Wyrok w głośnej sprawie Doroty P., byłej już (została zwolniona z pracy zaraz po aresztowaniu dwa lata temu) sekretarki w Zespole Szkół nr 3 w Łukowie, zapadł w środę 17 sierpnia w radzyńskim Sądzie Rejonowym. Oskarżona – pochodząca z Żabikowa w gminie Radzyń Podlaski córka radnej gminy i prezesa miejscowego klubu sportowego – nie stawiła się na odczytaniu wyroku.
Kobiecie za handel narkotykami groziło do 15 lat więzienia. Sąd skazał ją na półtora roku odsiadki. Za kratami będzie jednak już tylko 10 miesięcy, bowiem na poczet kary zaliczono jej areszt tymczasowy oraz zatrzymania sprzed dwóch lat. Sąd orzekł też przepadek mienia pochodzącego z działalności przestępczej – łącznie ponad 30 tys. zł.
Staranowała radiowóz
Zatrzymanie dilerki z Żabikowa było efektem rozpracowywania przez radzyńską Prokuraturę Rejonową tzw. grupy radzyńskiej, trudniącej się handlem narkotykami. Oprócz niej zarzuty postawiono dwunastu osobom, mieszkańcom powiatu radzyńskiego. Ich sprawy zostały wyłączone do odrębnego postępowania.
Dorota P. wpadła dwa lata temu w Wielki Czwartek. Policjanci chcieli zatrzymać ją do kontroli drogowej. Wiedzieli, że wraca z Siedlec z towarem, który miała rozprowadzić w powiecie radzyńskim i łukowskim. Dilerka widząc, co się święci, chciała uciec. W miejscowości Klimki staranowała policyjny radiowóz i wyrzuciła przez okno puszkę z 60 gramami amfetaminy. Miała z niej przygotować 600 porcji dilerskich. Jeszcze tego samego dnia policjanci przeszukali jej pokój, który zajmowała w domu rodziców. Znaleźli w niej wagę i przyrządy do odmierzania porcji.
Szkoła nie wiedziała o wyroku
Dorota P. była już znana policji. Miała na koncie wyrok za posiadanie narkotyków. Policjanci zainteresowali się nią przypadkiem, podczas rutynowej kontroli drogowej. W jej aucie, którym wracała z Siedlec, siedział "Gucio", znany policji radzyński diler. W procesie tzw. grupy radzyńskiej 24-latek również został oskarżony i skazany. Wtedy sprawa uszła jej na sucho. Jakimś cudem szkoła nie dowiedziała się, że pracująca tam sekretarka ma wyrok za posiadanie narkotyków, tym bardziej że karę dostała w zawieszeniu. Jedynie rodzice nie wypuszczali jej z domu przez dwa miesiące.
Kiedy skończył się areszt domowy, Dorota P. znów zajęła się dilerką. Jak zeznawali jej klienci, telefon dziewczyny krążył po całym powiecie. Wystarczyło zadzwonić "po palenie" (handlowała również marihuaną). Z klientami spotykała się głownie na przystankach autobusowych, stacjach paliw, pod wiejskimi sklepami.
Miała długi i... "Gucia"
Dlaczego dziewczyna z zamożnego domu i z koneksjami (jej wujek jest łukowskim starostą, pod którego podlega szkoła, w której pracowała dilerka) trudniła się handlem narkotykami? Jak zeznała w prokuraturze, chciała zarobić pieniądze na długi. "Było tego około 30 tys. zł po ludziach, nie licząc rodziców" – czytamy w aktach. "Gucia", który wprowadził ją w świat dilerów, poznała w Paszkach w gminie Radzyń Podlaski, w salonie gier.
Śledczy podejrzewali, że sekretarka mogła rozprowadzać narkotyki również wśród uczniów szkoły, w której pracowała. Tego jednak nie udało się potwierdzić. Wyrok nie jest prawomocny, a proces toczył się za zamkniętymi drzwiami.
Napisz komentarz
Komentarze