"Gienio" - bo tak nazywany był przez znajomych i rodzinę - bardzo kochał swoje rodzinne Łosice i w każdej wolnej chwili z chęcią wracał tu odnajdując spokój i ukojenie.
– Wujek Gienio najczęściej odwiedzał nas w czasie letnio-jesiennym. Jego każdy przyjazd kojarzy mi się bezwarunkowo z wyprawą do lasu po grzyby, które wujek po prostu uwielbiał i znał się na nich jak mało kto. Doskonale wiedział, w którym okolicznym lesie nazbiera prawdziwków, gdzie rosną kurki a gdzie opieńki. Widać było jak oczy mu się iskrzą z radością kiedy wracał z takiej wyprawy z koszem pełnym rozmaitych grzybów - opowiada kuzynka Eugeniusza Ignaciuka, pani Joanna.
E. Ignaciuk był też niekwestionowanym i najlepszym inicjatorem wielu spotkań rodzinnych przy ognisku. - Z dzieciństwa pamiętam jak właśnie z inicjatywy wujka Gienia pakowaliśmy się całą rodziną do żuka czy nyski, jechaliśmy nad pobliskie jeziorko w lesie i biesiadowaliśmy całą noc przy ognisku i wtórze akordeonu, na którym przygrywał wujek Mirek. Dla mnie, jako dziecka, był to niezwykle magiczny czas, do którego wracam z sentymentem. Wujka Gienia zapamiętałam jako człowieka niezwykle otwartego, wrażliwego i ciepłego, z wielką wyobraźnią - dodaje pani Joanna.
Cały artykuł przeczytacie w najnowszym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, 32/2018
Napisz komentarz
Komentarze