnie w Gdyni. W tej szkole również wzbudził sympatię i współczucie wśród nauczycieli, którzy przymykali oko na jego szkolne wybryki. Wciąż rozwijał swój talent, którzy pedagodzy dostrzegali. Młodzieńcze uczucie do uroczej Marty, zakończyło się wraz z jej wyjazdem do Anglii.
– Żałuję jedynie, że nie udało mi się uczyć w czterech liceach plastycznych, gdyż w młodości marzyłem również o dostaniu się do Zespołu Szkół Plastycznych im. Antoniego Kenara w Zakopanem – żartobliwie podsumowuje swoje szkolne perypetie artysta.
Początek przyjaźni z prof. Maciągiem
Rozpoczynając studia na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie znał już prof. Ludwika Maciąga z jego ilustracji, które były publikowane w książkach. - Byłem nimi zafascynowany, a także jego znajomością historii i kostiumów. Wiedziałem, że chcę się wzorować na jego twórczości i dlatego wybrałem właśnie jego pracownię i prof. Michała Byliny, również wybitnego pedagoga i artysty – mówi Maciej Falkiewicz. Jak zaznacza, studia to był wspaniały okres w jego życiu. Przyznaje, że jego prace były dobrze oceniane, co było dla niego miłym zaskoczeniem. – Cieszyłem się, że zbieram pochwały od tak cenionych artystów - podkreśla.
W tym czasie zaczęły pasjonować go też konie. Z tego powodu szukał miejsc, w których równocześnie mógł malować i jeździć konno. Poza tym w wakacje, podczas studiów, dorabiał jako statysta w filmach, np. widać go np. w jednym z kadrów „Poszukiwany, poszukiwana”. - Mimo to, nigdy nie myślałem o tym by zostać aktorem, było to dla mnie raczej tylko hobby i sposób na zarobienie kieszonkowego – stwierdza. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 28 lipca
Napisz komentarz
Komentarze