Kurowski pamięta, że lipę w 1962 roku posadzili jego ojciec Józef z dziadkiem, na polu położonym w Wiskach. Od 20 lat działka jest już jego własnością. I przez cały ten czas mężczyzna był przekonany, że stara lipa rośnie w obrębie jego pola. Bardzo się zdziwił, gdy latem ubiegłego roku wysokie i liczące około jednego metra średnicy drzewo... zniknęło.
– Lipę ścięto i zabrano bez mojej wiedzy, bez ustalenia granicy działki. Wójt powiedział mi, że drzewo rośnie przy drodze i przeszkadza dla jednego rolnika, który nie może dojechać na swoje pole. Rozumiem, że jadąc ciągnikiem lub kombajnem drzewo mogło być przeszkodą. Tyle że rosło ponad 50 lat na mojej działce, a teraz raptownie działka zmieniła granice. Czyżby wójt Tucznej sam ustalał granice wedle uważania? – oburza się mieszkaniec Wisek.
Rolnik postanowił upomnieć się u wójta o zwrot ściętego drzewa lub zadośćuczynienie za "wyrządzoną szkodę". Czekał, ale jak mówi, odpowiedzi się nie doczekał. Stąd też w styczniu skierował skargę do Samorządowego Kolegium Odwoławczego na decyzję wydaną przez władze gminy.
Problem w tym, że to nie wójt zezwolił na wycięcie drzewa. – Wiem, że właściciel działki uruchomił odpowiednie instytucje kontroli. Ale błędnie myśli, że decyzje o wycince drzew wydaje wójt. Robi to bowiem starosta – tłumaczy Zygmunt Litwiniuk, wójt gminy Tuczna.
Wójt nie ma wątpliwości, że wycinka spornej lipy odbyła się legalnie. – Drzewo rosło na drodze. Jest to działka gminna. Ponadto wycinka odbyła się na wniosek kilku rolników, którzy skarżyli się na to, że drogą nie da się przejechać – wyjaśnia.
Monika Pawluk
Więcej na ten temat czytaj w papierowym lub elektronicznym wydaniu "Słowa" nr 8.
Napisz komentarz
Komentarze