Marlena Molicka urodziła się i mieszka w Białej Podlaskiej. Ukończyła studia ekonomiczne, jednak jak przyznaje nie wiąże z nimi swojej przyszłości. Być może dlatego, że czas pandemii obudził w niej na nowo artystyczną duszę i na przekór losowi trudny dla wszystkich rok 2020, dla niej okazał się wyjątkowym.
Dwa powody przebudzenia
Po pierwsze dlatego, że została mamą małego Jasia, po drugie, przez to, że odkryła w sobie nową pasję. - Rok 2020 rzeczywiście był dla mnie przełomowy. Przeprowadziłam się i urodziłam synka, który jest przekochanym maluchem. Co prawda, pandemia zmusiła nas do częstszego przebywania w domu, ale to, jak się okazało też wyszło mi na dobre – opowiada Marlena Molicka.
Od najmłodszych lat lubiła malować, czas pochłaniało jej odtwarzanie na kartkach postaci z książek i komiksów. - Bardzo mnie to relaksowało. Często z mamą wykonywałyśmy też przeróżne prace plastyczne, nie tylko na zajęcia w szkole, ale po prostu dla zabicia nudy – mówi.
Podkreśla też, że dopiero po latach zaczyna doceniać wszelkie techniki, których uczono w szkole, choć jako nastolatka nie do końca była do nich przekonana. Teraz, gdy odkryła na nowo swoje artystyczne zdolności, chce poznawać ich jak najwięcej i doskonalić się w kolejnych. Na razie jednak jej wolny czas pochłania string art. Co to takiego?
Z gwoździ i nici
- String art to metoda wbijania gwoździków w drewno, sklejkę lub jakiekolwiek podłoże, a następnie przeplatanie nici między nimi, tak aby powstał wybrany przez nas wzór. Tak jak w każdej dziedzinie, ilu ludzi, tyle różnych stylów tworzenia. Można więc robić string art na deskach surowych, opalanych lub malowanych. Sposób zaplątania i wybór wzorów też może być różny. Najważniejsze jednak, aby nie kopiować pomysłów od innych czy brać wzory z Internetu. Warto dodać coś od siebie i działać we własnym stylu – wyjaśnia młoda artystka.
Pierwsze obrazy wykonała w maju zeszłego roku, do tej konkretnej techniki zainspirował i zachęcił ją mąż. - Pewnego wieczoru pokazał mi prace wykonane metodą string art. Spodobało mi się, a będąc na urlopie macierzyńskim, mimo dodatkowych obowiązków w wychowaniu dziecka, miałam też czas dla siebie. Postanowiłam to wykorzystać, zwłaszcza, że w najlepsze trwała pandemia koronawirusa i trzeba było spędzać większość czasu w domu. Jak widać w każdej złej sytuacji można znaleźć ziarnko dobra – wyjawia Marlena. Mąż bialczanki jest stolarzem, stąd nietrudno było o materiały do pierwszych obrazów. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia z 2 marca
Napisz komentarz
Komentarze