Zdecydowałam się napisać, ponieważ robię bilans swojego macierzyństwa i wychodzi mi, że jestem złą matką. Głównie chodzi tu o brak sprawiedliwej miłości do dzieci z mojej strony. Jestem mamą córeczki i synka. Córka jest młodsza, syn straszy. Gdy tak analizuję nasze relacje, wyraźnie widzę, że syn jest mi droższy, bardziej za nim tęsknię w pracy lub na wyjeździe, bardziej też lubię się z nim bawić. Córka niestety często mnie złości, irytuje mnie, że właściwie ciągle chce się przytulać i nie odstępuje mnie na krok, a ja jestem tym wiszeniem na mnie zmęczona. Wyrzucam sobie, że mniej kocham córkę, a syna bardziej, i się tym zamartwiam. Jak sobie z tym poradzić?
Ilona
Rozumiem pani rozterki i cierpienie, tym większe że – jak się domyślam – nie ma pani z kim podzielić się swoimi troskami. W takich sytuacjach wybucha w nas wstyd i pojawiają się wyrzuty sumienia, nikomu więc o tym nie mówimy. Zazwyczaj wydaje nam się – zgodnie z panującymi stereotypami – że matka po równo powinna obdarzać swoje dzieci miłością. Jeśli z jakiś względów tak nie jest, zaczynamy uważać się za wyrodne rodzicielki.
Ja proponowałabym pani, by przyjąć inny punkt widzenia. Miłości, którą darzymy dwie różne osoby, nie da się do siebie porównać. Jest ona po prostu inna, ale inna jakościowo, nie ilościowo. Bo jeśli zapytam panią, którą z osób pani bardziej kocha – swoją matkę, ojca, męża, czy syna – nie będzie mi pani w stanie udzielić odpowiedzi. Dlaczego? Ponieważ każdego z wymienionych członków rodziny kocha pani inaczej. W tych różnych miłościach zawierają się rożnego typu komponenty występujące w rożnej proporcji.
Podobnie rzecz się ma z pani dziećmi. Miłość, którą obdarza pani synka, jest inna od miłości do córeczki. Nie pozostaje więc nic innego, jak to zaakceptować i dostrzec w tej różnorodności bogactwo pani macierzyństwa.
Pani Ilono, porównywanie miłości do dwójki swoich dzieci nie ma sensu! Proszę nie zadręczać się wyrzutami sumienia, ale jak najwięcej przebywać z dziećmi, bawić się z nimi, okazywać uczucia. Jestem pewna, że gdy pani zaakceptuje te dwie różne miłości, to i irytujące dla pani zachowania córki ulegną wyciszeniu. Myślę, że są one tak uciążliwe, ponieważ córka czuje, że pani ma kłopot z własnymi emocjami wobec niej i próbuje sobie zaskarbić w ten sposób pani sympatię.
W ciągu dnia proszę także nie zapominać o swoich potrzebach, takich jak chwila dla siebie, odpoczynek, zadbanie o swój wygląd – w końcu, gdy mama czuje się dobrze, to i dzieci są szczęśliwe.
Zachęcam panią także do rozmów na temat uczuć do dzieci z mężem i przyjaciółkami, które także mają pociechy. Taka wymiana przeżyć, choć na pewno na początku trudna, z jednej strony pokaże pani, że inne osoby kryją w sobie podobne odczucia, z drugiej zaś zadziała terapeutycznie zarówno na panią, jak i rozmówców.
Takie tematy goszczą bowiem bardzo rzadko w naszych dyskusjach, ale często zalegają w zakamarkach naszych serc i zatruwają nasze dusze, powodując, że sami źle o sobie myślimy. Boimy się takich rozmów, bo wydaje nam się, że ostro zostaniemy ocenieni przez innych. W rezultacie jednak, gdy wyrzucimy z siebie, to co nas męczy, okazuje się, że to nie tylko nasz problem, a do tego takie wygadanie się działa oczyszczająco i kojąco.
Życzę pani dużo radości z bycia z dziećmi i satysfakcji z odkrywania w sobie pokładów wielobarwnej miłości i macierzyństwa.
Barbara Jeronimek-Tofilska
Napisz komentarz
Komentarze