Wyjazd planowali od kilku miesięcy. Zachęciła ich ubiegłoroczna wyprawa rowerowa do Warszawy. Teraz jednak postanowili wybrać dłuższą trasę. – Pojechaliśmy w Bieszczady. Trasę podzieliliśmy na cztery odcinki – informuje Nikodem Oleksak. Jego brat, Oliwier przyznaje, że miał pewne obawy. – Nie wiedziałem, czy dam radę przejechać całą trasę – mówi. Chłopcy dali radę. Wcześniej sporo ćwiczyli na krótszych, codziennych rowerowych dystansach. Mieli zresztą duże wsparcie ze strony taty Grzegorza.
– Motywowałem chłopaków. Przeprowadziliśmy wiele rozmów na ten temat. Zapewniałem ich, że ma to być dla nas przyjemność, że w każdej chwili, gdy okaże się, że nie mogą dalej jechać, przerywamy eskapadę, po prostu jedziemy tyle ile możemy – mówi Grzegorz Oleksak.
Chłopcy najgorzej wspominają poranne pobudki. Aby przejechać jak najwięcej w godzinach porannych, gdy ruch na drogach jest mniejszy, a słońce jeszcze niezbyt wysoko, wstawali przed godziną 4 rano. – Tato powiedział, że wtedy w lepszych warunkach możemy spokojnie jechać tak do godz. 10-11, gdy nie jest jeszcze bardzo gorąco – wspomina Nikodem. A kilometrów było do zrobienia sporo, bo cykliści na pokonanie trasy do Ustrzyk Górnych mieli tylko cztery dni .
Cały artykuł przeczytacie w aktualnym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, nr 29
Napisz komentarz
Komentarze