Ryk silnika, zapach opon czy wiatr we włosach to tylko niektóre zalety, które powodują, że na dwa kółka ciągle się wraca. – Jeżdżę praktycznie od 10. roku życia. Miałem przerwę, bo dom, małe dzieci, ale nigdy nie zapomniałem o swej największej pasji. Kupiłem motocykl, wygospodarowałem trochę wolnego czasu i ruszyłem na podbój świata – śmieje się Stanisław Olędzki, członek Klubu Motocyklowego Monters.
– Na motocyklowe wojaże wybieram się z żoną. Początkowo jeździła na własnym sprzęcie. Teraz jako pasażer. Zwiedziliśmy nie tylko piękne zakątki Polski, ale także Europy. Obecnie jeździ się inaczej. Niemieckie i japońskie motocykle są bezpieczniejsze i mniej się psują. Zaczynaliśmy od słynnych "wuesek", które były akurat na topie. Choć często wymagały naprawy, to i jazda na nich dawała ogromną satysfakcję. Ja sam zaczynałem od takiej marki – opowiada Olędzki. – Kiedy miałem 16 lat, ojciec kupił mi nowy model. Byłem dumny. Z biegiem lat technologia poszła do przodu. Do wyboru mamy wiele modeli, w zależności, czy chcemy poruszać się na krótkie trasy i po mieście, czy zwiedzać dalekie krainy – zauważa.
– Czekamy na każdą wolną chwilę i rozpoczęcie sezonu i jedziemy przed siebie. Często planujemy kilkudniowe wycieczki. Zabieramy niezbędne rzeczy i w drogę. Nawet nie rezerwujemy noclegów. Śpimy akurat tam, dokąd dojedziemy. To jest właśnie ta adrenalina, szukanie przygód i niewiadoma, która czeka za rogiem. W grupie jest raźniej. Inaczej się podróżuje, jest wesoło i możemy na siebie liczyć. Poza tym poznajemy nie tylko rodzime miejsca, ale także obce, niejednokrotnie zapierające dech w piersiach rejony. Na jednośladach zwiedziliśmy już Serbię, Chorwację, Rumunię, Węgry, Słowację, Ukrainę czy Litwę. Ze szczególnym sentymentem wspominam wypad do Alp, gdzie jazdę między przełęczami zapamiętam na całe życie. W planach mamy jeszcze wiele wyjazdów, w tym roku np. do Czarnogóry i Albanii.
Cały artykuł przeczytacie w aktualnym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, nr 20
Napisz komentarz
Komentarze