Pani Małgorzata (imię zmienione) mieszka w budynku od 2011 roku. Wcześniej nigdy nie było tego typu problemów. Pluskwy pojawiły się w 2017 r. po wprowadzeniu się sąsiadki do lokalu obok. Wówczas zgłosiła sprawę do zarządcy kamienicy, czyli do ZGL-u. Ten zlecił wprawdzie dezynsekcję, ale to ona musiała za nią zapłacić. Niestety, szkodniki pojawiły się ponownie. Skąd wie, że owady gnieżdżą się u sąsiadki? - Dowiedziałam się od znajomej, że wyrzuciła wersalkę, a osoba, która chciała ją pociąć widziała, jak wychodzą z niej pluskwy - zapewnia. Martwe owady w mieszkaniu sąsiadki znaleźli też pracownicy firmy wykonującej dezynsekcję.
Przyznaje, że myśli o założeniu sprawy w sądzie zarządcy, ponieważ poniosła wysokie koszty. – Uważam, że opłatę za dezynsekcję powinien pokryć ZGL, gdyż to nie moja wina. Co poradzę na to, że mam takie sąsiedztwo? Nawet jak mieszkanie jest sterylne to owady przez nieszczelne ściany mogą przejść do drugiego lokalu – zauważa czytelniczka. Na nogach ma mnóstwo krost, raz nawet pluskwa ukąsiła ją w oko. Żywiące się krwią ssaków robaki kąsają też jej dwa psy. Spryskiwanie kosztuje 380 zł. Należy to zrobić trzy razy, w odstępach trzech tygodni. W tym czasie nie można umyć podłogi ani wycierać kurzu z mebli, by nie zetrzeć środka niszczącego insekty. – Pytałam w ZGL dlaczego mam robić to za własne pieniądze, stwierdzili, że takie są przepisy. Ale prawnik, z którym się konsultowałam powiedział, że w takim przypadku koszty winna ponieść spółka. Wystąpiłam już nawet o zamianę mieszkania, niestety dostałam odpowiedź odmowną - dodaje nasza czytelniczka.
Cały artykuł znajdziecie w aktualnym wydaniu Słowa Podlasia z 24 września i na e-prasa
Napisz komentarz
Komentarze