Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 22 listopada 2024 07:39
Reklama
Reklama

Bialskopodlaski Klub Kolekcjonera ma 40 lat

W ich domach czasem trudno znaleźć metr kwadratowy wolnej przestrzeni. Dużo w nich za to dawnych monet, znaczków, pocztówek, militariów, książek. Wierzą, że "starocia" mają w sobie to coś. To, co sami nazywają duszą.
Bialskopodlaski Klub Kolekcjonera ma 40 lat

W każda trzecią niedzielę miesiąca na stolikach przy BCK rozkładają to, co dla nich najcenniejsze. Handlują, wymieniają się, dyskutują. 21 sierpnia ich giełda była jednak wyjątkowa. Tego dnia świętowali bowiem swoje czterdziestolecie. Bo tyle już lat minęło, od momentu, gdy powstał Bialskopodlaski Klub Kolekcjonera. Z okazji jubileuszu rozdano dyplomy i wręczono okolicznościowe upominki. - Klub i giełdy dają doskonałą okazję do wszelkich transakcji dla tych, którzy żyć bez kolekcjonerstwa już nie potrafią – śmieje się Henryk Marczuk, prezes BKK.

Zbierają prawie wszystko

Był sierpień 1976 roku, kiedy kolekcjonerzy zrzeszyli się w wówczas jeszcze Podlaskim Klubie Kolekcjonera. Jego nazwę zmieniono na obecną dopiero po 29 latach. Kiedyś zbierali się w wieży w parku Radziwiłłowskim, potem w domu socjalnym Biaweny. Zawsze jednak działali pod egidą domu kultury. Dziś klub liczy 54 członków. Najmłodszy ma około trzydziestu lat. Zdecydowana większość jednak zdecydowanie więcej.

– Nasz klub nie jest jednak instytucją zamkniętą. Mile widziani są nowi pasjonaci w każdym wieku – przekonuje Andrzej Olichwiruk. – Chociaż kolekcjoner najczęściej jest postrzegany jako pasjonat antyków lub dzieł sztuki, to nasz klub zrzesza zbieraczy znaczków pocztowych, monet, banknotów, militariów, odznaczeń i innych przedmiotów, które mogą utworzyć zbiór. Duża grupa klubowiczów to numizmatycy. Ale nic dziwnego, wszyscy lubimy zbierać pieniądze. Bardzo często kolekcjoner nie skupia się tylko na jednym zbiorze, lecz łączy kilka zainteresowań. Zbiera równocześnie monety, pocztówki, bagnety i stare książki, ale także opakowania po czekoladach i magnesy na lodówkę.

To trzeba kochać

Prezes klubu Henryk Marczuk nie ma wątpliwości: kolekcjonerem może zostać człowiek, który ma pasję. – Trzeba to kochać, jak ja – podkreśla. A miłość ta w jego przypadku zaczęła się niepozornie. Szkoła zawodowa w Siedlcach, zbieranie znaczków, wymiana z kolegami.

– Powiększanie zbiorów w tamtych latach było zdecydowanie trudniejsze niż dziś. Niemniej jakoś się to udawało. Obecnie mam jakieś 25 klaserów, może więcej. Znaczki wydane od 1948 r. mam mniej więcej wszystkie. Dużą część stanowią te z papieżem Janem Pawłem II. Najciekawszy to przedstawiający spotkanie Ojca Świętego z Jaruzelskim – opowiada.

Monety polskie też zaczął zbierać, nim skończył 20 lat. – Ale zaprzestałem kolekcjonerstwa jakieś cztery lata temu. Po prostu w domu nikt z młodszego pokolenia tych zbiorów nie chce. Właściwie jestem teraz handlarzem – mówi.

Przyznaje jednak, że od czasu do czasu kupić coś mu się zdarza. Niedziele spędza na giełdach. - Białystok. Lublin, Siedlce. W tym roku byłem nawet na Jarmarku Dominikańskim w Gdańsku. Bo jak mi przyjdzie tego dnia siedzieć w domu, to jestem chory. Nie mogę znaleźć sobie miejsca. Kolekcjonerstwo to dla mnie piękna rzecz. Jestem przekonany, że już z tego nie wyjdę do końca życia – podkreśla.

Hobby, które rozwija

Stanisław Litwiniuk miał 17 lat, gdy znalazł pierwszych kilka monet. Dziś jego zbiory obejmują przede wszystkim rzeczy związane z tematyką sakralną: śpiewniki religijne, medaliki, krzyże, ryngrafy. – Zostałem wychowany w wierze katolickiej i przedmioty, które gromadzę, mają dla mnie duże znaczenie duchowe. Wśród nich jest na przykład pamiątka po babci - medale z kongresu eucharystycznego w Siedlcach z czerwca 1929 roku czy guzik z 1794, z czasów insurekcji kościuszkowskiej – opowiada kolekcjoner.

Po czym dodaje: - Ostatnio poszerzyłem zbiór monet o monety Watykanu do 1945 r. Trudno je dostać, bo ich nakłady sięgały ok. 30 tysięcy, ale jest to możliwe. Tym bardziej, że wiele daje przynależność do klubu - znamy się, wiemy, co kto zbiera. Gdy natrafiamy na jakąś rzecz, która przydałaby się komuś innemu, dzwonimy. Tak jest o wiele łatwiej.

Jego zdaniem kolekcjonerstwo to hobby, które wciąż rozwija. - Gdy znajdę coś interesującego, zastanawiam się, z jakim wydarzeniem historycznym rzecz się wiąże. Odwiedzam strony internetowe, wertuję książki, rozmawiam z innymi ludźmi i jestem bogatszy o nową wiedzę – podkreśla i dodaje, że zbiory mają jeszcze jedną niepowtarzalną wartość dla zbieracza: po prostu cieszą oko.

Pasja bywa dziedziczna

Krzysztof Malinowski jest numizmatykiem. Ale zbiera też m.in. widokówki czy książki. - U mnie w domu nie ma pół metra kwadratowego ściany, żeby coś nie wisiało. Dla mnie starocia mają duszę – podkreśla.

Mówi, że pasję do kolekcjonowania odziedziczył. Babcia Bolcia, gdy na ulicy znalazła choćby guzik, schylała się i przynosiła go do domu. Nie ominęła niczego, co miało wartość materialną czy symboliczną. Ale swój wkład w hobby pana Krzysztofa ma też babcia Lutka. – Znalazłem u niej kiedyś monetę. Umieszczona była, zgodnie zw zwyczajem, w poduszce z pierzem. Zapytałem, czy mogę ją wziąć i dostałem pozwolenie. To był 1 grosz z 1923 r. – wspomina.

Posiadaczem drugiej ciekawej monety stał się też przez przypadek. Jednocentówka schowana była w kieszonce marynarki, którą dostał w paczce z USA. Takie były początki jego kolekcji monet obiegowych świata. Zaczynał od dwóch, dziś ma ich ponad dziesięć tysięcy. – I choć zdarza mi się trafić na piękny banknot i go zakupić, nie potrafię się nim zachwycać tak jak monetami – przyznaje.

Obyśmy doczekali pięćdziesiątki

Opiekunem koła z ramienia BCK jest Tomasz Wróblewski. – Chłopaki są głównie zbieraczami, choć są wśród nich także handlarze, dla których kolekcjonerstwo stanowi źródło utrzymania. Niektórzy mają naprawdę bardzo ciekawy zbiory. Jedne z ciekawszych to kolekcja rzeczy związanych z Białą Podlaską i okręgiem, a także jeden z największych w Polsce zbiór miniatur orderów. Na to 40-lecie życzę sobie i im, abyśmy w takim lub powiększonym składzie doczekali kolejnego dziesięciolecia – mówi Wróblewski.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: chyży rójTreść komentarza: niech najpierw szczepią psy i koty będąnce w niewoli w miescie,Dodatkowo właściciele nie sprzątają po swoich niewolnikach,Postawić strażnika miejskiego i niech wali mandaty,od tego jest.Data dodania komentarza: 21.11.2024, 10:57Źródło komentarza: Wścieklizna w natarciu. Wykryto ją u domowego psa i krowyAutor komentarza: chyży rójTreść komentarza: a to dlatego,bo trzeba używać i rozumu a im zabrakloData dodania komentarza: 21.11.2024, 10:48Źródło komentarza: Kierowała po alkoholu. Uderzyła w busaAutor komentarza: AndrzejTreść komentarza: Ja na temat specjalności.Byłem w wojsku 40 lat wstecz, na szkole młodszych specalistów i po niej zostałem dowódcą obsługi R-140 M.Myślałem że nie ma już tej specjalności,a to dlatego że taka radiostacja,tzn,anteny nadawcze wysyłają w eter tyle energii,że każdy może szybciutko zlokalizowac miejsce.Nawet wtedy,w latach 80 mówiono nam że każda rsdt.dużej mocy to ,,świeci jak zimny ogień odpalony z zupełnej ciemności'.Oczywiście były na radiostacji urządzenia do pracy zdalnej,chyba z odległości do 150m,ale nigdy tego nie ćwiczyliśmy.Więc jestem bardzo zdziwiony,że wojsko ciągle szkoli ludzi z alfabetu Morsa,jest to przestarzałe,przy dzisiejszej cyfryzacji.Data dodania komentarza: 21.11.2024, 10:33Źródło komentarza: Mistrz MMA w szeregach terytorialsów. To międzyrzeczaninAutor komentarza: BartekTreść komentarza: Nie sposób nie dostrzec emocji, jakie towarzyszą Twojej wypowiedzi, ale wydaje mi się, że przedstawiasz rzeczywistość w sposób nazbyt uproszczony i jednowymiarowy. Oczywiście, dorosłość wymaga odpowiedzialności, a założenie rodziny jest jej istotnym elementem, ale przecież nie jest to jedyna definicja dojrzałości czy wartości człowieka. To, że ktoś nie ma jeszcze rodziny, nie oznacza, że jego opinie na temat patriotyzmu, obronności czy poświęcenia nie mają znaczenia. Twoja krytyka młodych ludzi, którzy mówią o wojnie czy bohaterstwie, opiera się na założeniu, że każdy, kto nie doświadczył wojny, idealizuje ją i traktuje jako romantyczną przygodę. To spore uogólnienie. Faktycznie, są osoby, które mogą nie rozumieć w pełni, czym jest wojna, ale równie dobrze można powiedzieć, że ktoś, kto nigdy nie służył w wojsku, może mieć bardzo realistyczne i świadome podejście do tych spraw. Nie jest to czarno-białe. Co więcej, podkreślasz, że polska tradycja heroizmu, którą wiążesz z upadkiem I i II Rzeczypospolitej, jest przyczyną problemów naszego kraju. Nie sposób jednak nie dostrzec, że właśnie ta tradycja dała nam bohaterów, którzy walczyli o niepodległość i wolność – nie tylko w zbrojnych konfliktach, ale też w codziennej pracy, działalności politycznej i społecznej. Zgadzam się, że wojna to koszmar – brud, smród, krew i cierpienie. Nikt, kto naprawdę rozumie jej naturę, nie traktuje jej jako romantycznej przygody. Ale czy oznacza to, że nie powinniśmy o niej rozmawiać, przygotowywać się do obrony kraju, czy doceniać poświęcenia tych, którzy byli gotowi walczyć za swoje ideały? Krytyka młodych, którzy szukają swojego miejsca w tradycji wojskowej czy patriotycznej, wydaje się nieco niesprawiedliwa. To nie znaczy, że są naiwni – być może po prostu szukają sensu, który jest głęboko zakorzeniony w naszej historii i kulturze. Ostatecznie, odwaga i odpowiedzialność nie mają jednej definicji. Można być odpowiedzialnym i odważnym w rodzinie, ale również w służbie publicznej, w wojsku, czy po prostu w codziennym życiu. Każdy etap życia ma swoje wyzwania i nie powinniśmy deprecjonować jednych wyborów na rzecz innych.Data dodania komentarza: 21.11.2024, 09:01Źródło komentarza: Mistrz MMA w szeregach terytorialsów. To międzyrzeczaninAutor komentarza: chyży rójTreść komentarza: "dlatego, że", nieuku, zapamiętaj. Nie ma żadnego "dlatego, bo".Data dodania komentarza: 21.11.2024, 08:45Źródło komentarza: Kierowała po alkoholu. Uderzyła w busa
Reklama
Reklama