Waldemar Mazur urodził się 20 marca 1948 roku w Husince, wsi położonej w gminie Biała Podlaska. Jego rodzice prowadzili 14-hektarowe gospodarstwo rolne. Do 1955 r. uczęszczał do małej szkoły z łączonymi klasami, w rodzinnej miejscowości. Później uczył się w Woskrzenicach Dużych, 5 km od domu. – Komunikacji nie było, więc latem jeździłem rowerem, a jak się popsuł szedłem pieszo. Zimą ojciec lub jeden z rodziców moich kolegów zaprzęgał konie do sań do których wszyscy wsiadaliśmy i w ten sposób docieraliśmy na lekcje – wspomina.
Rodzice chcieli by po ukończeniu szkoły pozostał w Husince i prowadził gospodarstwo. Nawet, w tym celu kupili więcej ziemi. Mimo to, ojciec Waldemara poszedł do szkoły, by poradzić się w sprawie przyszłości syna, nauczyciela muzyki. Ten odpowiedział, iż powinien wysłać syna do Liceum Pedagogicznego w Leśnej Podlaskiej. – Przystałem na ten pomysł. Kiedy przyszedł list ze szkoły, okazało się, że mam się stawić na egzaminy z języka polskiego, matematyki i na badania uzdolnień muzycznych – opowiada wieloletni pedagog.
Ukradli placki dyrektorowi
Jak przyznaje, 1 września 1962 r. rozpoczął się najpiękniejszy okres w jego życiu.
– Tu spotkałem znakomitych pedagogów, w tym Wincentego Banaszkiewicza i Bolesława Żaczka. Przekazywali nie tylko wiedzę z przedmiotów, ale uczyli nas także zasad odpowiedniego zachowania się. Szkoła stała się dla mnie drugim domem – zaznacza. – W liceum spotkałem się z prawdziwą muzyką. Początkowo uczyłem się gry na skrzypcach, a później na innych instrumentach. Szkoła stwarzała możliwości rozwoju w każdej dziedzinie. Dzięki uczęszczaniu do liceum poznałem też wiele osób, w tym swoją pierwszą miłość.
Miał też okazję rozwijając się artystycznie, gdyż przy placówce funkcjonowały: chór, orkiestra, zespół muzyki rozrywkowej, grupa taneczna i teatr szkolny. – Pobudka była o 6.30, po niej mieliśmy poranną gimnastykę. Następnie myliśmy się w zimnej wodzie, a potem ze śpiewem na ustach biegliśmy do stołówki na śniadanie. Były też piosenki, których śpiewać nie można było. Za intonowanie utworu pt. „Wojenko, wojenko” dostałem po uszach – śmieje się nauczyciel. A że młodzi, więc wiecznie głodni napisali nawet specjalną piosenkę dla kucharek: „Kuchnia, kuchnia jeść nam się chce. Żołądek piszczy, człowiek się niszczy, kuchnia, kuchnia jeść nam się chce”.(...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 10 listopada
Napisz komentarz
Komentarze