Jak się zaczęła pana muzyczna przygoda?
Moja przygoda z muzyką zaczęła się naprawdę wcześnie. Po dwóch latach nauki w ognisku muzycznym, mój profesor Mieczysław Balcerzak zabrał mnie na spotkanie grupy teatralnej Sylaba 73, mieszczącego się przy ulicy Moniuszki w Cechu Rzemiosł Różnych. Tam, jako akompaniator, miałem okazję grać na akordeonie podczas spektakli. Miałem wówczas 13 lat. Pierwszym przełomowym wydarzeniem był spektakl pt. „Szlakami walk partyzanckich”, w którym objechaliśmy całą Lubelszczyznę. To właśnie wtedy poczułem, że muzyka to nie tylko hobby, ale prawdziwa droga życiowa, która nadaje kierunek całej mojej przyszłości.
Wspomina pan, że to doświadczenie było dla pana przełomowe. Co sprawiło, że ten moment utkwił panu w pamięci?
Nie da się ukryć, że kluczowym momentem była premiera, podczas której miałem okazję współpracować z kwintetem akordeonowym, prowadzącym przez Mieczysława Balcerzaka. Utwory pisane specjalnie na pięć akordeonów, zagrane w klimacie uwertur, dawały poczucie, że właśnie stałem się częścią czegoś większego. Jednak to występ kwartetu wokalnego – czterech dziewcząt śpiewających utwory rozpisane na cztery głosy – otworzył mi oczy na potencjał muzyki wokalnej. Ich harmonijny śpiew i emocje, jakie przekazywały, zainspirowały mnie do marzeń o własnym zespole wokalnym. Ten moment, gdy usłyszałem ich głosy, był momentem przełomowym, który zmienił bieg mojego życia muzycznego.
Jacy nauczyciele odegrali najważniejszą rolę w pana muzycznej edukacji?
Największy wpływ na moją drogę muzyczną miał oczywiście Mieczysław Balcerzak – mój mentor, który nie tylko stworzył wyjątkowe grupy wokalne, ale także pokazał, jak wygląda profesjonalne podejście do sztuki. Ważną rolę odegrał również organista Leon Głuchowski, który uczył mnie pierwszych nut, przekonując moich rodziców o konieczności pójścia do szkoły muzycznej. Nie mogę zapomnieć o Waldemarze Mazurze, który wprowadził mnie w świat jazzu, improwizacji i nowatorskich rozwiązań muzycznych. Moi starsi koledzy – Jarosław Bijata i Bogusław Kłutnik – stali się dla mnie swego rodzaju nauczycielami, dzieląc się swoim doświadczeniem i wsparciem, gdy stawiałem pierwsze kroki w muzyce.
Prócz występów scenicznych, zajmował się pan także komponowaniem. Jak zaczęła się pana przygoda z tworzeniem własnych utworów?
Moja przygoda z kompozycją zaczęła się zupełnie przypadkowo. Ostatnio, szukając materiałów natknąłem się na zapomniane, pożółkłe zdjęcie dokumentujące moje pierwsze kompozycje. Były to utwory napisane do tekstów, które otrzymałem od ojca kapucyna Kazimierza Zycha – jeden na ofiarowanie, drugi zatytułowany „Wyjdę na drogę”. Z czasem zacząłem tworzyć także utwory dla dzieci – to właśnie wtedy narodziła się idea moich piosenek przeznaczonych dla młodych głosów. Pamiętam, jak z dumą brałem udział w festiwalach, m.in. w Sopocie zaprezentowałam piosenkę “Mleko Blues”, inne piosenki też były nagradzane, np. “Kołysanka” zdobyła Grand Prix na Festiwalu Malwy w Białej Podlaskiej. Każdy taki sukces utwierdzał mnie w przekonaniu, że warto szukać nowych form wyrazu, nawet jeśli nigdy nie chciałem na stałe przyjmować miana kompozytora czy tekściarza.
A jak ważne były dla pana występy i festiwale w budowaniu kariery?
Festiwale miały ogromne znaczenie – to one dawały mi pierwsze szanse, otwierały drzwi do szerszego świata muzyki. W 1988 roku miałem okazję wystąpić na międzynarodowym festiwalu, który można porównać do tego w Sopocie – wydarzenie, w którym spośród setek zgłoszeń wybrano tylko nielicznych. To właśnie tam, występując z orkiestrą, poczułem się jak gwiazda. Później, dzięki takim programom jak „Szansa na sukces”, miałem możliwość promować swoich podopiecznych, jako pierwsza w tym programie wystąpiła Georgina Tarasiuk, później zaprezentowały się Dominika i Martyna Lisieckie. Z kolei Kasia Sawczuk była w finale Voice of Poland, a obecnie do kin wchodzi jej kolejny film - "Śnieżka", gdzie dubbinguje i wykonuje utwory muzyczne. Nie sposób też zapomnieć o międzynarodowym Euro Festival w Bułgarii, gdzie nasz zespół triumfował, zdobywając Grand Prix. Te występy nie tylko budowały moją pewność siebie, ale również umożliwiły mi nawiązanie cennych kontaktów z artystami i ekspertami w dziedzinie muzyki.
Przez wiele lat był pan również nauczycielem w szkole muzycznej. Jak wpływało to na pana rozwój osobisty i artystyczny?
Praca w szkole muzycznej, gdzie przez 25 lat uczyłem gry na akordeonie, była dla mnie niezwykle cennym doświadczeniem. Nie tylko dzieliłem się wiedzą, ale również czerpałem inspiracje się od swoich uczniów. Ta działalność pozwoliła mi nawiązać głębokie relacje i pokazać, jak ważna jest pasja w przekazywaniu sztuki. Po latach postanowiłem stworzyć prywatne ognisko artystyczne, gdzie miałem możliwość umuzykalniać dzieci. To przedsięwzięcie trwało niemal trzy dekady i przyniosło mi ogrom satysfakcji, widząc, jak młode talenty rozwijają swoje umiejętności pod moim okiem.
Wspomniał pan także o wsparciu sponsorów m.in firmy Edwood. Jaką rolę odegrali w pana karierze?
Wsparcie sponsorów miało kluczowe znaczenie, szczególnie w początkowych etapach kariery. Od ponad 10 lat współpracuję z firmą Edwood, która okazywała mi ogromną pomoc finansową przy organizacji wyjazdów zagranicznych oraz zakupie niezbędnych materiałów muzycznych. Łączy nas wieloletnia przyjaźń, jesteśmy jak rodzina. Współpraca z klubem Rotary, a w szczególności z przyjaciółmi z Białej Podlaski oraz z Warszawy – Wiesławem i Zdzisławą Bombik – umożliwiła mi realizację ambitnych projektów, takich jak wyjazd na pierwszy zagraniczny festiwal do Bułgarii. Pomoc otrzymuję również od Bialskiego Centrum Kultury i prezydenta Białej Podlaskiej.
Jak wyglądała współpraca z ekspertami muzycznymi i jak wpłynęła na pana rozwój artystyczny?
Miałem szczęście pracować z wieloma wybitnymi postaciami świata muzyki. Dzięki wyjazdom na festiwale poznałem Elżbietę Zapędowską – nauczycielkę, która otworzyła przede mną zupełnie nowe horyzonty. W Warszawie miałem również okazję współpracować z twórcami takimi jak Anna Bajak czy Piotr Hajduk. Każde spotkanie było dla mnie inspiracją, a zdobywanie doświadczenia od najlepszych w branży sprawiało, że ciągle czułem się na bieżąco z najnowszymi trendami i technikami muzycznymi. To właśnie dzięki nim mój warsztat muzyczny mógł nieustannie się rozwijać, a ja sam czułem, że nieustannie uczę się czegoś nowego.
Co sprawia, że mimo tylu osiągnięć wciąż ma pan ogromną motywację do dalszej pracy?
Dla mnie muzyka to przede wszystkim pasja – coś, co wynika z głębi duszy. Urodziłem się do tego, a praca, która staje się pasją, nigdy nie przypomina obowiązku. Nawet wtedy, gdy miałem wolne, myśl o muzyce i nieustannej potrzebie tworzenia sprawiała, że nie potrafiłem się oderwać. To uczucie jest napędem do działania – ciągle szukam nowych wyzwań, eksperymentuję i rozwijam się artystycznie. Każdy koncert, każda premiera czy spotkanie z ludźmi, którzy kochają muzykę, dodają mi energii i utwierdzają w przekonaniu, że droga, którą obrałem, jest słuszna.
Jakie ma pan plany na przyszłość?
Patrząc w przyszłość, mam kilka ambitnych celów. Przede wszystkim chcę dokończyć książkę, którą rozpocząłem już jakiś czas temu – to projekt, nad którym pracowałem intensywnie, ale ze względu na wiele zobowiązań musiałem go odłożyć na później. Planuję wydać ją już na emeryturze. Nie zamierzam rezygnować z muzyki – wręcz przeciwnie. Poza tym marzy mi się nagranie profesjonalnej płyty z utworami dla dzieci. Mam w szufladach sporo kompozycji, które czekają na nowe aranżacje i właściwą oprawę. Wierzę, że takie przedsięwzięcie nie tylko przybliży moją twórczość młodszym pokoleniom, ale także przyczyni się do rozwoju muzyki dziecięcej, którą zawsze bardzo ceniłem. Mimo nadchodzących zmian, w sercu pozostanę muzykiem, gotowym na kolejne wyzwania i współpracę z ludźmi, którzy podobnie jak ja, kochają tę niezwykłą sztukę.
Czytaj też:
Napisz komentarz
Komentarze