Co jest przyjemnego w zanurzeniu się w lodowatej toni? Wystarczy spojrzeć na zdjęcie wykonane podczas kąpieli, by zauważyć zadowolenie malujące się na ich twarzach. Aż bije od nich rześkość.
– Jesteśmy zahartowani i nie chorujemy – zapewniają morsy z bialskiego klubu. Dlaczego tak jest? Ich system naczyniowy został przyzwyczajony, by być mało wrażliwym na chłód, przez co nie blokuje dopływu krwi i nie hamuje reakcji odpornościowej, która u normalnego człowieka słabnie pod wpływem wychłodzenia. Mówiąc wprost: na zimno... najlepsze jest zimno.
Klub istnieje od pięciu lat. Jego powstanie zainicjowało spotkanie z członkami podobnego klubu w Międzyrzecu Podlaskim. – Jeździliśmy każdej niedzieli zażywać wspólnych kąpieli z tamtejszymi morsami. W końcu podjąłem decyzję o utworzenia klubu na miejscu – opowiada Piotr Stefaniuk.
Tradycji nie zmienili. Nadal niedziela jest stałym dniem tak zwanego morsowania. W poprzednią, 6 listopada, miało miejsce otwarcie nowego sezonu zimowych kąpieli. W zbiorniku wodnym w Piszczacu zanurzyło się kilkanaście osób. Temperatura wody wynosiła około 5 stopni Celcjusza.
Ale to jeszcze nic. Zdarzyło im się kąpać, gdy na dworze słupki rtęci wskazywały 25 stopni poniżej zera. Jeżeli w tym roku zima będzie wyjątkowo sroga, może uda im się pobić dotychczasowy rekord.
Grupa morsów jest całkiem pokaźna. Na hartujących organizm wyjazdach pojawia się nawet 30 osób. Jak można dołączyć do klubu? – Wystarczy przyjść na spotkanie – wyjaśnia krótko Piotr. – Każdy, kto czuje się zdrowy, może zostać morsem – dodaje.
Kąpiel w lodowatej wodzie to nie tylko korzystny wpływ na zdrowie. To również atrakcyjne spędzanie czasu. – Najlepsze są wspólne kąpiele. Można porozmawiać, powygłupiać się, poznać nowych morsów. Miło jest później wypić razem gorącą herbatę i upiec kiełbaski. Morsowanie jednej osoby nie jest przyjemne, a może być niebezpieczne – mówi pomysłodawca Bialskiego Klubu Morsa. I zaprasza nowe osoby do udziału w wyjazdach klubu.
Kto się odważy? Na pewno warto.
(sb)
Napisz komentarz
Komentarze